Reklama

Dorota Pomykała: Lubię ciszę [wywiad]

Dorota Pomykała to aktorka filmowa, serialowa i teatralna, znana między innymi z seriali "Blondynka", "Szpilki na Giewoncie" i "Singielka" oraz z występu w kultowej produkcji "Wielki Szu" Sylwestra Chęcińskiego. Ostatnio zaliczyła dwa bardzo udane występy w filmach "Jakoś to będzie" i nominowanej do Oscara krótkometrażowej "Sukience". W rozmowie z Interią opowiedziała, jak wspomina swoją pracę na planach tych produkcji, a także zdradziła, dlaczego unika ścianek.

Nie zabiega pani o role, nie ma przysłowiowego parcia na szkło, a jednak wciąż występuje w interesujących projektach. Ostatnim z nich jest m.in. film "Jakoś to będzie" Sylwestra Jakimowa, który zapowiadany jest jako "ostre jak brzytwa spojrzenie na współczesną Polskę". Ta komedia rozbawi czy rozzłości Polaków?

Dorota Pomykała: Myślę, że rozbawi. Da pomyśleć. Kręciłam film trzy lata temu. To trochę czasu, nie pamiętam już szczegółów, ale go oglądałam. Pamiętam, że mnie rozbawił. Reżyser ma duże poczucie humoru, jest bystrym obserwatorem otaczającej rzeczywistości.

Reklama

Poprzez role aktor opowiada także o sobie. Czy odnajduje pani jakieś punkty wspólne ze swoją bohaterką?

 - Moja postać to taka nadopiekuńcza mamuśka. Tak, posiadam też tę nieznośną cechę. Na szczęście nie w takim groteskowym wydaniu. Myślę, że wyolbrzymienie postaci zostało stworzone na potrzeby filmu, ale pewnie i takie mamy gdzieś są.

Co w tej kreacji było dla pani największym wyzwaniem? Może dowiedziała się pani dzięki niej czegoś o sobie samej?

- Wyzwaniem było na pewno wcielenie się w aż tak przerysowaną postać. Ona nawet fioletowe tulipany musi mieć. Zapamiętałam, żeby nie popełniać grzechu "nadopiekuństwa"". To naprawdę musi być meczące.

Dlaczego widzowie powinni zobaczyć film "Jakoś to będzie"? Co pani zdaniem jest największym atutem tej produkcji?

- Zachęcam bardzo do zobaczenia. Film ma dobre tempo. Reżyser obdarzył swoich bohaterów ciepłem i nutą śmieszności. Stworzył dowcipną konwencję, która da nam trochę wytchnienia od niepokoju świata.

Wystąpiła pani także w krótkometrażowej "Sukience", która walczy o Oscara. Czy nominacja dla tego filmu była dla pani zaskoczeniem?

- Nie myślałam o nominacji. Zrobiłam film z przezdolnym studentem Szkoły Filmowej. Oni to robili na zaliczenie. Kocham kamerę, wiec byłam szczęśliwa, że mam tak cudowną bohaterkę do zagrania. Potem okazało się, że te 29 minut filmu jeździ po festiwalach i je wygrywa. Później nagle wiadomość, że film znalazł się na oscarowej shortliście. Głośno i długo krzyczałam w swoim domu przed telewizorem, gdy odczytywali nominacje. Super energia.

Jak wspomina pani pracę na planie i partnerowanie głównej bohaterce, w którą wspaniale wcieliła się Anna Dzieduszycka?

- Z Anią złapałyśmy kontakt od razu, na pierwszej próbie. Okazało się szybko, że obie cenimy naturalność, prawdę, bez "udawactwa", że coś trzeba, bo tak wypada. Rozmawiałam z nią bez żadnego pochylania się nad jej wzrostem. Ania uważnie słuchała. Jak jej się coś podobało, kupowała. To cudowna dziewczyna. Dobry człowiek.

Jaka jest pani zdaniem najważniejsza lekcja, która wypływa z tej opowieści?

- Nikt nie powinien się wtrącać do życia drugiego człowieka. Mamy je jedno. Niech każdy żyje, jak chce i z kim chce. "Rewindykacja praw jest celem ważnym, ale ważniejsze jest prawo do kochania i bycia kochanym" - mówię w jednym z przedstawień. Tak, miłość. Wszyscy jej pragniemy. Nie każdy ją poznaje. Życzmy sobie jej, życzmy pokoju, tolerancji... długo by mówić.

Ponoć w młodości miała pani w sobie pewną nieśmiałość dziecka z prowincji. Tymczasem sławę przyniosła pani odważna rola w "Wielkim Szu", którego w kinach zobaczyły miliony widzów. Jak poradziła sobie pani wtedy z rozpoznawalnością? Czy nie okazała się obciążeniem?

- Nie. Nie przyglądam się, czy jestem lub byłam rozpoznawalna. Nie maluję się na co dzień, więc jestem taka "nieekranowa". Chociaż i tak zdradzają mnie wszechobecne podkrążone oczy. Często jestem tam, gdzie nie ma ludzi. Mam takie swoje ścieżki w przyrodzie. Tam można się "odludzić".

Nie bryluje pani na salonach i unika ścianek. Talent i umiejętności bronią się same?

- Gdyby te ścianki umocowano gdzieś w przyrodzie, to może bym tam gdzieś pomknęła. Na ogół jest duszno i głośno w salach wypełnionych po brzegi. Lubię ciszę. Lubię spokój.

Często wspomina pani, że uwielbia podróżować i często gdzieś ucieka. Jak zniosła pani czas pandemii?

- Znalazłam puste miejsca, nad rzeką. Jakoś udawało się do nich docierać. Spacerowałam tam i z powrotem. Łapałam tlen. Robiłam zapasy.

Trudno rozmawiać w oderwaniu od rzeczywistości, a ta bywa przytłaczająca, a wręcz wstrząsająca. Jak zareagowała pani na ostatnie wydarzenia za naszą wschodnią granicą?

- Myślę, że jak wszyscy. Codziennie mówię do siebie, żeby się nie bać. Coraz gorzej mi to wychodzi. Pomagam też potrzebującym - to pomaga. 

Zobacz też:

"Jakoś to będzie": Plejada gwiazd na premierze

"Jakoś to będzie": Komediowa jazda bez trzymanki

Oscary 2022: Anna Dzieduszycka, gwiazda nominowanego filmu "Sukienka", ma już kreację na galę

Więcej newsów o filmach, gwiazdach i programach telewizyjnych, ekskluzywne wywiady i kulisy najgorętszych premier znajdziecie na naszym Facebooku Interia Film

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Dorota Pomykała | Jakoś to będzie | sukienka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy