Reklama

​Andrzej Marek Grabowski: Co dzisiaj robi Pan Tik-Tak?

Andrzej Marek Grabowski prowadził legendarny program "Tik-Tak", był współzałożycielem zespołu Fasolki, a także wymyślił telewizyjne postaci, jak Kulfon czy Profesor Ciekawski. Dziś, z dala od telewizji, pisze książki dla dzieci.

Andrzej Marek Grabowski prowadził legendarny program "Tik-Tak", był współzałożycielem zespołu Fasolki, a także wymyślił telewizyjne postaci, jak Kulfon czy Profesor Ciekawski. Dziś, z dala od telewizji, pisze książki dla dzieci.
Andrzej Marek Grabowski zajmuje się teraz głównie pisaniem książek dla dzieci /Wojciech Olszanka /East News

Kanał TVP ABC przypomina "Tik-Taka", na którym wychowali się moi rówieśnicy. Jak pan, jako tytułowa postać, wspomina ten program?

- Przygodę z "Tik-Takiem" rozpocząłem we wrześniu 1983 roku. Byłem świeżo upieczonym absolwentem Wydziału Pedagogiki. Chciałem pisać scenariusze programów dla dzieci. Ostatecznie zostałem nie tylko scenarzystą, ale także Panem Tik-Takiem i wspólnie z Ewą Chotomską, Krzysztofem Marcem i Zającem Poziomką bawiłem najmłodszych. Była to inspirująca, a często także wesoła praca.

Program zniknął z anteny w 1999 roku. Rok później pożegnał się pan z Profesorem Ciekawskim i Ciuchcią. Dawni widzowie rozpoznają pana na ulicy?

Reklama

- Ku mojemu zdumieniu czasami tak (śmiech). Co prawda rzadko się zdarza, by ktoś był na tyle śmiały, żeby podejść. Już nie krzyczą za mną "Pan Tik-Tak"! Jednak w związku z tym, że piszę książki dla dzieci, często jestem gościem w bibliotekach i Domach Kultury, gdzie mam spotkania autorskie. Okazuje się, że doskonale pamiętają mnie wszystkie panie bibliotekarki i nauczycielki. Co ważniejsze, ich wspomnienia związane z dawnymi programami dla dzieci są bardzo miłe, niekiedy wręcz entuzjastyczne.

Pisanie literatury dla dzieci jest konsekwencją tego, że przez tyle lat pracował pan z najmłodszymi i tworzył scenariusze programów dla małych widzów?

- Już jako student myślałem o twórczości dla dzieci, a jeszcze wcześniej o pisaniu. Ponieważ jednak zacząłem pracę w telewizji, najzwyczajniej nie miałem na to czasu. Po latach wróciłem do tego mojego marzenia. Na szczęście znalazłem wydawców oraz czytelników.

Rozstanie z "Tik-Takiem" i Profesorem Ciekawskim było trudne?

- Nie, bo to ja zdecydowałem o tym rozstaniu. Nie chciałem już prowadzić programów. Popularność ma dwie strony, jasną i ciemną. Miło spotykać się z sympatią widzów, ale ciągła rozpoznawalność jest męcząca. Poza tym, zbyt obciążające było przygotowywanie programów, pilnowanie cyklu produkcyjnego i jednoczesne prowadzenie. Cieszę się, że stworzone przeze mnie postaci są miło wspominane, ale ja za nimi za bardzo nie tęsknię.

Ma Pan kontakt z Ewą Chotomską i Krzysztofem Marcem?

- Tak, kontaktujemy się bardzo często. Ewa i Krzyś nadal pracują z Fasolkami. Piszemy fasolkowy repertuar, wydajemy płyty, występujemy na koncertach.

Wśród byłych członków zespołu są m.in. Joanna Jabłczyńska, Aneta Zając, Monika Mrozowska. Jest pan dumny, że Fasolki okazały się kuźnią talentów?

- Jestem zaskoczony, że zespół nadal istnieje, bo od założenia Fasolek miną wkrótce 32 lata. Jeśli jestem dumny, to z faktu, że wśród naszych absolwentów jest mnóstwo wartościowych ludzi. Są lekarzami, inżynierami, artystami, mają udane rodziny. Tylko żal, że niektóre "fasolki", które stały się gwiazdami, zapominają o zespole.

Zostawmy już telewizję, wróćmy do literatury. Proszę zdradzić, nad czym pan teraz pracuje?

- Na przełomie roku ukażą się dwie nowe książki. Pierwsza, adresowana do młodszych dzieci, będzie nosiła tytuł "Mumciuś". To opowieść o zwierzątku z kosmosu, które zaprzyjaźnia się z dziewczynką. Druga, to efekt próśb moich czytelników. Trochę horror, trochę kryminał. Tę książkę napisałem w oparciu o własne przeżycia. Kiedy byłem dzieckiem, leżałem w szpitalu i miałem tam koleżankę, Anię. Jej rodzice byli cyrkowcami, a ona opowiadała mi mrożące krew w żyłach historie. Spisałem je i powstała "Dziewczynka ze srebrnym zębem".

Co pana inspiruje do pisania kolejnych książek?

- Zazwyczaj impulsem jest jakieś niezwykłe wydarzenie, o którym się dowiaduję. Czasami usłyszę historię, która wywołuje lawinę kolejnych skojarzeń i pomysłów. Oczywiście prościej jest z książkami opartymi na faktach, jak ostatnio wydana "Wojna na Pięknym Brzegu". To historia dzieciństwa mojej mamy, które przypadło na lata okupacji. Opowieść tak ciekawa, że uznałem, iż warto podzielić się nią z innymi. Podobnie było z "Instrukcją obsługi Pieska Jacusia", w której opisałem perypetie psiaka znalezionego na śmietniku. Oczywiście jako autor czasami nieco podrasowuję te historie, ale tylko troszeczkę.

Rozmawiała Joanna Bogiel-Jażdżyk

Tele Tydzień
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy