Reklama

Kinga Preis: Cisza jest dźwiękiem

- W "Ciszy" ważne jest to, że człowiek musi dotrzeć do siebie, żeby móc normalnie funkcjonować z innymi ludźmi. Współczesny pęd sprawia, że każdego problemu dotykamy po trochu, żadnym się nie zajmujemy naprawdę, a tak naprawdę wydaje się nam, że panujemy nad całym światem. Trzeba się cofnąć w głąb siebie, żeby zrozumieć innych - powiedziała w rozmowie z Interią Kinga Preis.

- W "Ciszy" ważne jest to, że człowiek musi dotrzeć do siebie, żeby móc normalnie funkcjonować z innymi ludźmi. Współczesny pęd sprawia, że każdego problemu dotykamy po trochu, żadnym się nie zajmujemy naprawdę, a tak naprawdę wydaje się nam, że panujemy nad całym światem. Trzeba się cofnąć w głąb siebie, żeby zrozumieć innych - powiedziała w rozmowie z Interią Kinga Preis.
Kinga Preis w filmie "Cisza" /materiały prasowe

Kinga Preis to jedna z najciekawszych i najbardziej intrygujących aktorek młodego pokolenia. Urodziła się 31 sierpnia 1971 roku we Wrocławiu. W 1996 roku ukończyła PWST we Wrocławiu i do dzisiaj jest aktorką tamtejszego Teatru Polskiego. Uwagę krytyków zwróciła jeszcze w trakcie studiów, kiedy w 1995 roku została uhonorowana Nagrodą Młodych z okazji Międzynarodowego Dnia Teatru, za rolę tytułową w przedstawieniu "Kasia z Heilbronn".

W filmie zadebiutowała rolą w 1996 roku w obrazie "Niepisane prawa", produkcji Krzysztofa Zanussiego z cyklu "Opowieści weekendowe". W 1998 roku Kinga Preis zagrała wstrząsającą rolę narkomanki w filmie Witolda Adamka "Poniedziałek". Za swą kreację otrzymała nagrodę na festiwalu w Gdyni i Orła - Polską Nagrodę Filmową za najlepszą drugoplanową rolę kobiecą 1999 roku. W tym samym roku aktorka otrzymała Nagrodę Główną, Nagrodę Publiczności i Nagrodę Dziennikarzy na XX Przeglądzie Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu. Do jej ważnych filmów z jej udziałem należą "Farba" i "Wrota Europy". Aktorka występuje także w serialu Leszka Wosiewicza "Przeprowadzki".

Reklama

Najnowszym filmem Kingi Preis jest dramat psychologiczny "Cisza", obraz Michała Rosy, zrealizowany według scenariusza Krzysztofa Piesiewicza, wieloletniego współpracownika Krzysztofa Kieślowskiego. Na tegorocznym Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni, za kreację Mimi w filmie "Cisza", aktorka otrzymała nagrodę za najlepszą pierwszoplanową rolę kobiecą.

Z okazji premiery filmu "Cisza" z Kingą Preis rozmawiała Anna Kempys.

Co jest dla pani najważniejsze w filmie "Cisza"?

Kinga Preis: - To, że człowiek nie może pogrążyć się tylko w sobie, że nie może żyć rozrywany przez wszystkie atrakcje tego świata, bo wtedy tak naprawdę żyje w ogromnej pustce. W "Ciszy" ważne jest to, że człowiek musi dotrzeć do siebie, żeby móc normalnie funkcjonować z innymi ludźmi. Współczesny pęd sprawia, że każdego problemu dotykamy po trochu, żadnym się nie zajmujemy naprawdę, a tak naprawdę wydaje się nam, że panujemy nad całym światem. Trzeba się cofnąć w głąb siebie, żeby zrozumieć innych. Myślę, że takich ludzi jak Mimi i Szymon jest wokół nas bardzo wielu. W strasznym pośpiechu, nie zauważając, że ktoś żyje obok nich szukają czegoś, nie umiejąc sprecyzować jednak czego.

Jakie były pani pierwsze wrażenia po przeczytaniu scenariusza filmu "Cisza"?

KP: Przede wszystkim pomyślałam o złożoności postaci, którą miałam zagrać, o tym, że przechodzi swoistą transformację - od osoby, która będąc dzieckiem została pozbawiona miłości, uczuć, przekazania tego, co w życiu jest najistotniejsze, czyli wrażliwości na drugiego człowieka, a również na siebie samego, aż do osoby dorosłej, która żyje w wielkim tempie, w zapomnieniu, zamotaniu, nie szczędząc siebie i innych. Poprzez spotkanie z Szymonem, Mimi odkrywa to, co rzeczywiście jest wartością w życiu, na czym trzeba to życie oprzeć - wcale nie na pieniądzach, nie na władzy, nie na presji, nie na chaosie, nie na przerażającym dźwięku, tylko na harmonii, na wyciszeniu się, na dotarciu do własnego wnętrza, do innych ludzi, na poznawaniu ich wrażliwości, otwarciu się na innych. Zafrapowała mnie przede wszystkim historia oraz fakt, że mogłam tę postać konsekwentnie stworzyć od początku do końca, rozrysować na czynniki pierwsze.

Jak wyglądała praca na planie? Czy było dużo zmian w scenariuszu?

KP: Nie trzymaliśmy się ściśle dialogów, ten tekst cały czas ewaluował. Kiedy przystępowaliśmy do pracy nie było na przykład w ogóle zakończenia filmu. W trakcie naszej pracy powstało kilka zakończeń i myślę, że do tego zakończenia, które jest teraz, doszliśmy wspólnie. Dla mnie to była fantastyczna praca, bo polegała na tym, że każdy z nas dawał kawałek siebie, to nie była wizja reżysera, moja i Bartka [Opanii], które się ścierały, tylko każdy pomysł budował następny. W związku z tym bardzo się uzupełnialiśmy i teraz mogę ponieść pełną odpowiedzialność za to, co widzowie zobaczą na ekranie.

Na ile Mimi, bohaterka filmu "Cisza", jest pani bliska?

KP: Ja nie mam takich problemów, które ma ta bohaterka. Mam dużą potrzebę odbierania i okazywania miłości, uczuć w ogóle. Zwykle w rolach staram się bardzo odejść od swojej osoby, bo nawet gdyby widz tego nie dostrzegł, dla mnie byłby to nudny zawód, gdybym musiał grać samą siebie. Całą swoją energię skupiam na emocjach, szukam w sobie różnych cech.

Jak przygotowywała się pani do tej roli? W filmie kilka scen rozgrywa się na imprezach techno. Czy odwiedziła pani takie kluby?

KP: Nie byłam na imprezie techno, bo to byłoby ponad moje siły. Natomiast Maja Ostaszewska pokazywała mi na czym między innymi polega taniec techno, przesłuchałam też kilka płyt. Ta rola wymagała ode mnie także zmiany wyglądu - schudłam aż 12 kilogramów. Nie jestem typem człowieka, który rzemieślniczo wykonuje zawód aktora, który się jakoś bardzo przygotowuje do roli. Zresztą "Cisza" jest współczesną historią, do której trzeba przygotowywać się w sobie, a nie czytać książki czy poznawać te sfery, o których mówi film. Myślę, że ten film jest o tyle uniwersalny, że nie mówi o jakimś konkretnym środowisku, tylko o pogubionym człowieku. Takich cech trzeba szukać wśród swoich bliskich, w sobie i potem przefiltrować przez siebie.

Czy myśli pani, że znakiem dzisiejszych czasów jest to, że coraz częściej silne, zdecydowane kobiety, robią karierę, a mężczyźni są dla nich na drugim planie?

KP: Myślę, że znakiem czasu jest to, że każdy z nas, bez względu na to, czy jest to kobieta czy mężczyzna, za bardzo bije się o to, żeby zwyciężyć świat i ludzi wokół siebie - wszystko traktuje na zasadzie wojny wydanej przeciwnikowi. Czasy w których żyjemy, wszystko co się wokół nas dzieje, sprzyja temu, że człowiek się zatraca, że zaczyna się rozpychać łokciami, żeby zwyciężyć tylko po to, żeby inni go nie stratowali. Nie to jednak jest wartością życia.

Czy czuje się pani silną kobietą?

KP: Nie, ani zawodowo, ani prywatnie nie czuję się silną osobą. Jeżeli walczę w sprawie kogoś innego, to może mam jakąś siłę, ale jeżeli mam się upominać o swoje racje, to z tym jest już dużo gorzej.

Gra pani zazwyczaj skomplikowane wewnętrznie bohaterki. W "Poniedziałku" zagrała pani narkomankę i to była wstrząsająca kreacja. W "Ciszy" postać Mimi także nie należy do łatwych. Czy jest to pani celowy wybór, czy właśnie takie role panią interesują, czy takie role pani otrzymuje?

KP: Jest i tak i tak. Na pewno takie role mnie interesują i nie chciałabym ciągle grać jednotonowych, zaszufladkowanych już we mnie osób. Jest też pewnie tak, że reżyserzy mają odwagę i ryzykują powierzając mi tak różne zadania. Ja się z tego mogę tylko cieszyć, tym bardziej, że w polskim kinie kobiety często są tylko ozdobą, a często jedynie dopełnieniem ról męskich.

Czym pani kieruje się przy wyborze roli?

KP: Ważne jest to, czego jestem się w stanie nauczyć, z czym muszę się borykać i co mi da satysfakcję ze zmagania się z rolą. Oczywiście, że ważne jest także to, czy jest dobry scenariusz. Z reżyserami bywa różnie, bo czasem warto zawierzyć komuś, kto robi film po raz pierwszy.

Co pani daje największą siłę w pracy zawodowej?

KP: Wsparcie dają mi partnerzy, reżyserzy, rodzina - to banalne, ale tak jest. Moi bliscy dają mi napęd, odwagę do tego, żebym wyszła z jakąś propozycją. Ideą partnerstwa jest dla mnie taki moment, w którym zapominam o tym, jak ma wyglądać moja postać, a bardziej przejmuję się tym, co gra mój partner. Wydaje mi się, że w "Ciszy" taki warunek został spełniony. Ja myślałam o Bartku, a Bartek myślał o mnie i to jest tak jak w życiu. Na tym powinno polegać partnerstwo. Dla mnie bardzo ważne jest to, jakich ludzi spotykam na swojej drodze zawodowej.

W 1999 roku otrzymała pani znaczące nagrody na Przeglądzie Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu. Czy ma pani jeszcze zamiar powrócić do śpiewania?

KP: Cały czas trochę śpiewam. Występuję ze spektaklem "Ballady morderców", z którego piosenkę śpiewałam na przeglądzie we Wrocławiu. W tym roku wystąpiłam w koncercie galowym Przeglądu Piosenki Aktorskiej, z tekstami pana Tadeusza Nalepy. W przyszłym roku pewnie też będę brała udział w koncercie, ale ważą się losy, którego autora wybierzemy. Cały czas trochę śpiewam, ale nie jest to dla mnie najważniejsza część zawodu.

Jakie aktorki najbardziej pani ceni?

KP: Bardzo cenię młode pokolenie aktorek - Maję Ostaszewską, Dominikę Ostałowską. Jest wielu bardzo wartościowych aktorów, ale akurat wrażliwość tych dwu dziewczyn szalenie mi odpowiada. W ogóle lubię oglądać kobiety, bardzo odpowiada mi jako aktorka Meryl Streep. W kinie chyba kobiety bardziej mnie fascynują.

A jak ważni są w takim razie mężczyźni w pani życiu?

KP: Bardzo są ważni. Otaczają mnie, bo powiłam mężczyznę i z mężczyzna jestem, zatem to oni dyktują mi wszystkie pozazawodowe projekty życiowe. Mój świat się kręci wokół mężczyzn.

Czym jest dla pani cisza?

KP: Nie umiem odpowiedzieć w jednym słowie, ani podać definicji ciszy. Dla mnie cisza jest jednocześnie niepokojem, pustką, czekaniam na drugiego człowieka, ale jednocześnie jest ogromną harmonią. Cisza jest również dźwiękiem, który słyszymy, jest spokojem. Są zupełnie przeciwstawane teorie na temat ciszy, ale ona ma w sobie właśnie taką głębię.

Bardzo dziękuję za rozmowę.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy