Reklama

​Viggo Mortensen nie powinien był zagrać geja?

​Viggo Mortensen, czyli odtwórca roli Aragorna w oscarowej trylogii "Władca Pierścieni", niedawno po raz pierwszy w karierze stanął za kamerą. W swoim debiucie reżyserskim zatytułowanym "Jeszcze jest czas" wcielił się również w głównego bohatera - homoseksualistę Johna, który postanawia zaopiekować się cierpiącym na demencję ojcem. W najnowszym wywiadzie gwiazdor ujawnił, że jego decyzja o zagraniu geja wzbudziła sporo kontrowersji. I wyjaśnił, dlaczego nie uważa, by popełnił błąd.

​Viggo Mortensen, czyli odtwórca roli Aragorna w oscarowej trylogii "Władca Pierścieni", niedawno po raz pierwszy w karierze stanął za kamerą. W swoim debiucie reżyserskim zatytułowanym "Jeszcze jest czas" wcielił się również w głównego bohatera - homoseksualistę Johna, który postanawia zaopiekować się cierpiącym na demencję ojcem. W najnowszym wywiadzie gwiazdor ujawnił, że jego decyzja o zagraniu geja wzbudziła sporo kontrowersji. I wyjaśnił, dlaczego nie uważa, by popełnił błąd.
Viggo Mortensen w scenie z filmu "Jeszcze jest czas" /materiały prasowe

Bohaterem "Jeszcze jest czas" jest John, mężczyzna, który wiedzie szczęśliwe życie w Los Angeles, gdzie mieszka wraz z mężem. Gdy jego ojciec - przywiązany do konserwatywnych wartości farmer - zaczyna mieć pierwsze objawy demencji, wprowadza się do syna, co jeszcze bardziej komplikuje ich relacje.

W nowym wywiadzie udzielonym brytyjskiemu dziennikowi "The Times" Viggo Mortensen odniósł się do nieprzychylnych komentarzy, z którymi spotkał się po premierze swojego filmu. Zarzuty dotyczyły faktu, że jako heteroseksualny mężczyzna nie powinien wcielać się w postać geja. Aktor nie zgadza się z tą opinią. "Szczerze mówiąc, nie sądziłem, że to może okazać się problemem. Tymczasem ludzie pytają mnie także o Terry'ego Chena, który gra mojego męża, czy chociaż on jest gejem" - ujawnił.

Reklama

I zaznaczył, że orientacja seksualna jest prywatną sprawą każdego człowieka, dlatego nie miał zamiaru uczynić z tego kryterium przy doborze aktorów do swojej produkcji. "Moja odpowiedź na te pytania brzmi: 'Nie wiem, bo nie miałem czelności pytać o takie rzeczy podczas castingu'. A skąd wiecie, jak wygląda moje życie? Zakładacie z góry, że jestem w stu procentach hetero. Może jestem, może nie. To po prostu nie wasza sprawa. Dołożyłem wszelkich starań, by postać Johna była wiarygodna. Gdybym nie uważał zagrania go za dobry pomysł, nie zrobiłbym tego" - stwierdził dobitnie Mortensen.

Dyskusja na temat tego, czy heteroseksualni aktorzy powinni przyjmować role gejów i lesbijek, w ostatnim czasie staje się coraz gorętsza. Wiele gwiazd kina i telewizji przyznaje po latach, że decyzja o zagraniu nieheteronormatywnej postaci była błędem, którego nie chcą znów popełnić. W grudniu 2018 roku Darren Criss, który wystąpił w popularnym serialu "Glee", oznajmił, że nie ma zamiaru wcielać się w przyszłości w bohaterów o odmiennej orientacji seksualnej. "Queerowe role są bardzo często wspaniale napisane, dlatego kuszącym jest podjąć się takiego wyzwania. Ale chcę mieć pewność, że nie zostanę kolejnym heteroseksualnym chłopcem, który gra gejów. To budzi mój dyskomfort" - wyznał.

W podobnym tonie wypowiedziała się Kristen Stewart, gwiazda nowej świątecznej komedii romantycznej "Happiest Season". Znana z filmowej sagi "Zmierzch" aktorka wcieliła się w lesbijkę, która planuje oświadczyć się swojej dziewczynie w bożonarodzeniowy poranek. "Wciąż zastanawiam się nad słusznością mojej obecności w tym filmie" - stwierdziła w rozmowie z "Variety". "Nie chcę opowiadać historii, które powinien opowiedzieć ktoś inny, ktoś, kto naprawdę to przeżył. To rodzi pewien dylemat, bo oznaczałoby to konieczność rezygnacji z wielu ról, by trzymać się litery tego konkretnego prawa. Myślę, że kluczowe jest to, aby w prawdziwym życiu być sojusznikiem społeczności LGBT" - dodała Stewart.

PAP life
Dowiedz się więcej na temat: Viggo Mortensen | Jeszcze jest czas
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy