Reklama

Znamy przyczynę śmierci Jerry'ego Lewisa

Powodem śmierci Jerry'ego Lewisa była kardiomiopatia niedokrwienna - wynika z raportu koronera, do którego dotarł serwis New York Daily News.

Powodem śmierci Jerry'ego Lewisa była kardiomiopatia niedokrwienna - wynika z raportu koronera, do którego dotarł serwis New York Daily News.
Jerry Lewis zmarł w wieku 91 lat /Frederick M. Brown /Getty Images

Kardiomiopatia niedokrwienna to schorzenie, które pojawia się w związku z osłabieniem mięśnia sercowego.

Zmarły w niedzielę, 20 sierpnia, popularny amerykański komik, aktor, reżyser, scenarzysta miał w trakcie kariery poważne problemy ze zdrowiem. W latach 60. uległ poważnemu wypadkowi (złamał kręg szyjny), przeszedł też trzy zawały, walczył z rakiem prostaty i cukrzycą. Przez kilkanaście lat był uzależniony od leków przeciwbólowych. Miał też na koncie próbę samobójczą.

Przez dekady pracował nad zbieraniem funduszy na walkę z dystrofią mięśniową. Można powiedzieć, że spopularyzował tzw. telethon, czyli specjalne programy, podczas których widzowie mogą wpłacać pieniądze na cel charytatywny. W 2006 roku aktor otrzymał z rąk francuskiego ministra kultury Legię Honorową. Nagroda wiązała się z jego dorobkiem artystycznym, ale przede wszystkim działalnością charytatywną.

Reklama

Jerry Lewis urodził się 16 marca 1926 roku w Newark. Jego rodzice byli rosyjskimi Żydami. Jego ojciec, Daniel Levitch (1902-1980), był artystą estradowym, który pracował pod pseudonimem Danny Lewis. Natomiast matka Jerry'ego Lewisa, Rachel ("Rae") Levitch, była pianistką w stacji radiowej. Jerry Lewis zaczął występować w wieku pięciu lat, często u boku rodziców. Rzucił szkołę dosyć szybko, aby poświęcić się karierze scenicznej.

W 1944 r. ożenił się z Patty Palmer, wokalistką zespołu jazzowego Jimmy'ego Dorseya. Złapał bakcyla estrady i wylądował w Las Vegas. W 1946 r. poznał znanego aktora i piosenkarza Deana Martina, z którym jako duet pantomimiczno-wokalny występował w niezliczonych lokalach Atlantic City. Poprzez występy w telewizji trafili w 1949 r. do Hollywood. Ich debiutem ekranowym była komedia "My Friend Irma" (1949).

Ogółem Lewis i Martin zagrali wspólnie w 17 filmach - ich duet rozpadł się w 1956 roku. Lewis rozpoczął wówczas solową karierę, początkowo jako piosenkarz. Jego album "Jerry Lewis Just Sings" znalazł się na trzecim miejscu na listach Billboard i pozostawał na szczycie przez cztery miesiące. Łącznie sprzedano go w liczbie aż półtora miliona egzemplarzy.

Pierwszym solowym filmem artysty był "Delicate Deliquent" (1957). W tamtym czasie Lewis był do tego stopnia popularny, że grał w kilku obrazach rocznie. W 1969 roku otrzymał od Woody'ego Allena propozycję wyreżyserowania produkcji "Bierz forsę i w nogi", ale był w tym czasie zajęty innym projektem. W efekcie film stał się debiutem reżyserskim Allena.

Lewis był wówczas już doświadczonym reżyserem. Miał na koncie takie obrazy, jak "Boy hotelowy" (1960), "Kochaś" (1961) i przede wszystkim "Zwariowany profesor" (1963). Do tego ostatniego tytułu zachował zresztą prawa, dzięki czemu w 1996 roku możliwa była pod jego auspicjami realizacja remake'u, w którym główną rolę zagrał Eddie Murphy ("Gruby i chudszy"). W 2000 roku nakręcono zresztą sequel tego filmu (Gruby i chudszy 2: Rodzina Klumpów").

W 1966 roku Lewis był nominowany do Złotego Globu w kategorii najlepszy aktor w komedii lub musicalu za produkcję "Boeing Boeing" (1965). W swojej karierze zdobył też nominację do nagrody BAFTA za drugoplanowy występ w "Królu komedii" (1983) Martina Scorsese, w którym partnerował Robertowi De Niro.

Do historii przeszła też jego rola w Arizona Dream" (1992) Emira Kusturicy. W 1996 roku Lewis zagrał w komedii "Umrzeć ze śmiechu", po czym zrobił sobie osiemnastoletnią przerwę od kina. Powrócił tytułową rolę w obrazie "Max Rose" (2013). W 2016 roku po raz ostatni wystąpił na dużym ekranie w produkcji "Skarbiec", w której w główną rolę wcielał się Nicolas Cage.

"Jerry Lewis był mistrzem. Był gigantem. Był innowatorem" - napisał po śmierci Lewisa reżyser Martin Scorsese. “Był niesamowitym komikiem. Był utalentowanym artystą. I był niezapomnianym człowiekiem. Miałem przyjemność pracować z nim. Było to doświadczenie, które na zawsze zapamiętam. Był naprawdę jednym z największych. Spoczywaj w pokoju, Jerry".

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Jerry Lewis
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy