Reklama

Wspominają Kazimierza Karabasza

Kazimierz Karabasz - definiowany przez wielu jako klasyk, twórca polskiej szkoły dokumentu - będzie nie do zastąpienia; legendy rodzą się raz na kilkadziesiąt lat - powiedział PAP dyrektor Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej Radosław Śmigulski.

Kazimierz Karabasz - definiowany przez wielu jako klasyk, twórca polskiej szkoły dokumentu - będzie nie do zastąpienia; legendy rodzą się raz na kilkadziesiąt lat - powiedział PAP dyrektor Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej Radosław Śmigulski.
Kazimierz Karabasz zmarł w nocy z 10 na 11 sierpnia /Mateusz Jagielski /East News

Kazimierz Karabasz zmarł w nocy z piątku na sobotę, w wieku 88 lat. Był klasykiem polskiego dokumentu filmowego, autorytetem w świecie dokumentalnego kina, twórcą tzw. polskiej szkoły dokumentu.

Jak powiedział PAP Radosław Śmigulski, Karabasz - twórca "przez wielu odbiorców definiowany był zawsze jako klasyk, ktoś, kto stworzył polską szkołę dokumentu - będzie nie do zastąpienia".

"Klasycy rodzą się raz na kilkadziesiąt lat, a tego typu postaci, mistrzów, którzy w ostatnim czasie odeszli - myślę o Korze, Tomaszu Stańce i teraz, o profesorze Karabaszu - trudno zastąpić" - ocenił Śmigulski. Dodał jednak, że "wszystko, co stworzyli w czasie swojego życia, pozostaje, i z tego trzeba czerpać, inspirować się tym".

Reklama

Zdaniem dyrektora PISF, "polska kinematografia ma to szczęście, że od wielu dziesiątek lat funkcjonują w niej wielcy mistrzowie, którzy dla każdego nowego pokolenia stanowią wzór, nie tylko twórczy, ale przede wszystkim wzór zachowań, codziennego funkcjonowania w sztuce, życiu". Jak dodał, Karabasz - jako profesor - jest także wzorem na polu naukowym.

"Kazimierz Karabasz nauczył swoich następców życzliwości wobec świata i człowieka, a także ogromnej dyscypliny formalnej - powiedziała z kolei krytyk filmowa Bożena Janicka. Zdaniem Janickiej, "trudno powiedzieć, że był ważnym twórcą; dla polskiego dokumentu był twórcą najważniejszym, ponieważ wszystko, co stanowiło o wielkiej klasie polskiego filmu dokumentalnego, wywodziło się 'z Karabasza'". Według Janickiej, zmarły twórca nauczył swoich następów przede wszystkim "patrzenia na świat i człowieka tak, jak naprawdę wyglądają - czyli prawdy dokumentu, a także życzliwości wobec tego świata i człowieka".

Podkreśliła również, że Karabasz nauczył filmowców także "ogromnej dyscypliny formalnej". "W sztuce filmowej, a zwłaszcza w sztuce dokumentu - bo tam operuje się materią rzeczywistości - trzeba tak patrzeć na rzeczywistość, żeby w obrazie znalazły się najbardziej wyraziste cechy, które dokumentalista chce uchwycić i pokazać" - zaznaczyła.  W ocenie Janickiej, odejście Karabasza to "ogromna strata, ale jest to ten rodzaj straty, o którym można powiedzieć: nic z tego, co ten człowiek zrobił, nie poszło na marne". "Całe to pokolenie dokumentalistów - jedno, drugie, trzecie - w dalszym ciągu żyje i robi filmy tak, jak na początku nauczył ich Karabasz" - podkreśliła.

Zdaniem Janickiej, niezbędne jest, aby każdy, nawet początkujący dokumentalista wiedział, kim był zmarły twórca, bo "bez testamentu Karabasza lepiej w ogóle nie zaczynać zajmować się dokumentem". "To jest podstawowy kanon, który potem można zmienić jak się chce, ale nie wolno zapominać o tym, na czym jest oparty. A wszystko to stoi na tym, czego polskiego dokumentu nauczył Kazimierz Karabasz" - podsumowała.

Filmy Kazimierza Karabasza cechuje głęboki humanizm oraz doskonała forma; miał cierpliwe, ale bystre oko, które potrafiło uchwycić człowieka w odpowiednim momencie - powiedział PAP krytyk filmowy Andrzej Bukowiecki. Karabasz był "jednym z najważniejszych współtwórców pierwszego ogniwa polskiej szkoły, czyli tzw. czarnej serii". "Była to seria krótkometrażowych filmów dokumentalnych, powstałych na pograniczu stalinizmu i odwilży październikowej, które - choć nadal nieco plakatowe, propagandowe - w dużym stopniu zmieniały 'piękny' obraz socrealizmu i stalinizmu" - przypomniał.

Bukowiecki podkreślił, że w kolejnych latach Karabasz - w duecie z Władysławem Ślesickim - nakręcili filmy pt. "Gdzie diabeł mówi dobranoc" i "Ludzie z pustego obszaru", dzięki którym "pokazali, że - pozostając nadal w obrębie 'czarnego dokumentu', ostrego społecznie - inaczej podchodzą do tematu, bardziej poetycko, spokojnie, refleksyjnie; zaznaczyli swoje indywidualności twórcze". "Potem Karabasz poszedł swoją własną drogą i stworzył 'Muzykantów', czyli jeden z najbardziej znanych i w Polsce, i na świecie filmów dokumentalnych, opowiadającej o próbie amatorskiej orkiestry tramwajarzy" - mówił krytyk.

Zdaniem Bukowieckiego, w tym obrazie "objawił się już cały Karabasz, czyli filmujący swoim - jak to nazwał - cierpliwym okiem, przyglądającym się życzliwie zwykłym ludziom, co wyprzedziło słynną czeską Nową Falę w filmie fabularnym". "Filmował nie królów, władców, dygnitarzy czy wielkich artystów, tylko zwykłych ludzi, w których odnajdywał pasję, ciepło, piękno" - ocenił. 

Pytany o to, co pozostawił po sobie Karabasz, Bukowiecki wskazał na "głęboki humanizm oraz doskonałą formę, cechujące jego filmy, które powstawały w czasach, kiedy nie było kamer cyfrowych, pozwalających kręcić nieskończoną ilość materiału". "Musiały to być filmy jedno lub dwuaktowe, w związku z czym - aby uchwycić człowieka w odpowiednim momencie - trzeba było mieć to cierpliwe, ale bystre oko" - dodał.

Bukowiecki przypomniał, że mimo, iż Karabasz był przede wszystkim dokumentalistą, próbował swoich sił także jako twórca filmów fabularnych. Wśród przykładów wymienił obraz pt. "Cień już niedaleko", opowiadający o weteranach budowniczych Nowej Huty. "Był to film fabularny, ale tak naprawdę - dokument zrobiony fabularnymi środkami. Sceny w których starzejący się aktorzy, z wielkim trudem wchodzą po schodach i dostają spazmatycznych ataków kaszlu, zasługują - pod względem reżyserii i prowadzenia aktorów - na najwyższe nagrody, może z Oscarem włącznie; to było coś zupełnie niesamowitego" - podkreślił krytyk.

Jak zaznaczył, wartym wspomnienia jest także mało znany, zaginiony obraz Karabasza z początków kariery, czyli "Warszawianki", o którym jego twórca mówił w jednym z ostatnich udzielonych wywiadów. "Składał się z kilku wypowiedzi, udzielonych do kamery przez kobiety, wśród których znalazła się pani, która przeżyła powstania warszawskie i taka, która jako pierwsza wróciła do stolicy po wojnie" - mówił Bukowiecki. W jego ocenie, jeśli film udałoby się odnaleźć, to wówczas "uda się dopisać do imponującej filmografii Karabasza ostatni, a w istocie pierwszy rozdział".

Zdaniem krytyka, dorobek Karabasza stanowi "trwałą wartość w tym sensie, że kolejne pokolenia młodych dokumentalistów mogą się na nim uczyć i wychowywać". "Niezależnie od tego, że sami często robią znakomite rzeczy, to mogą sami nie zdawać sobie sprawy, ile w tej świetności jest cienia Karabasza" - ocenił

Według Kazimierza Karabasza reżyser powinien patrzeć na zewnątrz, dostrzegać ludzi mających w sobie tajemnicę; z bezkompromisową energią tropił prawdę - powiedział PAP Mariusz Grzegorzek - rektor Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej im. Leona Schillera w Łodzi, w której przez wiele lat uczył także Karabasz, "nie ma drugiego dokumentalisty, który z taką absolutną bezkompromisową energią tropiłby prawdę, który uczyłby studentów wydziału reżyserii tego, że trzeba poskromić swoje ego, nie myśleć o tym, co będzie potem; żyć nie przyszłością, mniej lub bardziej realnymi planami, tylko skoncentrować się na tym, co jest 'tu' i 'teraz'".

"To 'tu' i 'teraz' było największą siłą zarówno jego podejścia do robienia filmów dokumentalnych, jak i ich samych" - ocenił Grzegorzek. Jak dodał, Karabasz był przeciwnikiem stawiania w centrum filmowych historii "spektakularnych, naznaczonych przez los bohaterów".

"Lubił ludzi bardzo prostych, skromnych i wyznawał zasadę, według której reżyser jest osobą, która nie może patrzeć 'w siebie', tylko na zewnątrz; cały czas czerpać ze świata, rozglądać się dookoła i dostrzegać ludzi pozornie kompletnie niewyraźnych, mających w sobie jakąś tajemnicę" - powiedział Grzegorzek i dodał, że "Karabasz umiał to robić". 

Rektor Szkoły Filmowej w Łodzi zwrócił uwagę również na to, że Karabasz "ogromną ilość cierpliwości i energii wkładał w to, żeby - gdy uznał już, że czyjś los lub życie może być tematem jego filmu - oswajać swoich bohaterów, być z nimi, przyglądać się im bardzo długo". "Dzięki temu, że wzbudzał ich zaufanie, i sam też ich nim obdarzał, oglądając jego filmy mamy poczucie, że przedstawione sytuacje są absolutnie prawdziwe i naturalne" - podkreślił Grzegorzek.

Jak dodał, takiemu podejściu do bohaterów towarzyszyło przestrzeganie standardów, zanikających już we współczesnym świecie. "Często myślę o tym, jak niesamowicie bezkompromisowym - w taki prosty, bezpretensjonalny sposób - był ten człowiek. To jest coś absolutnie niezwykłego i już się nie wydarzy" - oceniła Grzegorzek. Jego zdaniem, zmarłego twórcę cechowała także "pewna optyka widzenia świata, życia i wartości, których już po prostu nie ma".

Grzegorzek - który sam był studentem zmarłego artysty - podkreślił, że między Karabaszem-twórcą, a Karabaszem-nauczycielem istniała pełna zgodność. "Kiedy oglądaliśmy jego filmy, to widzieliśmy zgodność między teorią, której nas uczył, a jego światopoglądem. Ten sposób widzenia świata i ludzi został wcielony w życie w sposób namacalny, potwierdzając w sposób niezwykle cenny spójność między tym, czego uczył, a tym, co robił" - podsumował.

PAP
Dowiedz się więcej na temat: Kazimierz Karabasz
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy