Reklama

"Kobiety mają w sobie siłę"

"Zostaję!" to najnowsza produkcja z udziałem francuskiej gwiazdy światowego kina Sophie Marceau. Film jest historią małżeńskiego kryzysu pomiędzy spokojną i cichą Marie-Do (w tej roli Sophie Marceau), a jej zaabsorbowanym robieniem kariery mężem (Vincent Perez). W porzuceniu egoistycznego męża Marie-Do pomaga poznany w kinie wrażliwy i zafascynowany nią pisarz Antoine (Charles Berling).

Przewrotną opowieść o miłości i zdradzie wyreżyserowała Diane Kurys. Na ekranach polskich kin film "Zostaję!" zadebiutował 25 czerwca 2004 roku.

Reklama

O pracy na planie opowiada bohaterka filmu, znakomita francuska aktorka, 38-letnia Sophie Marceau.

Aktorka wystąpiła w ponad 30 filmach. Do najsłynniejszych produkcji z jej udziałem należą m.in. "Waleczne serce – Braveheart", "Wierność", "Świat to za mało", "Sen nocy letniej", "Anna Karenina".

Co pani czuła czytając scenariusz "Zostaję!"?

Sophie Marceau: Czytałam go z wielką przyjemnością. Florence Quentin napisała świetną historię, o dobrej strukturze, znakomicie odpowiadającą duchowi naszej epoki. Jak we wszystkich dobrych historiach małżeńskich, każdy może się w niej jakoś odnaleźć.

Pani bohaterka jest inna od postaci, które pani gra zazwyczaj - jest jakby trochę dojrzalsza...

Marie-Do jest kobietą, która ma swoje przyzwyczajenia i obarczona jest pewnymi obowiązkami. To dobra matka, pani domu, dobra żona. Kryzys w 15. roku małżeństwa rzuci na to wszystko nowe światło. Kiedy ludzie zbyt do siebie przywykną, nie zwracają już na siebie uwagi. Jestem przekonana, że Marie-Do, pomimo całej dobrej woli i miłości, jaką darzy męża, przez cały film posługuje się nim i chce go przyprzeć do muru. Jeśli Bertrand zwycięsko wyjdzie z prób, bohaterka zatrzyma go, jeśli nie, ma się wynieść, a ona ułoży sobie życie na nowo.

Kobiety mają w sobie siłę. Gotowe są rozpocząć nowe życie w wieku 35 lat i rozkwitnąć. Mężczyzna też może to zrobić, zostanie jednak mocniej wytrącony z równowagi.

Jak pani przygotowywała się do roli?

Postać Marie-Do została dobrze napisała. Wystarczyło oddać to, co było w scenariuszu. Bohaterka jest w stanie zatroszczyć się o ludzi, którzy ją otaczają, o dom, dziecko, czuwać nad mężem. Miłość to kwestia uwagi. Z reguły kobiety są bardzo czułe na dowody miłości. Jeśli chodzi o mężczyzn, to wyobrażają sobie, że są rozumiani. Wysyłają więc bardzo mało sygnałów, podczas gdy kobiety ich potrzebują. Mężczyzna i kobieta mają bardzo różne sposoby porozumiewania się - to dlatego małżeństwo jest tak skomplikowane.

Scenarzystka, reżyserka i pani - czy kobiety mają specjalne miejsce w tym filmie?

Wiem jak to jest nakręcić film, przeżyłam to jako kobieta i reżyserka. Praca ta wymaga wielu męskich cech. Trzeba umieć kierować ekipą, cieszyć się autorytetem, wykazać się umiejętnością syntetycznego myślenia. Myślę, że reżyserki i pisarki nieco przejmują męski punkt widzenia. Ich kobiecość ujawnia się w sposobie, w jaki kochają i bronią mężczyzn. Według mnie kobiecość Diane ujawniła się, kiedy próbowała ochronić Vincenta Pereza przed próbą zrobienia z niego karykatury.

Zdarzyło mi się być na planie, kiedy nie musiałam grać. Widziałam jak mężczyzna grany przez Vincenta był chory, albo jak jadł zupełnie sam. Mówiłam sobie, że postać, którą gram, to jakiś potwór, skoro doprowadziła go do takiego stanu. Źle się z tym czułam. Wydaje mi się, że Diane podobnie to odczuwała.

W filmie widzimy panią w świetnej formie, szczęśliwą, że może grać.

Bardzo lubię komedie, choć bycie zabawną nie należy do najłatwiejszych zadań. Trzeba umieć zachować proporcje, nigdy nie popadać w przesadę. Kręciłam już filmy z Vincentem - jest dość zaskakujący. Umie zagrać wszystko i wbrew sobie. Jeśli o mnie chodzi, też nigdy nie wiadomo, gdzie mnie poniesie. Staraliśmy się sobie podobać i rozumieć się nawzajem. To było bardzo stymulujące.

Które sceny sprawiły pani najwięcej przyjemności?

Jest ich wiele. Bawiłam się setnie podczas scen, w których jesteśmy we trójkę, Vincent, Charles i ja. Lubiłam również sceny konfrontacji między Vincentem a mną. Są nieco okrutne, choć to sceny prawdziwie komediowe. Myślę również o scenach na drodze, z samochodami. Wiatr, ruch, krajobrazy, które się zmieniają. To też jest kino. To wolność. Dysponując kamerą i kawałkiem taśmy, można zrobić, co się chce. To fantastyczne.

Jakie uczucie chciałaby pani wywołać u widzów?

Uczucie wyzwolenia. To zdumiewające odkrycie, że kobiety z pozoru inteligentne, niezależne, przestają istnieć od chwili, gdy ich mąż wraca do domu. One zupełnie znikają. Być może rzadziej się to zdarza wśród młodej generacji. Jednak równość mężczyzna-kobieta ciągle nie istnieje. Od zarania dziejów kobiety były uległe. Wyzwolenie się z tego pancerza ciągle przychodzi im z trudem.

Czy pani zdaniem film może mieć wpływ na ludzi?

Film może lub powinien skłaniać do myślenia. W taki czy inny sposób, dobry czy zły, zostawia ślad. Ludzie są wrażliwi. Nie wiem, czy ten film coś zmieni, jednak bawiąc, z pewnością da do myślenia.

Powiedziała pani, że ten film jest ważnym etapem w pani życiu.

Mówi się nam, że w wieku 20 lat wszystko przed nami, a w wieku czterdziestu, wszystko skończone. Myślę, że kobieta 40-letnia ma dużo więcej doświadczenia, jest bardziej dojrzała i może grać niesamowite role. Jestem ciekawa wszystkiego, co mi się zaproponuje. Mam ochotę zaskakiwać i być zaskakiwaną. "Zostaję!" dobrze współgra z tym pragnieniem. Żyć, zmieniać się, dojrzewać, to pasjonujące. Lepiej się teraz miewam niż w wieku dwudziestu lat. Całkowicie poświęcam się temu, co robię, jednak myśl, że mogłabym wszystko rzucić, nie przeraża mnie.

Widzi pani siebie w przyszłości jako reżyserkę czy raczej jako aktorkę?

W obu tych rolach, jeśli to możliwe. Reżyserowanie jest dla mnie bardzo ważne. Uwielbiam grać, obserwować, naśladować...

Wchodzenie w cudzą skórę zaspakaja moje pragnienie odmiany, jak u kameleona, jednak nie satysfakcjonuje mnie do końca. Mam również potrzebę nadania formy moim własnym uczuciom. Pisanie od zawsze było ważne w moim życiu. Napisałam książkę, inne teksty czekają. To dla mnie najwłaściwsza forma ekspresji, najwierniejsza temu, czym jestem. Mój drugi film dojrzewa. Trzeba dać sobie czas.

Dziękuję za rozmowę.

(Na podstawie materiałów polskiego dystrybutora, firmy Kino Świat International)

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Sophie Marceau
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy