Reklama

Włodzimierz Wysocki i Marina Vlady: Rosyjski bard i francuska gwiazda

To była miłość od pierwszego wejrzenia, o jakiej czyta się w książkach. Trudna, ale namiętna, bo Wysocki wszystko robił z pasją – kochał, śpiewał i pił. Niestety, uczucie do żony przegrało z nałogiem.

To była miłość od pierwszego wejrzenia, o jakiej czyta się w książkach. Trudna, ale namiętna, bo Wysocki wszystko robił z pasją – kochał, śpiewał i pił. Niestety, uczucie do żony przegrało z nałogiem.
Włodzimierz Wysocki i Marina Vlady w 1979 roku /Sputnik /East News

Poznali się w 1967 roku w Moskwie. 29-letnia Marina, francuska gwiazda filmowa o rosyjskich korzeniach, przyjechała, by zobaczyć spektakl Teatru na Tagance, w którym grał jej rówieśnik Wysocki, obiecujący aktor i charyzmatyczny pieśniarz. I choć wówczas spotkali się po raz pierwszy twarzą w twarz, Wołodia zakochał się w niej wcześniej - w chwili kiedy zobaczył ją w filmie "Czarownica" (1956).

- Ona będzie moja - stwierdził z przekonaniem.

Zrządzenie losu

Vlady też zachwyciła się mężczyzną o głębokim, chropowatym głosie. W przedstawieniu "Pugaczow" niemal zahipnotyzował publiczność. Los sprawił, że po spektaklu znaleźli się na tym samym przyjęciu. Ich spojrzenia skrzyżowały się.

Reklama

- Nareszcie spotkałem panią. Chcę wyjść z panią i śpiewać dla niej - te jego słowa Marina wciąż doskonale pamięta. Wysocki usiadł u jej stóp i zaczął grać. Spędzili razem cały wieczór: - Wołodia, jesteś niezwykłym człowiekiem, ale muszę wracać do Francji, mam troje dzieci - wyznała aktorka. - Ja też mam rodzinę, ale musimy być mężem i żoną - usłyszała w odpowiedzi. Dla obojga stało się jasne, że tej pasji nic i nikt już nie powstrzyma.

Wielka miłość i cierpienie

Wysocki, artysta bojkotowany przez władzę, nie mógł dostać paszportu, toteż ukochana często kursowała na linii Paryż - Moskwa. Druga żona Wysockiego odeszła razem z dwoma synami (zmęczona nie tyle jego niewiernością, co szukaniem go po moskiewskich knajpach, kiedy wpadał w alkoholowe ciągi). Jednak Marina wówczas jeszcze nie wiedziała o jego nałogu. Pobrali się w grudniu 1970 roku.

- Kochaliśmy się i to było najważniejsze - wspominała. Gdy przylatywała do Moskwy, tułali się po wypożyczanych mieszkaniach przyjaciół. W końcu znaleźli schronienie w domu jego matki. Łapali chwile wspólnego szczęścia, po czym ona wracała do Francji, a on, by zagłuszyć tęsknotę za ukochaną, rzucał się w wir pracy - próby i spektakle w teatrze, koncerty i pisanie nowych piosenek. Smutki, trawiące poczucie niespełnienia i dotkliwą krytykę nieprzychylnych władz wrażliwy poeta odreagowywał, pijąc na umór. Lekarze przestrzegali, że przy takim trybie życia szybko się wykończy.

Marina robiła wszystko, by ocalić Wołodię od samozniszczenia. Jednak on miał to za nic. Zabiegała o leczenie, załatwiała esperal i walczyła o każdy kolejny dzień jego życia. Robiła awantury, groziła rozwodem, ale zawsze do niego wracała. Nawet gdy wyrzucał ją z domu, by opróżnić kolejną butelkę wódki. Wybaczała, gdy znikał i musiała wyciągać go z podejrzanych spelun. Puszczała w niepamięć chwile, gdy pijany zwracał się do niej imieniem innych kobiet.

- Dopóki go nie poznałam, byłam przede wszystkim gwiazdą kina. Potem stałam się żoną Wysockiego - opowiadała o tych trudnych latach. - Zapomniałam o sobie, Wołodia był dla mnie najważniejszy. Przed szaleństwem ratowała mnie jedynie praca - przyznała aktorka, która zagrała w ponad stu filmach. Wysocki obiecywał, że przyjedzie do niej na stałe do Paryża, ale nie umiał opuścić kochanej, choć tak nieprzyjaznej mu Rosji. Dlatego małżonkowie wciąż żyli osobno. Uczucie, w którym więcej było bólu niż szczęścia, wciąż jednak tliło się w ich sercach.

Był rok 1977, kiedy po raz pierwszy (nigdy wcześniej nie grali razem) spotkali się na planie dramatu "One dwie" Marty Meszaros. Przed kamerą zagrali to, co nie pozwalało im się rozstać - wielką miłość. Niestety, nawet ona nie była w stanie wyrwać Wysockiego ze szponów śmierci czyhającej na dnie butelki. W 1979 roku artysta, uzależniony już także od morfiny, którą zagłuszał ból, przeżył śmierć kliniczną. Rok później, 29 lipca miał lecieć do Paryża, do Mariny. Cztery dni przed podróżą trafił do szpitala. Lekarze byli bezsilni.

Zmarł 25 lipca 1980 r. w wieku 42 lat. Siedem lat po jego śmierci Vlady napisała "Wysocki, czyli przerwany lot", bardzo szczerą książkę-list do męża. - Nadal jest mi trudno mówić o Wysockim - przyznaje aktorka, która od lat śpiewa jego piosenki.

Joanna Bogiel-Jażdżyk

Tele Tydzień
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy