Reklama

Zdzisław Kozień: Sił za dwóch, ambicji za pięciu

Artysta, którego Andrzej Wajda nazywał „wielkim aktorem”, żył filmem i teatrem. Nawet oświadczył się na scenie.

Artysta, którego Andrzej Wajda nazywał „wielkim aktorem”, żył filmem i teatrem. Nawet oświadczył się na scenie.
Zdzisław Kozień (Zubek) i Brosniław Cieślak (Borewicz) w serialu "07 zgłoś się" /East News/POLFILM

Zawsze ciągnęło go na scenę, ale wszystko wskazywało na to, że zostanie śpiewakiem. Był solistą Chóru Dzieci Krakowa i w latach 30. jeździł z nim po całej Europie. Na jednym z koncertów jego silnym, czystym głosem zachwycał się hrabia Galeazzo Ciano, włoski polityk i dyplomata, zięć Mussoliniego. Innym razem na widowni znalazł się Adolf Hitler, który po występie uścisnął Zdzisławowi rękę. Kozień miał nawet jechać do Włoch, by szlifować wokalistyczne umiejętności, ale jego plany zniweczył wybuch wojny.

Urodził się w Krakowie w 1924 r. Jego matka, gospodyni domowa, dorabiała, sprzedając świąteczne ozdoby na targu, ojciec był woźnym na Uniwersytecie Jagiellońskim. Kozieniowie z sześciorgiem dzieci mieszkali w suterenie głównego budynku UJ. W 1939 r. zmarł senior rodu, a gdy wybuchła wojna, Niemcy wysiedlili wdowę i dzieci do kamienicy przy ul. św. Sebastiana. Później gestapo aresztowało dwóch starszych braci Zdzisława - Jan i Henryk trafili do obozu koncentracyjnego, tam zginęli. Na nastolatku spoczęła więc cała odpowiedzialność za utrzymanie rodziny - zatrudnił się w przetwórni ryb.

- Miał sił za dwóch, ambicji za pięciu - mówił Henryk Kozień, syn aktora. - Potrafił wrzucić na samochód 120-kilogramową beczkę.

Reklama

Pod koniec wojny Kozień został wcielony do 2. Armii Wojska Polskiego, ale nie trafił na front, tylko do teatru wojskowego. W pierwszych latach PRL-u pracował jako kreślarz, jednak nie mógł zapomnieć o aktorstwie. Występował na deskach półamatorskiego Teatru Kolejarza, a w 1953 r. zdał egzamin aktorski. Dyplomowany aktor dostał propozycję angażu z Teatru Ziemi Rzeszowskiej (dziś Teatr im. Wandy Siemaszkowej). Przeprowadził się na Podkarpacie i zapuścił tam korzenie.

- Miał oferty, mógł się przenieść do Warszawy lub Krakowa, ale nie chciał. Nie lubił zmieniać miejsca - wspominał Henryk Kozień. W rzeszowskim teatrze dorywczo pracował Stan Borys, późniejsza legenda bigbitu. - Zdzisiu, mówiłem pełen nabożeństwa, bo strasznie mi imponował, chcę zdawać eksternistyczny egzamin aktorski, powiedz, czego mam się nauczyć - opowiadał muzyk. - A po co się, k..., będziesz uczył o teatrze elżbietańskim i wiktoriańskim! Jak masz dobry głos i stworzysz sugestywną postać, będziesz gwiazdą. Lepiej się napij, dudnił Kozień.

W teatrze Zdzisław zwrócił uwagę na młodszą od niego o 24 lata Monikę. - Poznałam go w 1982 roku, po śmierci jego pierwszej żony Janiny. Pracowałam w sekretariacie i myślałam, że on przychodzi do ówczesnej dyrektor. Przynosił czekoladki, a gdy wracał z Warszawy z planu filmowego - pączki od Bliklego. Po wspólnych wakacjach zaproponował, żebym razem z synem przeprowadziła się do niego - mówiła po latach.

W 1984 r. oświadczył się wybrance - i to z fasonem, na premierze "Rewolweru" Fredry. Miał powiedzieć na scenie: "Wiem, co zrobię, żenię się. Żenię się z Otylią". Zmienił jednak kwestię i wygłosił: "Żenię się z Moniką".

Niewielu ówczesnych aktorów spoza Warszawy robiło karierę w filmie i telewizji - Kozieniowi się to udało. Pierwszą ważną rolę na dużym ekranie zagrał w "Skazanym" (1975) i zgarnął za nią nagrody aktorskie na festiwalach w Gdyni i San Sebastian. Potem był m.in. ojcem Agnieszki w "Człowieku z marmuru" (1976), księciem Radziwiłłem w "Najdłuższej wojnie nowoczesnej Europy" (1979) i Zygmuntem Starym w "Królowej Bonie" (1980).

Największą popularność przyniosła mu rola porucznika Zubka w serialu "07 zgłoś się". Reżyser chciał, by Zubek był prymitywnym, chamskim milicjantem, ale w wykonaniu Kozienia porucznik okazał się ciepłym "dobrym wujkiem".

- Aktorstwo zostawiam w garderobie. Jestem normalnym człowiekiem, bez kompleksów i syfonu w głowie - mówił Zdzisław Kozień, a bliscy cenili go właśnie za tę normalność. W wolnych chwilach grał na fortepianie i organach, rzeźbił, był zapalonym wędkarzem.

Kiedy jego wnuk dostał na imię Oskar, aktor śmiał się, że na stare lata dostał Oscara. Zmarł w 1998 r. Został pochowany na rzeszowskim cmentarzu Wilkowyja w Międzynarodowym Dniu Teatru.

To i Owo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy