Reklama

Zanim został gwiazdorem był... przewodnikiem po Hollywood

Dla podwójnego zdobywcy Oscara Kevina Costnera najważniejszą życiową rolą okazało się ojcostwo. Aktor powraca właśnie na duże ekrany w filmie "The Company Men".

Gwiazdor na cztery lata wycofał się z hollywoodzkiego życia. W tym czasie artysta wyruszył w trasę koncertową po Europie z rockowym zespołem Modern West, napisał kilka piosenek, scenariuszy i wydał 20 mln dolarów na opracowanie projektu maszyny, która oddziela olej od wody. Jednak najważniejszym zajęciem w czteroletniej, filmowej przerwie było ojcostwo.

Do grona trójki dorosłych dzieci z Cindy Costner i syna Liama ze związku z Bridget Rooney dołączyła trójka dzieci z małżeństwa z Christine Baumgartner.

"Jest bardzo głośno" - żartuje Costner. "Ale to cudowne dzieciaki. Widzę jak każdego dnia stawiają kroki. Jedyną rzeczą, o którą się teraz modlę, to nie jest sukces, a możliwość wychowywania moich dzieci" - zapewnia Costner.

Reklama

"Chcę być tą osobą, która zdradza im sekrety życia, mówi o jego cieniach i blaskach. Nie chcę, żeby uczyli się tego od kogoś innego" - dodaje.

Jednak przyszła pora, aby "tańczący z wilkami" ponownie zajął miejsce na srebrnym ekranie. Po czterech latach nieobecności, Costner pojawia się w filmie "The Company Men", obok Bena Afflecka i Tommy'ego Lee Jonesa.

Rola prostego robotnika, który pomaga swojemu szwagrowi uporać się z bezrobociem i życiem dalekim od luksusów, do jakich niegdyś przywykł, zdradza prawdziwą naturę Costnera: zanim stał się wielkim gwiazdorem imał się różnych zawodów: rybaka, kierowcy ciężarówki i przewodnika po Hollywood.

"Miałem wiele szczęścia do ról, ale w gruncie rzeczy czuję się robotnikiem. Pracowałam na łodziach rybackich i byłem przekonany, że tak już zostanie. Uważam, że cierpię na nadmiar szczęścia. Mam zdrowe dzieci, cieszę się światową sławą, mogę powiedzieć, że mam wiele. Kiedy podróżuje po świecie widzę jak mało mają inni, dochodzę do wniosku, że nie potrzebuję tego wszystkiego, co posiadam" - opowiada.

Teraz gwiazdor mieszka w 10-akrowym ranczo w Santa Barbara, oddalonym o 128 km od Los Angeles.

Minęło już 20 lat od momentu, kiedy artysta został dwukrotnie uhonorowany statuetką Oscara za scenariusz i reżyserię oraz produkcję filmu "Tańczący z wilkami". Ciągle w jego głowie rodzą się nowe projekty i pomysły na nowe filmy, jednak jego plany ogranicza ekonomia.

W branży filmowej na początku brał udział w kilku filmach erotycznych, ale wkrótce postanowił, że chce poczekać na poważną produkcję. Takie podejście cechuje go do dziś.

Warto przypomnieć, że swego czasu Costner nie pracował przez prawie sześć lat, czekając na istotną rolę kinową. Wreszcie otrzymał ją w błyskotliwej psychodramie filmowej - opowieści o rozczarowaniach kontestatorów i zagubionych byłych buntowników z końca lat 60. - "Wielki chłód" Lawrence'a Kasdana z udziałem także Glenn Close, Toma Berengera i Kevina Kline.

Co prawda jego występ został wycięty w montażu, ale reżyser go zapamiętał i powierzył mu rolę Jake'a w westernie "Silverado", która okazała się początkiem jego kariery.

"Długo nie pracowałem, przywykłem robić filmy, które nie są sequelami, dlatego nie jestem teraz w modzie. Nie będę pracował nad filmem, dopóki nie będę miał możliwości zrobienia tego po swojemu. Dlatego na bardzo długo wstrzymuje oddech" - wyjaśnia Costner.

Jego kariera podobnie jak życie osobiste była pełna wzlotów i upadków. W 1994 roku zakończyło się 16 letnie małżeństwo Costnera z Cindy Silvą, które kosztowało aktora 50 mln dolarów. Dwa lata później przyznał się do ojcostwa teraz 14-letniego Liama, syna z Bridget Rooney. Obecnie wiedzie ustatkowane życie z żoną Christine Baumgartner, dziećmi i nadzieją na kolejne ambitne filmy.

"Nauczyłem się, że przegrane nie zabijają" - zapewnia.

INTERIA.PL/PAP
Dowiedz się więcej na temat: Kevin Costner
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy