Reklama

Włodzimierz Boruński: Twarz nie do zapomnienia

Zagrał tylko jedną główną rolę w całej swojej karierze, ale zna go każdy miłośnik polskiego kina lat 70. i 80.

Zagrał tylko jedną główną rolę w całej swojej karierze, ale zna go każdy miłośnik polskiego kina lat 70. i 80.
Włodzimierz Boruński w filmie "Zazdrość i medycyna" Janusza Majewskiego /East News/POLFILM

Miał zostać adwokatem i odziedziczyć rodzinną kancelarię, ale wolał pisać wiersze, teksty piosenek i żartobliwe monologi. Dla polskich kinomanów i telewidzów był jednak przede wszystkim doskonałym aktorem. Zapadł im w pamięć jako "dyżurny odtwórca starych Żydów", jak napisał o nim jeden z krytyków.

Urodził się w Łodzi w 1906 r. Był synem adwokata, więc rodzina miała nadzieję, że Włodzimierz pójdzie w jego ślady. Dlatego w latach 20. zaczął studia prawnicze na Uniwersytecie Warszawskim, jednak z nich zrezygnował. Rodzina odmówiła mu pomocy finansowej, szukał więc innego źródła utrzymania. Jego kuzyni - poeta Julian Tuwim i aktor Kazimierz Krukowski (zwany Lopkiem) - wprowadzili go w świat warszawskiej bohemy. Boruński łyknął aktorskiego bakcyla - przyjęto go do Związku Artystów Scen Polskich. Marzyła mu się praca w stołecznym "Qui pro quo" - najsłynniejszym teatrzyku literacko-rewiowym dwudziestolecia międzywojennego.

Zanim jego pragnienie się spełniło, przyjęto go do teatru "W Italii". Śpiewał tam ówczesne przeboje i opowiadał żydowskie dowcipy. "Usiłowałem naśladować styl Lopka Krukowskiego, ale było to słabiutkie i szmirowate" - opowiadał później. Potem - do wybuchu II wojny światowej - pisał teksty i reżyserował spektakle w "Qui pro quo", gdzie pracował m.in. z Eugeniuszem Bodo i Zulą Pogorzelską.

Reklama

Kiedy wybuchła wojna, Sowieci wywieźli go na wschód, do Baszkirii (dziś Baszkortostan - autonomiczna republika Federacji Rosyjskiej). Stamtąd w 1944 r. trafił do 7 Dywizji Piechoty II Armii Wojska Polskiego, a w 1945 r. - na ziemie odzyskane, do Lubania Śląskiego. Boruńskiemu przydzielono tam 30 hektarów ziemi, ale nie miał czasu zajmować się rolą. Zorganizował za to teatr "Siódme niebo", wydawał czasopismo "Na straży", udzielał się przy tworzeniu szkół i pełnił funkcję wiceprzewodniczącego Powiatowej Rady Narodowej.

"W Lubaniu było spokojnie i dobrze, a ja byłem wielki puryc [dawniej: człowiek bogaty i wpływowy - przyp. red.]" - wspominał po latach. W 1949 r. wyjechał ze Śląska, by ostatecznie zamieszkać w Warszawie. Do końca lat 50. był znany głównie miłośnikom teatru i literatury jako autor tekstów satyrycznych i zbiorów poezji. Wtedy poznał Tadeusza Konwickiego, który zaangażował go do swojego filmu "Zaduszki" (1961). I tak - w wieku 55 lat - Włodzimierz Boruński zadebiutował w kinie.

Potem oferty posypały się jak z rękawa. Świetni reżyserzy - m.in. Andrzej Wajda, Jerzy Hoffman i Jerzy Gruza - proponowali mu role drugoplanowe. "To jest taka twarz nie do zapomnienia" - pisano po premierze "Zazdrości i medycyny" (1973). Boruński nie był jednak pewien swojego talentu. "Nie jestem aktorem zawodowym, a swoje filmowe i telewizyjne sukcesy zawdzięczam rolom charakterystycznym. Na dobrą sprawę potrafię tylko odtwarzać samego siebie" - tłumaczył.

Na szczęście chyba nikt nie podzielał jego zdania, choć uważano go raczej za mistrza epizodów niż kandydata do pierwszoplanowych ról. Dopiero Janusz Majewski obsadził go w roli doktora Szumana - głównego bohatera "Mrzonki" (1985). "To jakby mój ponowny debiut i moment, w którym przyszła fala refleksji: czy przypadkiem moje aktorstwo nie było jedną wielką mrzonką" - mówił Boruński niedługo przed śmiercią. Jak się okazało, "Mrzonka" była jego ostatnim filmem.

Zmarł w 1988 r. "Kiedy Boruński staje przed kamerą, wszystko w kadrze zaczyna żyć. Liście drzew poruszają się prawdziwiej, wiatr szumi wiarygodniej, zwykłe potoczne zdania nabierają dotkliwości bólu, przejmującego smutku, poetyckiej wieloznaczności. Bo z Boruńskiego emanuje ten dziwny i niejasny pierwiastek, który przykuwa nasz wzrok, absorbuje nasz słuch" - pisał po śmierci aktora Tadeusz Konwicki w miesięczniku "Kino", w tekście pod znamiennym tytułem "Zawsze starałem się mieć Boruńskiego w filmie".

***Zobacz materiały o podobnej tematyce***

To i Owo
Dowiedz się więcej na temat: Włodzimierz Boruński
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy