Reklama

Boję się, że nie ma Boga

Już swoim dokumentalnym debiutem "Takiego pięknego syna urodziłam" sprowokował pytania o granice moralnej odpowiedzialności dokumentalisty. Marcin Koszałka nie unika trudnych tematów - jego dwa ostatnie dokumenty dotyczą śmierci. "Śmierć z ludzką twarzą" to opowieść o krematorium w Ostrawie, "Istnienie" to historia aktora Jerzego Nowaka, który zdecydował się przeznaczyć swe ciało na cele naukowe. Z reżyserem rozmawiał Tomasz Bielenia.

Od kilku lat w związku z Krakowskim Festiwalem Filmowym powraca to samo pytanie: Czy filmy dokumentalne muszą być takie długie? W tym roku mogliśmy obejrzeć Twoje dwa nowe dokumenty: "Śmierć z ludzką twarzą" (69') i "Istnienie" (69'). Skąd wzięła się ich pełnometrażowa forma?

Marcin Koszałka: Długość moich ostatnich filmów wynika z ich tematu. To tematyka narzuca pełnometrażowy dokument. Oczywiście tej chwili na świecie daje się zaobserwować taka ogólna tendencja - powstaje sporo pełnometrażowych dokumentów. W innych krajach one są kinowe. Ale moim zdaniem długość zależy od tematu.

Reklama

Twoje ostatnie filmy traktują o śmierci. Co jest w niej dla Ciebie jako filmowca najbardziej interesującego: jej nieuchronność, jej biologiczność?

Marcin Koszałka: Robiąc takie filmy człowiek się na pewno oswaja z tym tematem. Poza tym śmierć jest we współczesnej kulturze tematem tabu - nie lubimy o niej rozmawiać, jest ona zepchnięta poza nawias. Podczas Krakowskiego Festiwalu rozmawiałem z ludźmi z zagranicy [z przedstawicielami różnych festiwali, które chcą mnie zaprosić] - nie zauważyłem u nich tak wielkich obaw, związanych z tą tematyką jak w Polsce. Chętnie się o tym dyskutuje.

W Europie Zachodniej czy w Stanach takie czysto medyczne podejście do tematu śmierci - transplantologia, oddawanie ciał nauce - nie stanowi problemu. U nas jest to nadal temat tabu. W Polsce średnio jedna osoba na trzy lata zgłasza się do stosownych instytucji, chcąc przepisać im swoje ciało po śmierci. W Ameryce jest nadmiar chętnych, są nawet rodziny, które robią to w każdym kolejnym pokoleniu.

Chciałem zapytać się o tytuł filmu "Istnienie", który zapisany został na plakacie w trzech rzędach, z których każdy odpowiadał jednej jego sylabie. W efekcie otrzymaliśmy podwójne zaprzeczenie słowa "ist", które po niemiecku oznacza "jest". Początkowo chciałeś nazwać swój film inaczej...

Marcin Koszałka: Na początku myślałem, żeby ten film nazwać "Preparat" - to było jeszcze wtedy, gdy część filmu miała być realizowana już po śmierci bohatera. W ostatnich dwóch latach ta koncepcja runęła - z wielu powodów - i film podryfował bardziej w kierunku filmu o życiu. Liczy się życie i tylko życie a powłoka cielesna nie ma tu większego znaczenia.

Czy temat filmu z Jerzym Nowakiem jest już dla Ciebie zakończony czy zamierzasz jeszcze do tego wrócić?

Marcin Koszałka: Nie, to już skończone. Mój następny film nie będzie już o śmierci, chociaż robię taki mały film z moimi studentami, który opowiadać będzie o wybitnym polskim wspinaczu skałkowym, ekstremaliście - Piotrze Korczaku. To był mistrz lat 80., twórca nowoczesnego sportowego wspinania, poza tym bardzo inteligentny człowiek - historyk, który nigdy nie pracował w swoim zawodzie. Ma w tej chwili 45 lat i zaczyna już przegrywać na sportowym polu i to będzie trochę taki film o niezgodzie człowieka na biologiczny rozpad ciała. Czyli echa moich ostatnich filmów gdzieś tam jeszcze będą, ale myślę, że temat śmierci został już przeze mnie wyeksploatowany.

Czy podczas lub po realizacji ostatnich dokumentów zmienił się jakoś Twój stosunek do śmierci?

Marcin Koszałka: Czasami trochę boję się, że nie ma Boga. Zacząłem odczuwać coś takiego, gdy w czasie realizacji "Śmierci z ludzką twarzą" przebywałem w krematorium. Jestem osobą wierzącą, ale wtedy pojawiły się takie myśli, że po tym jak to ciało przestaje zupełnie istnieć, że nie ma zupełnie nic. Miałem takie wątpliwości, ale myślę, że bez Boga trudno jest żyć. Wiara w Boga jest właśnie po to, by nie bać się śmierci.

W "Istnieniu" Jerzy Nowak podając powody, dla których zgodził się na realizację tego filmu, mówi :"Zrobiłem to dla sławy". Potem obserwujemy go w gabinecie lekarza, który tłumaczy mu, że po śmierci - gdy przepisze swoje ciało na cele naukowe - stanie się ono anonimowe. Dostrzegam w tym wątek faustowski. Słyszałem, że Jerzy Nowak po realizacji zdjęć wycofał się ze swojej decyzji. Czy to prawda?

Marcin Koszałka: Ja takiej informacji od mojego bohatera nie otrzymałem.

Dziękuję za rozmowę.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy