Reklama

Andrzej Seweryn: Przeniknąć ludzką naturę

"Ludzka natura pozostaje niezgłębiona. Jest tajemnicą" - przekonuje Andrzej Seweryn, który wcielił się w Zdzisława Beksińskiego w nagrodzonej Złotymi Lwami na Festiwalu Filmowym w Gdyni "Ostatniej Rodzinie" Jana P. Matuszyńskiego.

"Ludzka natura pozostaje niezgłębiona. Jest tajemnicą" - przekonuje Andrzej Seweryn, który wcielił się w Zdzisława Beksińskiego w nagrodzonej Złotymi Lwami na Festiwalu Filmowym w Gdyni "Ostatniej Rodzinie" Jana P. Matuszyńskiego.
Andrzej Seweryn w scenie z filmu "Ostatnia Rodzina" /Hubert Komerski /materiały dystrybutora

"Ostatnia Rodzina" to rozgrywająca się na przestrzeni 28 lat warszawska saga słynnej rodziny Beksińskich. W roli jej głowy, Zdzisława Beksińskiego, oglądać możemy Andrzeja Seweryna, który za swoją kreację został wyróżniony nagrodami dla najlepszego aktora na festiwalach w Gdyni i Locarno.

Akcja filmu zaczyna się w 1977 roku, gdy Tomasz Beksiński (Dawid Ogrodnik) wprowadza się do swojego mieszkania. Jego rodzice mieszkają tuż obok, na tym samym osiedlu, przez co ich kontakty pozostają bardzo intensywne. Nadwrażliwa i niepokojąca osobowość Tomka powoduje, że matka - Zofia (Aleksandra Konieczna), wciąż martwi się o syna. W tym samym czasie Zdzisław Beksiński (Seweryn) próbuje całkowicie poświęcić się sztuce.

Reklama

Po pierwszej nieudanej próbie samobójczej Tomka, Zdzisław i Zofia muszą podjąć walkę nie tylko o syna, ale także o przywrócenie kontroli nad swoim życiem. Gdy Zdzisław podpisuje umowę z mieszkającym we Francji marszandem Piotrem Dmochowskim (Andrzej Chyra), a Tomek rozpoczyna pracę w Polskim Radiu, wydaje się, że rodzina najgorsze kłopoty ma już za sobą. Jednak seria dziwnych, być może naznaczonych fatum wydarzeń, dopiero nadejdzie...

Jakie były pana pierwsze refleksje po lekturze scenariusza?

Andrzej Seweryn: - Pomyślałem, że to efektowny i wyrazisty materiał. Było w nim dużo humoru. Głębokiej miłości. To dawało nadzieję na wspaniałe spotkanie na planie i w rezultacie na mądry oraz uczciwy film. Kiedy mówię o efektowności, mam na myśli fakt, że historia nie pozostawiała nikogo obojętnym już na etapie lektury. A kiedy mówię o wyrazistości, pragnę podkreślić wyrazistość postaci. Tylko wielcy twórcy potrafią tworzyć takie materiały. Dla aktora to szczególnie ważne, bo dzięki temu jest mu bliżej do postaci. Potrafi ją później lepiej, mocniej zagrać. Oczywiście, zdarza się, że buduje się wspaniałe role na podstawie średniego tekstu, wtedy jednak nie ma tej przyjemności, nie odczuwa się swojej postaci tak intensywnie. I ileż męki się przeżywa.  

Podstawą waszych przygotowań był nie tylko scenariusz, ale też, a może przede wszystkim, ogromne zbiory materiałów archiwalnych, nagrań, wywiadów, tekstów, przekazów ustnych. Były też spotkania z ludźmi, którzy znali Beksińskich.

- Nie wiedziałem zbyt wiele o życiu Beksińskich przed przystąpieniem do prac przygotowawczych. Miałem w pamięci kilka obrazów Zdzisława Beksińskiego. Na szczęście dane mi było spotkać, rozmawiać i pracować z ludźmi, których wiedza na temat jego rodziny jest wielka - Jan P. Matuszyński, reżyser naszego filmu, Robert Bolesto, autor scenariusza, no i dyrektor Muzeum Historycznego w Sanoku Wiesław Banach. Oni wiedzieli wszystko o opowiadanej przez nas historii, także dzięki nim dzisiaj mogę powiedzieć, że i ja wiem więcej niż większość moich rodaków. Ale czy wszystko?

- Dowiedziałem się wiele o życiu Zdzisława Beksińskiego, o jego rodzinie, przyjaciołach, a i tak ten człowiek pozostał dla mnie wielką tajemnicą. Po wszystkim, z czym się zmierzyłem, co przeczytałem i usłyszałem, za każdym razem, gdy wchodziłem na plan, niosłem ze sobą również pewną tajemnicę o tym człowieku. I chcąc ją zgłębiać, wiedziałem, że tego nie potrafię. Czy możemy przeniknąć ludzką naturę? Na podstawie materiałów archiwalnych, przekazów, wywiadów? Badań lekarskich lub testów? To złudzenie. Ludzka natura pozostaje niezgłębiona. Jest tajemnicą.

Mimo wszystko stawiał pan sobie pytania dotyczące motywacji Beksińskiego?

- Stawiałem, ale też miałem w sobie zgodę, żeby nie wszystko wiedzieć. Zdaję sobie bowiem dzisiaj sprawę, że wiedza aktora nie musi iść w parze z jego sztuką, że nie jest gwarancją jakości artystycznej. Weźmy na przykład relacje ojca i syna. Czy Tomek miał kompleks ojca? Czy bardziej kształtowała go rzeczywistość, w której przyszło mu żyć? A może za te dramatyczne relacje odpowiadają rodzice? Wszystko może być po części prawdą...

- Na pewno nie robiliśmy tego filmu, by rozstrzygać te kwestie i przeprowadzić uniwersytecki wykład o naszych bohaterach. Staraliśmy się oczywiście pokazać prawdę o nich, doszperać się do czegoś ważnego, ale tego nie wyjaśniać. Czy my sami o sobie wiemy wszystko? Czy nie oszukujemy siebie samych? Czy sami siebie nie zaskakujemy? Czy nasze decyzje zawsze są jasne?

- Po filmie "Ostatnia Rodzina" pojęcie tajemnicy rozszerzyłbym także na twórczość - nie tylko Zdzisława Beksińskiego, ale też Janka P. Matuszyńskiego. Tak młody człowiek stworzył tak dojrzale dzieło. Jak to wytłumaczyć? Wiem, że niewiele wiem.

Gdy ma się do czynienia z tak ogromną ilością materiałów archiwalnych, czy nie ma niebezpieczeństwa, że one w pewnym momencie zaczną dominować nad aktorem, nad jego kreacją?

- To jest bardzo ciekawa kwestia. W pewnym momencie cały ten bogaty materiał w postaci informacji na temat Beksińskich trzeba było odsunąć na bok. Wcielałem się w Zdzisława Beksińskiego, który żył, niedawno zmarł, pamięć o nim jest świeża - są zdjęcia, nagrania, wywiady, żyją ludzie, którzy go znali. Aktor nie jest robotem, który ma imitować, ale artystą, który nie uniknie filtrowania takiej wiedzy również przez siebie.

Gdy aktor wciela się w prawdziwą postać, czuje większą odpowiedzialność?

- Tak. Poczułem ją trzy razy w swoim życiu w ten sposób: jako Jeremi Michał Wiśniowiecki w "Ogniem i mieczem" Jerzego Hoffmana, następnie, gdy grałem księdza prymasa Stefana Wyszyńskiego w filmie "Prymas - trzy lata z tysiąca" Teresy Kotlarczyk, i teraz, w roli Zdzisława Beksińskiego w "Ostatniej Rodzinie" Jana P. Matuszyńskiego.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Andrzej Seweryn | Ostatnia Rodzina
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy