Reklama

Agata Młynarska: Dumna ze swojego wieku

Niedługo po 40. urodzinach usłyszała, że jest już za stara. Zamiast płakać, wzięła się do pracy nad sobą i nie dość, że wygląda bardzo atrakcyjnie, to znalazła wielką miłość.

Niedługo po 40. urodzinach usłyszała, że jest już za stara. Zamiast płakać, wzięła się do pracy nad sobą i nie dość, że wygląda bardzo atrakcyjnie, to znalazła wielką miłość.
Praca nad związkiem ma głęboki sens. Miłość i małżeństwo trzeba chronić - przekonuje Agata Młynarska /Paweł Wrzecion /MWMedia

"Zmiana pełną parą", czyli czyja tak naprawdę zmiana?

Agata Młynarska: - Bohaterami są ludzie, którzy żyją ze sobą od dawna. Niby ich związki są udane, ale czegoś brakuje, coś się wypaliło, wkradła się rutyna i dojmująca szarzyzna dnia codziennego. Gdzieś po drodze przestali być dla siebie ważni, piękni, interesujący. Nie są to pary z głębokimi problemami, bo nie jestem terapeutką ani psychologiem, tylko dziennikarzem. Celem programu jest sprawienie przyjemności bohaterom i pokazanie, jak mogą polepszyć swoją relację.

Reklama

- Nie znam zresztą programu, w którym można naprawić to, co wymaga długiej i trudnej pracy nad sobą. Dla moich bohaterów to pełna emocji przygoda i szansa, żeby przeżyć dwa dni inne niż wszystkie dotychczas.

A jaka jest pani rola?

- Rozmawiamy o tym, co dla nich jest ważne, co potrafią docenić, czego im brakuje. Mamy cały przekrój bohaterów: w różnym wieku, z różnym dorobkiem życiowym, z różnym stażem bycia razem i z różnymi problemami.

Te rozmowy są chyba trudne?

- Zawsze szczera rozmowa jest wyzwaniem dla dziennikarza. Przyznam, że kiedyś takiego programu nie mogłabym robić. Dopiero teraz jestem na takim etapie, że sama już coś przeżyłam. Coś mi się udało, a coś nie. Przeszłam też wiele lat terapii, a przy okazji nauczyłam się słuchać i pytać o rzeczy ważne w prosty sposób, co wpłynęło również na mój warsztat dziennikarski. Terapia pozwoliła mi rozprawić się raz na zawsze z błędami, które popełniłam, nauczyłam się też przestrzegać siebie samą przed popełnianiem tych samych błędów. Dzięki temu, gdy się zaczęłam zmieniać, mogłam docenić relację z moim mężem i zbudować szczęśliwy związek, co się wydarzyło tuż przed 50.

Co łączy bohaterów programu?

- Brak otwartej rozmowy i komunikowania swoich potrzeb. Kobieta mówi, mężczyzna nie słucha, mężczyzna zaś nie mówi, a kobieta nie umie zapytać.

Na koniec prosi ich pani, żeby do siebie napisali listy. To ważne?

- Oni w nich piszą, za co się kochają, za co przepraszają, za co dziękują, czego nigdy nie wybaczą. Ci ludzie bardzo serio do tego podchodzą i ich listy są przejmujące. Tu nawet nie chodzi o to, żeby przekazać treść adresatowi. Już samo pisanie porządkuje myśli i jest szalenie oczyszczające.

Pani też pisała kiedyś taki list?

- Podczas terapii robiłam to wiele razy. Nigdy jednak mojego listu nie wręczyłam osobie, do której go pisałam.

Ta najbardziej widoczna zmiana w programie dotyczy wyglądu. Niby najważniejsze jest to, co nam w duszy gra, ale to, jak wyglądamy, nie jest bez znaczenia.

- To nasza wisienka na torcie, ale bez niej tort nie byłby ten sam. Niesamowite są zwłaszcza metamorfozy mężczyzn, bo mężczyźni rzadko rozmawiają o strojach, ciągle uważają, że to niemęskie. A nasze dziewczyny są świetne. W rezultacie bohaterki programu czują się jak gwiazdy filmowe. Ich partnerzy też! Był jeden fajny chłopak z Wrocławia, który na co dzień chodził w dresie i trampkach. Dostał garnitur i stał się przystojnym, szczupłym facetem. Widać było, że go to cieszy, bo mówił do żony: - Ale powiedz, że wyglądam ekstra! Było to urocze.

Czy na swoim przykładzie może pani powiedzieć, że zmiana wyglądu czyni cuda?

- Absolutnie tak! Gdy byłam po 40., usłyszałam, że jestem za stara. To było przykre i zabolało. Ale pomyślałam, że coś w tym musi być i przekułam to na działanie, a nie na lamenty. Powiedziałam sobie: ja im jeszcze pokażę. Akurat wtedy wyjechałam do Włoch, gdzie współpracowałam przy programie dla Polsatu. Spotkałam tam dziennikarki po 50., które wyglądały jak milion dolarów i do głowy nikomu nie przychodziło powiedzieć, że są za stare. Te Włochy bardzo podniosły mnie na duchu i zainspirowały.

Kobiety o wiek się nie pyta, ale pani swojego nie ukrywa...

- Bo uważam, że to głupota. Nie ma co ukrywać, raczej trzeba być dumnym z wieku. Trzeba o tym mówić, żeby być lojalnym wobec innych kobiet. Ile razy słyszymy, że jest pani po 50., to już dziękujemy. Ja to usłyszałam po 40.

Bohaterowie programu przeżyli przygodę, dokonali zmian. A co pani zyskała?

- Najważniejszą lekcją płynącą ze spotkań z tymi ludźmi jest to, że praca nad związkiem ma głęboki sens. Miłość i małżeństwo trzeba chronić, trzeba nad nimi pracować. Bo nic nie jest dane na zawsze.

Rozmawiała Iwona Leończuk.

Teleświat
Dowiedz się więcej na temat: Agata Młynarska
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy