Reklama

Dariusz Gajewski: Najlepsze intencje, tragiczne skutki

- Zrobiłem film o emocjach. Na tym poziomie Szwedzi i Polacy trochę się różnią - mówi Dariusz Gajewski, którego najnowsza produkcja zatytułowana "Obce niebo" opowiada o polskim małżeństwie mieszkającym w Szwecji, któremu miejscowa opieka społeczna bezpodstawnie odbiera dziecko.

- Zrobiłem film o emocjach. Na tym poziomie Szwedzi i Polacy trochę się różnią - mówi Dariusz Gajewski, którego najnowsza produkcja zatytułowana "Obce niebo" opowiada o polskim małżeństwie mieszkającym w Szwecji, któremu miejscowa opieka społeczna bezpodstawnie odbiera dziecko.
Dariusz Gajewski na premierze "Obcego nieba" /Mariusz Grzelak / Reporter /East News

"Obce niebo" opowiada pełną emocji historię odebrania polskiej parze dziecka w Szwecji. Skąd twoje zainteresowanie tym tematem?

Dariusz Gajewski: - Główni bohaterowie "Obcego nieba" uświadamiają sobie, że lepiej być razem niż osobno. Zdają sobie sprawę, że rozpad ich rodziny będzie najgorszą rzeczą, jaka może ich spotkać. To dało mi wiarę i siłę do zrealizowania tego filmu. W tej historii zafascynowała mnie też sytuacja, w której wszystkie postaci dramatu kierują się najlepszymi intencjami, ale mimo tego skutki ich działań są tragiczne.

Reklama

- Mam wielu szwedzkich przyjaciół, głównie ze szkoły filmowej. Szwecja jawi mi się jako kraj sensownych, rzetelnych i uśmiechniętych ludzi. Kilka lat temu moja przyjaciółka opowiedziała mi historię swojej siostry i jej zderzenia z pomocą społeczną. Była tak koszmarna, że w nią nie uwierzyłem. Potem co jakiś czas docierały do mnie kolejne historie, równie dramatyczne. Nie rozumiałem, jak to jest możliwe, że ludzie w tak bogatym, liberalnym i szczęśliwym kraju mogą się tak źle, bezsensownie traktować. Szczerze mówiąc, dalej tego nie rozumiem. To jest zadziwiający paradoks, że mimo najlepszych intencji ludzie tworzą biurokratyczne struktury, które unieszczęśliwiają wszystkich.

Czy twoim zdaniem w rozmowach o emigracji zbyt mało uwagi poświęca się różnicom kulturowym, jakie mogą spotkać nas po wyjeździe? To właśnie one wydają się być jednym z powodów odebrania bohaterom filmu ich córki.

- Zawsze warto rozmawiać. Jedną z najgorszych stron emigracji jest poczucie obcości, które buduje ścianę między emigrantem a jego otoczeniem. Przebicie tego muru bywa trudne. Obawiam się, że każdy musi znaleźć własny, indywidualny sposób radzenia sobie z tą sytuacją. Nawet w szwedzkim społeczeństwie, skupionym na zacieraniu różnic, łatwo się poczuć obco i być zupełnie niezrozumianym. Zrobiłem film o emocjach. Na tym poziomie Szwedzi i Polacy trochę się różnią.

Z góry wiedziałeś, że główną kobiecą rolę powierzysz swojej żonie, Agnieszce Grochowskiej? Jak współpracowało się wam na planie?

- Z góry wiedziałem, że nic nie wiem (śmiech). Na pewno łatwiej się pracuje w dystansie. W czysto zawodowej sytuacji, bez prywatnego kontekstu, ale Agnieszka jest najlepszą aktorką, jaką znam. Nawet nie dlatego, że tak dużo potrafi, a potrafi bardzo dużo. Jest jedną z niewielu aktorek, które mogą dać filmowi kawałek swojego wewnętrznego światła. Agnieszka niedługo przed zdjęciami została mamą, a ja ojcem. Postać Basi, którą gra, interferowała z naszym prawdziwym życiem. To było bardzo trudne dla Agnieszki i dla mnie, ale pozwoliło nam na przeżycie niezwykłej filmowej przygody i stworzenie niecodziennej i wielowymiarowej postaci.

W jaki sposób dobierałeś ekipę tworzącą "Obce niebo"?

- Od początku wiedziałem, że ten film ma tak naprawdę kobiecą duszę. Ważnym elementem tej historii jest walka trzech bardzo mocnych kobiet o dziecko. Z tego powodu bardzo chciałem, żeby zdjęcia do "Obcego nieba" zrobiła kobieta, bo sam posiadam pewien deficyt kobiecości (śmiech). Długo szukałem właściwej osoby. W Monice Lenczewskiej znalazłem osobę, która zburzyła moją męską równowagę. To było dla mnie bardzo ważne i inspirujące spotkanie. Monika wspaniale potrafi filmować emocje i w bardzo istotny sposób współtworzyła styl "Obcego nieba".

- Film zmontowała Grażyna Gradoń - wspaniała montażystka, która wytrzymała ze mną 7 miesięcy. Scenografię wyczarowała cudowna Joanna Macha. Fantastyczne kostiumy zrobiły Beata Nyczaj i Lotta Peterson. Celną i niewidoczną charakteryzację zrobiła Olga Nejbauer, a współautorką muzyki jest Candelaria Saenz Valiente, która dała "Obcemu niebu" swój fascynujący głos. Te wszystkie artystki umożliwiły mi zrobienie filmu o naprawdę mocnych kobietach. Lekko nie było (śmiech).

Jedną z głównych ról w filmie gra debiutująca Basia Kubiak, praca z dziećmi na planie nie należy chyba do najłatwiejszych. Jak przebiegała przy "Obcym niebie"?

- Postaci dziecięce najczęściej są budowane w filmach z punktu widzenia dorosłych, co oznacza, że nie są pełnokrwistymi osobami obdarzonymi wolą i ambiwalencją, tylko projekcjami dorosłych na temat, jakie powinno być dziecko. Na początku myślenia o "Obcym niebie" zdałem sobie sprawę, że rola dziecka w tej historii jest wyjątkowa. Jej działanie i wybory są kluczowe. Postać Uli jest budowana z myślą o stworzeniu prawdziwego portretu dorastającego dziecka.

- Ula w "Obcym niebie" jest 9-letnią dziewczynką, która pierwszy raz próbuje być niezależna od swojej matki. Niezdarnie, po omacku stara się zerwać więź zależności i chce stać się niezawisła. Z kolei jej rodzice mają kryzys związku. Prowadzą byle jakie życie. Jak wiele współczesnych rodzin zapomnieli, jak bardzo się kochają. W tym momencie socjal wchodzi w ich życie.

- Nigdy nie pracowałem z dzieckiem na planie i szczerze mówiąc bardzo się tego obawiałem. Basia okazała się fantastyczną, intuicyjną aktorką, dla której nie ma niemożliwych zadań. Pewnie pomogło nam we współpracy to, że znamy się od dawna. Rodzina Basi mieszka z nami po sąsiedzku i bardzo się przyjaźnimy. Jedyną dużą trudnością było granie po szwedzku. Rok przed zdjęciami Basia zaczęła uczyć się szwedzkiego, a na planie miała dwie osoby pomagające jej językowo - polską nauczycielkę szwedzkiego i moją szwedzką asystentkę.

- Ze swojej strony dość szybko się zorientowałem, że moim najważniejszym zadaniem wobec Basi jest utrzymywanie jej w tym specjalnym, aktorskim rodzaju koncentracji. Z resztą poradziła sobie znakomicie, dzięki wyjątkowej intuicji. Jej rola na planie została trochę rozbudowana, bo zobaczyłem, że Basia może zagrać postać istotniejszą dla historii niż to było w scenariuszu. W realnym życiu Basia jest jedyną siostrą pięciu braci - możecie sobie wyobrazić, jaka z niej jest twardzielka (śmiech).

Jak udało ci się namówić do współpracy prawdziwą gwiazdę szwedzkiego kina, znaną z filmów Bergmana, Ewę Fröling?

- Umówiliśmy się na lunchu w Sztokholmie i rozmawialiśmy dwie godziny. Po tej rozmowie wiedziałem, że jest najlepszą aktorką do roli Anity. Ewa przeczytała scenariusz i bardzo szybko się zgodziła. Polubiła tekst i uznała go za istotny.

W filmie występują polscy i szwedzcy aktorzy. Czy, jako reżyser, zauważałeś różnicę w pracy aktorów z dwóch różnych krajów?

- Polscy aktorzy są emocjonalni i intuicyjni, a szwedzcy racjonalni i powściągliwi. Ta różnica jest istotą tego filmu. Prawdziwa odmienność dwóch światów, jakie zderzają się w "Obcym niebie" tkwi głęboko w osobowościach bohaterów. Starałem się bardzo, żeby była widoczna na ekranie. Większość mojej pracy polegała na filmowaniu tej fascynującej kolizji.

W "Obcym niebie" pełnisz funkcję nie tylko reżysera, ale jesteś współproducentem i współscenarzystą. Lubisz mieć kontrolę nad całym przebiegiem produkcji?

- Nie lubię, ale ma to jedną pozytywną stronę. Cały proces robienia filmu może być nastawiony tylko i wyłącznie na jakość. Względy ekonomiczne i inne można zmarginalizować. Robienie filmu jest walką ducha z materią i trzeba użyć najcięższych armat, żeby pomóc duchowi w tej nierównej walce.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Dariusz Gajewski | Obce niebo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy