Reklama

Aleksandra Domańska: Nie śmieje się na zawołanie

Potrafi być stanowcza, choć są też rzeczy, o których boi się głośno mówić. Aleksandra Domańska opowiada o pracy na planie "Podatku od miłości", a także wyjaśnia, dlaczego porzuciła wokalną karierę.

Potrafi być stanowcza, choć są też rzeczy, o których boi się głośno mówić. Aleksandra Domańska opowiada o pracy na planie "Podatku od miłości", a także wyjaśnia, dlaczego porzuciła wokalną karierę.
Nie ma w tym momencie żadnej drugiej połówki Aleksandry Domańskiej, ale staram się być otwarta na miłość. Nie jestem osobą, która lubi być singielką - zdradza aktorka /Marek Ulatowski /MWMedia

Kilka lat temu, gdy rozpoczęła pani pracę na planie "O mnie się nie martw", mówiono, że ta rola otworzy pani drzwi do kariery. Sukces przyszedł szybko. Serial się do tego przyczynił?

Aleksandra Domańska: - Na pewno stałam się bardzo rozpoznawalna, ale rola Joanny nie przyniosła mi nowych propozycji. Zawsze powtarzam, że jedyną rzeczą, która otworzyła mi wiele drzwi, był spektakl "Alicja, Alicja" w Och-Teatrze. To dzięki udziałowi w tym przedstawieniu reżyserzy castingów częściej zaczęli mnie zapraszać na przesłuchania.

Reklama

Teraz zagrała pani główną rolę w "Podatku od miłości". W dodatku śpiewa pani na ekranie. Dobry wokal to pani dodatkowy atut?

- Z tego, co wiem, nie szukano śpiewającej aktorki. Myślę, że w dzisiejszych czasach to nie jest problem, by podłożyć za kogoś głos. Pamiętam, że zaproponowałam reżyserowi, że najpierw nagram tę piosenkę, która miała być użyta w filmie, i wtedy on oceni, czy mam wystarczająco dobry głos, bym to ja ją wykonała.

Miała pani wątpliwości? Przecież doskonale pani śpiewa. Podobno najpierw planowała pani karierę wokalną, a aktorstwo było dopiero drugim wyborem.

- Zgadza się. Od śpiewania się zaczęło... Muzyka to była moja wielka miłość i pasja.

Czas przeszły?

- Tak, bo nieużywany instrument rdzewieje. A ja nie śpiewałam od lat. Jeśli się myśli poważnie o zawodzie wokalistki, trzeba codziennie ćwiczyć - rozśpiewywać się, pracować nad głosem. Ja tego nie robiłam. W dodatku byłam nałogowym palaczem.

To też przeszłość?

- Tak, rzuciłam papierosy. Nie palę już dwa miesiące. Dużo przez ten czas jadłam, sporo przytyłam, ale nie żałuję. Wręcz odwrotnie, bardzo się cieszę, że udało mi się pozbyć tego nałogu.

Podobno na początku zdjęć do filmu między panią a odtwórcą głównej roli męskiej, panem Grzegorzem Damięckim, dochodziło do nieporozumień?

- To prawda. Grzesiek niefortunnie powiedział do mnie, bym się uśmiechnęła. A ja nienawidzę, kiedy ktoś tak się do mnie zwraca. Jakoś do mężczyzn nikt nie mówi: "Uśmiechnij się", prawda? Za to do kobiet często. Generuje to we mnie ogromną niezgodę. Nie rozumiem, dlaczego mam się uśmiechnąć na zawołanie.

Wyjaśniliście nieporozumienie?

- Tak. Okazało się, że obydwoje na początku nie wiedzieliśmy, jak ze sobą rozmawiać, choć każde z nas się starało. Za bardzo. To było niefortunne pierwsze spotkanie. Później wszystko wyprostowaliśmy.

Później powiedziała pani: "Nawet jak się kogoś nie zna, to ten zawód pomagała szybko się zakolegować".

- Spędzamy ze sobą po 12 godzin dziennie przez miesiąc, czasem dłużej. Dlatego pod koniec zdjęć ma się wrażenie, że zna się osoby z planu o wiele dłużej i lepiej niż w rzeczywistości. Tak się stało z Romą Gąsiorowską, której wcześniej nie znałam zbyt dobrze, a po "Podatku od miłości" zaprzyjaźniłyśmy się. Z Grześkiem zresztą również.

Trudno jest wypowiadać zabawne kwestie z kamienną twarzą?

- Nauczyli mnie tego mistrzowie, między innymi moja profesor, pani Anna Seniuk, która zawsze powtarzała, że komedię trzeba grać poważnie. Jeśli robimy miny, puszczamy oko do widza, nie będzie już tak zabawnie. Komedia musi być też matematycznie zagrana: liczy się odpowiednia długość pauzy i tak dalej. To nie jest łatwe, trzeba mieć dobrą intuicję. Mnie osobiście łatwiej się gra w zabawnych filmach, bo wydaje mi się, że mam do tego gatunku wyczucie.

Specjalnie unika pani słowa "talent"?

- Nie udaję. Jestem skromną osobą. Może faktycznie to się nazywa talent, a nie intuicja. Nie wiem. Choć boję się powiedzieć to na głos.

Dużo czasu potrzebuje pani, by wczuć się w daną rolę?

- Zazwyczaj jest tak, że już przy pierwszych scenach pojawiają mi się cechy, które powinna mieć ta postać. Z reguły są dość trafne i staram się je rozwijać. Ale tak, potrzebuję czasu na przygotowanie. Nie chcę wszystkiego grać tak samo.

Co nowego u Aśki w kolejnym sezonie "O mnie się nie martw"?

- Wciąż jest z Pawłem (Marcin Korcz - przyp. red). Właściwie w jej życiu niewiele się zmieni, oprócz tego, że przechodzi przemianę po spotkaniu z matką (Ewa Telega - przyp. red). W związku z tym przestanie też zmuszać Pawła do małżeństwa i zaprzyjaźni się z Sylwią (Aleksandra Adamska - przyp. red.).

Dalsze plany?

- Na razie jestem w połowie pracy nad nowym sezonem "O mnie się nie martw" Potem? Zobaczymy. Postaram się realizować swoje hobby, czyli niskobudżetowe podróże. Znajduję jakieś superokazje, nocuję w tanich miejscach. Za niewielkie pieniądze można zwiedzić kawałek świata.

Rozmawiała Monika Ustrzycka


Kurier TV
Dowiedz się więcej na temat: Aleksandra Domańska
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy