Reklama

Andrzej Gałła i "Świat według Kiepskich": Miałem grać Ferdka

Bez niego trudno sobie wyobrazić życie przy ul. Ćwiartki 3/4. Dowcipny, szarmancki, ale równocześnie rubaszny i niestroniący od kieliszka. Andrzej Gałła to prawdziwa ozdoba serialu "Świat według Kiepskich".

Bez niego trudno sobie wyobrazić życie przy ul. Ćwiartki 3/4. Dowcipny, szarmancki, ale równocześnie rubaszny i niestroniący od kieliszka. Andrzej Gałła to prawdziwa ozdoba serialu "Świat według Kiepskich".
Andrzej Grabowski i Andrzej Gałła w serialu "Świat według Kiepskich" /AKPA

Ciągle wołają za panem: "Prezesie Kozłowski!"?

- Bardzo często, ale niekiedy zdarzają się istne perełki. Kiedyś w sklepie podszedł do mnie mężczyzna w moim wieku. Zagaił: - Przepraszam, ogląda pan może Kiepskich w telewizji? - Czasami. - Bo wie pan, tam gra taki gość, Kozłowski się nazywa. Jest prezesem rady osiedla i takie różne jaja robi, wie pan o kim mówię? - Tak, przypominam sobie. - No! To panie, pan jest taki podobny do niego, jak dwie krople wody. Identiko! - Dobra, powiem mu to. - No, no! Koniecznie! Do głowy mu nie przyszło, że gada z "prawdziwym" Kozłowskim. No bo niby po co Kozłowski miałby robić w jakimś sklepie zakupy?

Reklama

Prezes Kozłowski wydaje się pozbawionym trosk wesołkiem. Prywatnie pan często się uśmiecha?

- Raczej nie. Rozgraniczam życie prywatne od zawodowego i jak ciągle powtarzam studentom, kolegom w pracy, widzom, a teraz jeszcze dziennikarzom: nie biorę roboty do domu. W nim jestem po prostu zwyczajny. Mojej żonie czasami zadają pytania: "Pani to musi mieć wesoło w domu z takim Kozłowskim, nie?". Ileż ja się musiałem natłumaczyć żonie, dlaczego nie jestem prywatnie takim wesołkiem jak prezes. Oczywiście to żart. Żona dawno to wszystko zrozumiała.

To pan miał zagrać Ferdka Kiepskiego. Co się stało, że rolę dostał Andrzej Grabowski?

- Wygrałem casting na rolę Ferdka, lecz producenci zdecydowali, że musi nim zostać bardziej znana osoba ode mnie, bo nie będą sprzedawały się reklamy. Tak to już bywa w naszym zawodzie. Kozłowskiego też na początku grał ktoś inny, aż wreszcie padło na mnie. Widzowie to zaakceptowali, producenci klepnęli, rola się rozwija i tak się zaczęła moja ponowna przygoda z "Kiepskimi".

Serial jest na antenie od niemal dwudziestu lat. Pamięta pan jakieś zabawne wydarzenie z planu?

- Kręciliśmy kiedyś odcinek, w którym Ferdek założył przedszkole. Jako prezes przyszedłem mu podziękować i przyniosłem dla dzieciaków żelki, gumy do żucia i lizaki. Na koniec miałem wyciągnąć z teczki małą buteleczkę alkoholu i powiedzieć. - Panie Ferdku, a to dla pana taka mała laleczka do zabawy. Przed ujęciem pytam rekwizytora: - Stefan, wszystko mam w teczce? - Tak, masz! No to kamera i akcja! Gramy scenę, wyciągam te lizaki i gumy... i zamiast butelki wyjmuję cepeliowską laleczkę z warkoczykami! Przez dziesięć minut turlaliśmy się ze śmiechu po podłodze, ale najzabawniejsza była przerażona mina Stefana, który się tłumaczył: - Przecież w scenariuszu miała być laleczka do zabawy!

Dwa lata temu powiedział pan: "Wstyd się przyznać, ale oprócz książki został mi tylko komputer, przy którym zawsze siedzę za długo". To wciąż aktualne?

- Niestety. Złapałem się ostatnio na tym, że nie kupuję już codziennych gazet, bo w nich mam wczorajsze wiadomości, a w internecie te sprzed pięciu minut. Komputer tak bardzo zdominował nasze życie, że w banku lub na poczcie bywam dwa, trzy razy do roku, gdyż wszystko załatwiam on-line.

Rozmawiał Artur Krasicki

Tele Tydzień
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy