Reklama

Agnieszka Dziekan: Zanim trafiła do telewizji, pracowała w rzeźni

Każdego ranka radzi Polakom, czy ubrać się ciepło, czy zabrać z domu parasol. Pogodynka "Dzień dobry Polsko", Agnieszka Dziekan, chociaż ma zaledwie 22 lata, zgromadziła bardzo różnorodne doświadczenie zawodowe. Zanim trafiła do telewizji, pracowała w... rzeźni.

Każdego ranka radzi Polakom, czy ubrać się ciepło, czy zabrać z domu parasol. Pogodynka "Dzień dobry Polsko", Agnieszka Dziekan, chociaż ma zaledwie 22 lata, zgromadziła bardzo różnorodne doświadczenie zawodowe. Zanim trafiła do telewizji, pracowała w... rzeźni.
Agnieszka Dziekan /PAP life

Właśnie mamy godzinę 11.15. Co zazwyczaj robisz o tej porze?

Agnieszka Dziekan: - To jest czas, kiedy jem trzecie śniadanie i szykuję się do pójścia spać. Po powrocie z telewizji do domu ucinam sobie dwugodzinną drzemkę. Muszę jakoś wynagrodzić sobie to, że zazwyczaj wstaję o 3.50 rano.

Tyle dnia masz dla siebie. Szczęściara.

- Ale co kilka dni mam też nagrania w różnych miejscach Polski. Jeśli jest to gdzieś dalej od Warszawy, wyjeżdżam koło 14 w dzień poprzedzający realizację. Oswajam się z nowym miejscem, śpię sobie w hotelu i rano robię program. Później wracam do Warszawy. Pomagam przy znajdywaniu ciekawych miejsc, gdzie moglibyśmy zaprezentować pogodę. Wiąże się to dla mnie z wieloma telefonami i mailami. Tak naprawdę, to jest praca angażująca psychicznie przez całą dobę. Przynajmniej teraz, na początku, kiedy żyję nią dość mocno.

Reklama

Czy codziennie musisz spotykać się z synoptykiem, który tłumaczy ci aktualną sytuację pogodową?

- Wygląda to tak, że przychodzę do pracy na piątą i dostaję faksem od synoptyków mapy pogodowe z opisami. Nie mam kontaktu bezpośredniego z synoptykiem. Jeśli mam do niego jakieś pytania, to dzwonię. Ale ponieważ zapowiadam pogodę już od dwóch lat, to zazwyczaj we wszystkim się orientuję. Staram się te informacje przekładać na ludzki język. Nie mówię o frontach, ludzie po prostu chcą wiedzieć, czy ubrać się ciepło. I taki jest mój przekaz.

Przypomnijmy, jak trafiłaś do "Dzień dobry Polsko"?

- Zanim jeszcze ogłoszono casting, byłam dość zdeterminowana, żeby znaleźć nową pracę i móc się dalej rozwijać, bo czułam, że stoję w miejscu we Wrocławiu. Wtedy stworzyłam swoje demo. Zawarłam w nim kilka nietypowych informacji na swój temat, np. to, że pracowałam kiedyś w rzeźni - zagrałem scenkę obwieszona mięsem. I właśnie to demo wysłałam. Chwilę później ogłoszono casting. Najlepszy był moment, kiedy zaproszono mnie, teoretycznie, na kolejny etap. Miałam zaprezentować pogodę. Na antenie połączyłam się z reporterem Adamem Gizą. Zamiast typowej w tej sytuacji wymiany zdań, usłyszałam od niego: "Wygrałaś!". Dopiero po minucie uświadomiłam się, co tak naprawdę do mnie powiedział. To było wielkie zaskoczenie.

Czy dobrze usłyszałem? Pracowałaś kiedyś w rzeźni?

- Tak, przez trzy miesiące pracowałam w dużym zakładzie w Starachowicach. Sprzątałem sale po ubojach i rozbiorach, prałam fartuchy rzeźników. Ciężko było mi tam oddychać, ślizgałam się na świeżym smalcu - możesz sobie wyobrazić, jaka to była gehenna. Po dwóch tygodniach chciałam zrezygnować, ale stwierdziłam, że się nie poddam i pracowałam do końca umowy. Śmiesznie wyszło, bo po przyjeździe do Wrocławia, dwa tygodnie po rozstaniu z rzeźnią, dostałam pracę w TVP. To się nazywa przeskok! (śmiech). Moja przygoda telewizyjna zaczęło się bardzo spontanicznie. Siostra wysłała mi ogłoszenie, że w TVP3 Wrocław szukają prezenterki. Stwierdziłam, że spróbuję, ale byłam tak niepewna siebie, byłam taką szarą myszką. Udało się. We Wrocławiu byłam prezenterką pogody i prowadziłam "Fakty sportowe".

Czy swojego chłopaka, Krzysztofa Danielewicza, który jest piłkarzem, poznałaś podczas jednej z imprez sportowych, na którą trafiłaś jako dziennikarka?

- Poznaliśmy się przypadkowo - w sklepie odzieżowym, gdzie pracowałam jako sprzedawca w dziale męskim. Dopiero po roku związku zaczęłam pracować w "Faktach".

Czy żyjecie w związku na odległość?

- Z konieczności, tak. Krzysztof gra w I-ligowej Chojniczance Chojnice. Trudno mi się z tym pogodzić, że dzieli nas tyle kilometrów. Czasami chodziła mi po głowie myśl, by rzucić wszystko i przeprowadzić się do niego. Ale mam za duże ambicje, żeby rzucić pracę. Po miesiącu byłabym sfrustrowaną babą nie do zniesienia.

Chyba dużo czasu spędzasz w pociągach?

- Moje weekendy to nieustanne podróże - albo do Chojnic, albo do Wrocławia, gdzie studiuję, albo do Starachowic, skąd pochodzę.

Co jeszcze byś chciała robić w telewizji?

- Lubię prognozę pogody, ale marzę też, by spróbować innej działki. Bardzo mi się marzą programy rozrywkowe, np. takie jak "The Voice", chciałabym iść taką drogą jak Basia Kurdej-Szatan czy Marcelina Zawadzka. Najbardziej zależy mi na miejscach, gdzie będę z ludźmi. Widzę, że gdy jestem pośród ludzi, to mam sto razy więcej energii.

Co chciałabyś w sobie udoskonalić?

- Miałam zawsze duży problem z pewnością siebie. Cały czas z tym walczę. To, co teraz robię, pozwala mi trochę przełamywać moje słabości. A jeśli chodzi o sprawy bardziej przyziemnie, próbuję powoli wracać do swoich dawnych nawyków, które porzuciłam po przeprowadzce do Warszawy, czyli do zdrowego gotowania i treningów sportowych.

PAP
Dowiedz się więcej na temat: Agnieszka Dziekan
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy