Reklama

"Dostarczanie rozrywki jest podstawowym zadaniem filmowców"

"King Kong" Petera Jacksona to jedna z najbardziej oczekiwanych premier filmowych miijającego roku. To również przykład niezwykłego zaufania, którym producenci filmu obdarzyli nowozelandzkiego reżysera. Jackson mógł wyegzekwować pełną swobodę dzięki oszałamiającemu sukcesowi filmowej trylogii "Władcy Pierścieni". Swój najnowszy film Jackson oparł na klasycznym "King Kongu" z 1933 roku z Fay Wray w roli głównej. "King Kong" to jedna z najdroższych produkcji w historii kina. Za realizację filmu o budżecie 207 milionów dolarów Jackson zainkasowal jednak nie mniej rekordową gażę - 20 milionów dolarów.

Reklama

Nowozelandzki reżyser opowiedzial o pracy nad swym ostatnim filmem.

Skąd pomysł na "King Konga"?

Peter Jackson: Po raz pierwszy zobaczyłem King Konga w telewizji, kiedy miałem jakieś 8 lat. Zrobił na mnie olbrzymie wrażenie i zdecydowałem, że chcę zostać reżyserem. Pomyślałem: "Chcę robić filmy właśnie takie jak King Kong".

Dlaczego zdecydowal się Pan na remake klasyka z 1933 roku, a nie filmu z 1976 roku z Jessiką Lange?

Peter Jackson: Oryginalny "King Kong" z 1933 roku jest moim ulubionym filmem. Właśnie dlatego zawsze pragnąłem zrobić jego remake. Pomyślałem, że ta wspaniała historia opowiedziana przy użyciu dostępnych dzisiaj technik, może okazać się czymś zachwycającym. Tak naprawdę, wydaje mi się, że realizuję "King Konga" po prostu jako fan, który chce zobaczyć tę opowieść na ekranie w zaawansowanej technologicznie wersji.

Czy fakt, ze realizował Pan wcześniej "Władcę Pierścieni" pomógł przy "King Kongu"?

Peter Jackson: Jedną z lekcji, jakich nauczyłem się podczas realizacji "Władcy pierścieni" było to, że im bardziej fantastyczna opowieść, tym głębiej powinna zostać osadzona w danej rzeczywistości. Osadziliśmy akcję "King Konga" w latach 30. XX wieku i są to bardzo realistyczne lata 30. To opowieść o przetrwaniu. Opowieść o związkach, miłości i zrozumieniu dla bestii.

Czy od początku trzymał Pan główną rolę dla Naomi Watts?

Peter Jackson: To wspaniała aktorka - bardzo prawdziwa i uczciwa. Każda jej kreacja jest pełna emocjonalnej uczciwości. Widać to w jej oczach. A poza tym wszyscy byliśmy jej fanami. Kiedy, więc rozpoczęły się prace nad "King Kongiem" wiedzieliśmy, że musimy zaangażować kogoś, kto będzie w stanie zagrać postać, która stała się nieśmiertelna dzięki słynnej Fay Wray. Pomyśleliśmy, że to jedyna szansa, aby móc pracować z Naomi.

Postać reżysera Armstronga w pańskim filmie jest młodsza niż w oryginale...

Peter Jackson: Początkowo myśleliśmy o starszym Carlu Denhamie, tak jak miało to miejsce w oryginalnym filmie - Robert Armstrong miał około 50 lat. Potem jednak zaczęliśmy zastanawiać się nad kimś młodszym. Było to w okresie, kiedy do kin wszedł film "Szkoła rocka" i dzieciaki oszalały na jego punkcie. My sami obejrzeliśmy ten film około 10 razy i bardzo spodobał się nam Jack Black, a także pomysł, że właśnie on mógłby zostać Denhamem. Wyobraziliśmy sobie, że jest w typie młodego Orsona Wellesa, który w latach 30-tych XX wieku prowadził teatr Mercury w Nowym Jorku. Denham posiada ten rodzaj energii, która przyciąga ludzi do jego pomysłów - zrobi wszystko, co jest potrzebne, aby zrealizować swój film. Jest ambitny i ma w sobie trochę z łajdaka... podobnie jak było w przypadku Orsona Wellesa. Zdaliśmy sobie sprawę, że jeśli właśnie w ten sposób podejdziemy do postaci Denhama, Jack Black będzie idealny.

Pański film, mimo, że jest remakiem oryginalnego "King Konga", wiele jednak różni od filmu z 1993 roku.

Peter Jackson: Chciałem zrealizować remake oryginalnego filmu, a nie nową wizję King Konga. Chciałem oddać szacunek oryginalnej opowieści, ale przyznaję, że w naszym filmie są także inni bohaterowie. Nie wiedzieliśmy za bardzo, jak w jednym filmie umieścić dwóch macho - Jacka Driscolla i King Konga. Wydawało nam się, że bardziej interesująco będzie pójść w innym kierunku, jeśli chodzi o Driscolla.

Którego zagrał Adrien Brody...

Peter Jackson: Początkowo myśleliśmy tylko o zmianie charakteru postaci Driscolla, nie mając na uwadze żadnego aktora. Kiedy, jednak nadszedł odpowiedni czas, na pierwszym miejscu na naszej liście znalazł się Adrien Brody. Byliśmy właśnie w Londynie na uroczystości wręczenia nagród BAFTA, a Adrien był na planie zdjęciowym w Szkocji. Spotkaliśmy się w hotelu i zgodził się przyjąć rolę Jacka Driscolla

Krytycy zwracają uwagę, że pański King Kong jest stary.

Peter Jackson: Założyliśmy, że King Kong był ostatnim pozostałym przy życiu przedstawicielem gatunku. Miał matkę i ojca, a także prawdopodobnie rodzeństwo, które wyginęło. Był ostatnim z olbrzymich goryli, które zamieszkiwały Wyspę Czaszki i był bardzo samotny. Każdego dnia musiał walczyć z dinozaurami o przetrwanie na wyspie i wcale nie było to dla niego łatwe. Miał na ciele mnóstwo blizn powstałych podczas licznych starć. Zakładam, że w chwili, kiedy rozpoczyna się nasza opowieść King Kong miał około 100 - 120 lat i nigdy nie czuł zrozumienia dla żadnej innej istoty, ponieważ jego długie życie było bardzo brutalne.

Mimikę jego twarzy animatorzy dopasowali do fizjonomii Andy Serkisa, który w Pańskim filmie wciela się jeszcze w postać Golluma.

Peter Jackson: Animatorzy z Weta musieli wykonać olbrzymią ilość pracy, pod wieloma względami bowiem, animacja King Konga była trudniejsza niż Golluma (główną techniką była tutaj technika wychwytywania ruchu). King Kong natomiast robi rzeczy, których Andy Serkis nie potrafi: wspinanie się, bieganie, walka z dinozaurem. A poza tym w tej postaci jest niewiele z Andyego, a sporo z tradycyjnej animacji.

Czy Serkis faktycznie odtwarzał King Konga, czy jego twarz została tylko wklejona, żeby nadać gorylowi bardziej ludzkie rysy?

Peter Jackson: Andy przebywał codziennie na planie i wcielał się w King Konga. Oczywiście nie mierzy 8 metrów i dlatego stał na drabinach, podnośnikach, aby osiągać odpowiednią wysokość. Bardzo ważne było to dla Naomi, która musiała pokazać stosunek Ann do małpy... i miała do pomocy Andyego, z którym mogła rozmawiać. Wg mnie nie jest możliwe, aby aktor zagrał tak dobrze mając za partnera żółtą piłeczkę tenisową na patyku. Nigdy nie osiągnęlibyśmy takiego efektu.

Czy efekt, który został osiągnięty w studio, był nie do osiągnięcia w naturalnych plenerach?

Peter Jackson: Kiedy zaczynaliśmy "King Konga", prawie każdy zakładał, że Nowa Zelandia może być idealną lokalizacją. Mamy tutaj lasy tropikalne, które jednak pod koniec dnia wyglądają jak lasy na Hawajach czy inne, podobne, które można zobaczyć w milionach filmowych scen. Jednak dzięki wspaniałej pracy koncepcyjnej, mogliśmy skorzystać z takich elementów jak olbrzymie, zdeformowane drzewa, występy skalne i przepaści bez dna. Stworzony przez nas cyfrowy obraz wyglądał jak dżungla z piekła rodem i od początku wiedziałem, że nigdzie nie znajdziemy takich plenerów. Dlatego też szybko okazało się, że jedynym sposobem na to, aby Wyspa Czaszki wyglądała tak, jak sobie to wymarzyliśmy, było jej stworzenie od podstaw.

Od podstaw powstał też Nowy Jork lat 30.

Peter Jackson: Powołaliśmy Nowy Jork do życia w sposób identyczny z jego historycznym obrazem, nigdy jednak nie będzie go można tak naprawdę sfotografować. Po prostu już nie istnieje.

Czy wierzy Pan w kino rozrywkowe?

Peter Jackson: Wierzę, że dostarczanie rozrywki jest podstawowym zadaniem filmowców. Mam nadzieję, że nasz film pozwoli na emocjonalne zaangażowanie się widza w historie bohaterów, a także historię samego "King Konga" - nawet jeśli jest on dosyć przerażającym gorylem. Staraliśmy się, jednak, aby jego tragedia została właściwie zrozumiana... o tym przecież opowiada nasz film.

(Na podstawie materiałów UIP)

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Peter Jackson
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy