Reklama

Warte zapamiętania. Najlepsze filmy 2012

W tym roku nie brakowało wybitnych filmów. Dlatego stworzenie listy dziesięciu, które warto zapamiętać na dłużej, nie było zbyt trudne - ograniczało się przede wszystkim do wykluczania kolejnych tytułów, które z różnych powodów nie zasłużyły, żeby się na niej znaleźć.

Już w styczniu na ekrany naszych kin wszedł obraz, który nie dość, że wzbudził spore kontrowersje wśród krytyków, to jeszcze stał się jednym z głównych tematów rozmów wszystkich Polaków przez co najmniej kilka tygodni. Nie mogło być jednak inaczej, bo "W ciemności" Agnieszki Holland poruszało drażliwy temat relacji polsko-żydowskich w czasie II wojny światowej (ostatnio podobne emocje wywołało również podejmujące te kwestie "Pokłosie" Władysława Pasikowskiego).

Reklama

Przeczytaj naszą recenzję filmu "W ciemności"!

Autentyzm i szczerość zamiast patosu i egzaltacji. Brutalny realizm, ale nie epatowanie przemocą. Wspaniałe kreacje aktorskie i realizacyjna maestria, które współgrają, a nie dominują nad scenariuszowym zamysłem. "W ciemności" Agnieszki Holland to kino, które po prostu musi robić wrażenie - napisałem w swojej recenzji tej produkcji, a moja opinia nie było odosobniona, czego dowiodło zainteresowanie całego świata tym obrazem i nominowanie go do Oscara w kategorii: najlepszy film nieanglojęzyczny (gdyby nie genialne "Rozstanie" Ashgara Farhadiego to najpewniej Holland odbierałaby w lutym statuetkę).

Bardzo miłą niespodziankę sprawiły "Igrzyska śmierci" Gary'ego Rossa. Większość osób widziało w adaptacji powieści Suzanne Collins materiał na kolejną serię dla nastolatków, wokół której rozpęta się medialne szaleństwo (jak w przypadku "Harry'ego Pottera" czy sagi "Zmierzch"). Tymczasem ten rozgrywający się w przyszłości dramat o młodych ludziach, których los zmusza do toczenia ze sobą śmiertelnych pojedynków (ku uciesze milionów telewizyjnych widzów) nie dość, że został ukierunkowany na zupełnie inną publiczność, to jeszcze wzbogacony w sporą dawkę autoironii.

Przeczytaj naszą recenzję "Igrzysk śmierci"!

"Igrzyska śmierci" są inteligentnym filmem o współczesnym show-biznesie, w którym zaciera się granica między przyjemną, społeczną zabawą, a okrutną, polityczną grą o władzę. Ross prześwietla mechanizmy odpowiedzialne za wprawianie w ruch świata taniej rozrywki, dużych pieniędzy i bezlitosnej polityki - pisała o "Igrzyskach śmierci" Anna Bielak i nie sposób się z jej opinią nie zgodzić.


W odróżnieniu od filmu Rossa, w "Avengers" Jossa Whedona walczyli ze sobą nie nastolatkowie, ale superbohaterowie. Także stawka ich pojedynku była wyższa - nie chodziło jedynie o życie jednostki, ale o przyszłość całej ludzkości. Jednak przyczyną, dla której należy uwzględnić tę superprodukcję na liście dziesięciu wartych zapamiętania filmów 2012 roku, była przede wszystkim jej pionierskość - dzięki niej kinu udało się bowiem to, co od dawna praktykowane było w świecie komiksu - połączyć linie fabularne z kilku różnych samodzielnych tytułów w jedną spójną opowieść.

Przeczytaj naszą recenzję filmu "Avengers"!

Film Whedona wyciska z superbohaterskiej konwencji tyle, ile się da, ale nie próbuje jej zdekonstruować, uświetnić kontekstami i unurzać w psychoanalitycznym brudzie. Za całą motywację służy tu, nomen nomen, komiksowy podział na Dobrych i Złych - to według Piotra Mirskiego recepta na sukces "Avengers", która zapewniła im pierwsze miejsce na liście najbardziej kasowych filmów 2012 roku i trzecie wśród najbardziej dochodowych produkcji w historii kina (po "Avatarze" i "Titanicu").


Zaledwie kilka tygodni po obrazie Whedona, można było podziwiać w polskich kinach kolejną produkcję o zamaskowanych herosach. Zamknięciu trylogii o Batmanie Christophera Nolana towarzyszyły spore emocje - wszyscy oczekiwali filmu dorównującego poziomem poprzedniej części serii, dodatkowo wzbogaconego o złoczyńcę równie charakternego, jak Joker w oscarowym wydaniu Hetha Ledgera. Nie udał się niestety żaden z tych zamiarów, co jednak nie zmienia faktu, że "Mroczny Rycerz powstaje" jest filmem, który zasługuje na to, żeby zostać zapamiętanym.

Jeśli "dwójka" wyznaczała nowy, atramentowo czarny horyzont dla komiksowych adaptacji, to "trójka" obraca się w stronę jutrzenki. Nolan wygładza w pewnym momencie wszystkie kanty swojej historii, elegię miesza z przypowieścią o społeczeństwie, które odrobiło udzieloną mu przez nadczłowieka lekcję, otwiera furtkę dla niewypowiedzianego w pełni happy endu. To wciąż solidne, świetnie nakręcone, epickie i trzymające w napięciu kino, ale, cholera, nie o takiego Batmana walczyliśmy - podsumowuje swoją opinie o filmie Piotr Mirski.

Przeczytaj naszą recenzję filmu "Mroczny Rycerz powstaje"!


Jeszcze dłużej niż na ostatnią odsłonę przygód człowieka-nietoperza (bo niemal dekadę) czekaliśmy na film o legendarnej grupie Paktofonika, która na zawsze zmieniła oblicze polskiego hip-hopu. Pod koniec lat 90. trzej przyjaciele z Mikołowa i Katowic stali się głosem pokolenia młodych Polaków... Po latach wszyscy ci, którzy dorastali przy ich utworach, chcieli się przekonać, czy Leszek Dawid w "Jesteś Bogiem" oddał w pełni fenomen ich twórczości.

Trzeba przyznać, że w dużej mierze polski reżyser podołał temu trudnemu zadaniu, o czym zresztą przekonuje w swojej recenzji "Jesteś Bogiem" Tomasz Bielenia, pisząc: Mimo że Leszkowi Dawidowi nie udało się nakręcić wielkiego filmu (Maciej Pisuk, scenarzysta "Jesteś Bogiem", zapowiadał, że Magik jest kimś w rodzaju współczesnego Birkuta), powstał kawałek rzetelnego kina, będący nie tylko historią muzycznej grupy, lecz również wiarygodnym wycinkiem ówczesnej rzeczywistości, z rodzącą się kulturą walkmanów, śląskich blokowisk i amatorskim rynkiem muzycznym, w którym przyszło egzystować Paktofonice.

Przeczytaj naszą recenzję filmu "Jesteś Bogiem"!


Poznaj pozostałe warte zapamiętania filmy 2012 roku!

O wiele mniejszą popularnością niż bijący w kraju nad Wisłą rekordy popularności "Jesteś Bogiem", cieszył się niezależny amerykański film "Bestie z południowych krain". A szkoda, bo podobnie jak obraz Dawida on również zasługuje na uwagę, choć nie da się ukryć, że z zupełnie innych powodów. Dzieło Benha Zietlina to bowiem fascynujące wizualnie połączenie realistycznej opowieści, kina fantasy i baśni, którego główną bohaterką jest odważna i rezolutna dziewczynka, która musi sobie radzić zarówno z otaczającym ją światem, jak i z własnymi demonami.

Przeczytaj naszą recenzję filmu "Bestie z południowych krain"!

Ten zakorzeniony w kinie katastroficznym i magicznym realizmie film to piękna, choć na wskroś dojrzała i smutna bajka, nawet pomimo tego, że jej zakończenie przynosi widzowi wyczekiwane oczyszczenie, potężne katharsis. Przez pryzmat własnych emocji każdy może odebrać ją indywidualnie, na inne elementy zwrócić uwagę, ale z pewnością nikomu nie uda się uciec od przesiąknięcia tym oniryczno-naturalistycznym światem, do którego niczym magnes przyciąga kilkuletnia Hushpuppy, w którą ze znakomitym efektem wcieliła się zaledwie 8-letnia Quvenzhané Wallis.

Widzów nie brakowało za to na seansach "Skyfall", najnowszej, 23 już, odsłony przygód najsłynniejszego agenta Jej Królewskiej Mości, Jamesa Bonda. I choć wydawało się, że 007 już się znudził, a wiele osób zadawało sobie pytanie: ile razy można, znów okazało się, że odpowiedź na nie brzmi: nieskończenie wiele. Sam Mendes nakręcił bowiem autentycznie jedną z ciekawszych i najlepiej zrobionych części popularnej serii.

W "Skyfall" reżyser jest przede wszystkim precyzyjny w operowaniu przeciwieństwami. Ma świadomość, jak wielka tradycja stoi za serią, nie boi się jednak przełamywać schematów. Z powagą potraktował zadanie, jakim była realizacja kolejnej odsłony przygód agenta 007, nie zabrakło mu jednak humoru, by pobawić się konwencją i od czasu do czasu zażartować z gadżetów pojawiających się w poprzednich częściach. Cały czas jest przy tym w iście brytyjski sposób elegancki i subtelny - przekonywała Anna Bielak.

Przeczytaj naszą recenzję "Skyfall"!


Jednym z najlepszych nieanglojęzycznych filmów kończącego się roku bezapelacyjnie była "Miłość" Michaela Haneke, według mnie najdojrzalsza produkcja w filmografii tego reżysera. Austriacki twórca opowiada tym razem o małżeństwie z wieloletnim stażem (wcielający się w główne role Jean-Louis Trintignant i Emmanuelle Riva zasłużyli na najwyższe aktorskie wyróżnienia), które razem kroczyło przez życie, kochało się i przyjaźniło, było nierozłączne i lojalne wobec siebie. Teraz jedno z nich pogrąża się w postępującej chorobie, staje się coraz bardziej niedołężne, osuwa się w niepamięć, mrok i ból.

Przeczytaj naszą recenzję filmu "Miłość"!

Ale Haneke nie chce wzbudzać w widzach litości. Nie szantażuje nas emocjonalnie, nie stawia pytań, nie piętrzy dylematów moralnych. Opowiada nie tyle o oddaniu i poświęceniu w imię miłości do najukochańszej osoby, ile o próbie ocalenia szacunku do drugiego człowieka oraz do samego siebie. Bez obarczania winą, bez czarno-białych ocen, bez zbędnych deklaracji ze strony bohaterów, które miałyby weryfikować czy sankcjonować słowa zawarte w przysiędze małżeńskiej: w zdrowiu i w chorobie, w dobrej i złej doli, aż do końca życia.


Trudny w odbiorze, ale podobnie jak "Miłość" niosący z sobą lekcję życia, jest też kolejny film, który po prostu musiał znaleźć się na liście godnych zapamiętania produkcji. "Mistrz" Paula Thomasa Andersona to osadzony w latach 50. dramat opowiadający o młodym włóczędze, weteranie wojennym, który zostaje prawą ręką intelektualisty stojącego na czele religijnej organizacji (wzorowanej na słynnych scjentologach).

Trudno jednak "Mistrza" odbierać jedynie jako historii sekty. To przede wszystkim traktat o Stanach, ich duchowym zagubieniu po wojnie. Anderson sięga do ukochanego przez Amerykanów okresu słodkich lat 50., nie tyle je demitologizując, co analizując. Wtedy przecież kształtowały się nowe fundamenty dla współczesnego społeczeństwa - pisze w swojej recenzji filmu Martyna Olszowska.

Przeczytaj naszą recenzję "Mistrza"!


I wreszcie ostatnia (last but not least) pozycja na liście dziesięciu wartych zapamiętania filmów 2012 roku, czyli "Hobbit: Niezwykła podróż" Petera Jacksona. Nowozelandzki reżyser po raz kolejny przenosi na ekran osadzoną w mitycznym Śródziemiu prozę J.R.R. Tolkiena, stanowiącą zresztą swoiste wprowadzenie do "Władcy Pierścieni", by opowiedzieć o przygodach hobbita Bilbo Bagginsa, stryja znanego już widzom Frodo. 60 lat przed wyprawą "drużyny pierścienia" on również wyruszył w niezwykłą i niebezpieczną podróż. Pokierowany przez czarodzieja Gandalfa opuścił swój przytulny domek w Shire, by wraz z trzynastoma krasnoludami zmierzyć się ze smokiem Smaugiem.

Przeczytaj naszą recenzję nowego filmu Petera Jacksona!

"Hobbit" operuje już wypracowaną stylistyką. To zaproszenie do świata, który znamy. Niesie on jednak pewien sentymentalny ton, który podbija zresztą sam Jackson, w prologu wprowadzając starego Bilbo - rozpoczynającego spisywanie wspomnień i młodego Frodo - niecierpliwie czekającego na Gandalfa, który wkrótce zabierze go na życiową wyprawę - pisze o filmie Martyna Olszowska. - Literacki "Hobbit" był preludium dla "Władcy Pierścieni", wstępem dla dzieci, które do trylogii miały dorosnąć. Filmowy "Hobbit" jest natomiast sympatycznym powrotem do filmowego Wydarzenia sprzed lat.


A jakie są wasze typy na 10 wartych zapamiętania filmów kończącego się roku? Pokrywają się z naszą listą, czy też macie inne propozycje?

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy