Reklama

Viggo Mortensen: Człowiek wielu talentów

Szeroka publiczność kojarzy go m.in. jako Aragorna z "Władcy Pierścieni". Nominacje do Oscara zapewniły mu kreacje w "Captain Fantastic", "Wschodnich obietnicach" i "Green Booku". Ostatnio zadebiutował po drugiej stronie kamery. W serwisach VOD pojawił się już "Jeszcze jest czas" Viggo Mortensena, luźno inspirowany doświadczeniami z jego życia.

Szeroka publiczność kojarzy go m.in. jako Aragorna z "Władcy Pierścieni". Nominacje do Oscara zapewniły mu kreacje w "Captain Fantastic", "Wschodnich obietnicach" i "Green Booku". Ostatnio zadebiutował po drugiej stronie kamery. W serwisach VOD pojawił się już "Jeszcze jest czas" Viggo Mortensena, luźno inspirowany doświadczeniami z jego życia.
Viggo Mortensen w scenie z filmu "Jeszcze jest czas" /materiały prasowe

We wczesnej młodości zaczytywał się w powieściach Julesa Verne’a i Herberta George’a Wellsa. Jako dorosły mężczyzna inspiruje się dziennikami i rysunkami Leonarda da Vinci. Sam także jest człowiekiem wielu talentów. Gra w filmach, ma firmę producencką, pisze wiersze, maluje, fotografuje, komponuje muzykę. Jego pasją jest również ogrodnictwo. Jak podkreśla, dzięki sztuce "czuje, że żyje i jest połączony z wszechświatem". Od dawna hołduje zasadzie, że nie ma sensu robić czegoś - zwłaszcza, gdy wiąże się to z ciężką pracą - co nie dostarcza nam choć odrobiny rozrywki.

Reklama

Viggo Mortensen urodził się 20 października 1958 r. w Nowym Jorku w rodzinie Amerykanki Grace Gamble i Duńczyka Viggo Petera Mortensena Sr. Gdy był kilkuletnim chłopcem, jego rodzina przeprowadziła się do Wenezueli, a następnie do Danii i Argentyny, dzięki czemu mały Viggo biegle opanował język hiszpański, duński i angielski (dziś aktor posługuje siedmioma językami). Miał 11 lat, kiedy jego rodzice rozwiedli się i razem z mamą powrócił do Nowego Jorku. Po ukończeniu Watertown High School rozpoczął studia na kierunku iberystyka i polityka w St. Lawrence University w Canton. W 1980 r. otrzymał tytuł licencjata i wyjechał do Europy, gdzie pracował m.in. jako sprzedawca kwiatów i kierowca samochodów ciężarowych. Dopiero po powrocie do Stanów Zjednoczonych zdecydował, że zwiąże przyszłość z aktorstwem.

Spora była w tym zasługa jego mamy, która dawniej regularnie zabierała go do kina. "Pierwszy film, który widziałem w kinie z mamą to 'Lawrence z Arabii'.  Miałem wtedy cztery lata. Także gdy odwiedzałem ją jako dorosły mężczyzna, chodziliśmy do kina. Zawsze później omawialiśmy fabułę tak, jakby rozmawiało o niej dwóch scenarzystów. Co było w filmie, czego zabrakło, co zostało powiedziane, a co nie. Przypuszczam, że zostałem aktorem właśnie dlatego, że chciałem stać się częścią filmowych historii. Później producentem, a w końcu reżyserem, który jest odpowiedzialny za efekt końcowy" - wspominał po latach w rozmowie z "The Observer".

Na wielkim ekranie zadebiutował w 1985 r. w roli farmera ze wspólnoty amiszów w "Świadku" Petera Weira, gdzie zagrał obok m.in. Harrisona Forda i Kelly McGillis. W kolejnych latach można go było oglądać m.in. w "Świeżych koniach" Davida Anspaugha (1988), "Pułapce" Jamesa Lemmo (1989), "Rubinie z Kairu" Graeme Clifforda (1992) i "Ewangelii według Harry’ego" Lecha Majewskiego (1994). Lata 90. przyniosły mu również kreacje m.in. w "Portrecie damy" Jane Campion, "G.I. Jane" Ridleya Scotta, "Cienkiej czerwonej linii" Terrence’a Malicka, "Morderstwie doskonałym" Andrew Davisa i "Spacerze po księżycu" Tony’ego Goldwyna.

Przełomowa w jego karierze okazała się dopiero rola Aragorna w trylogii "Władca Pierścieni" Petera Jacksona, którą przyjął w zastępstwie za Stuarta Townsenda kilka dni przed rozpoczęciem zdjęć. "Kiedy powiedziano mi, że mam kogoś zastąpić, poczułem się niezręcznie. Zastanawiałem się, czy poznam tego aktora, ale kiedy dotarłem na miejsce, już go nie było. Po prostu znalazłem się w takiej sytuacji i musiałem dać z siebie wszystko. Później, kiedy skończyliśmy zdjęcia, spotkałem Stuarta w Los Angeles. Już wcześniej słyszałem, że to bardzo sympatyczny facet. Przywitałem się i przeprosiłem go, że tak się stało" - opowiadał na łamach "The Irish Times". Udział we "Władcy Pierścieni" zapewnił Mortensenowi  międzynarodową sławę, dwie nominacje do Saturna dla najlepszego aktora i - do spółki z kolegami z planu - nagrodę Amerykańskiej Gildii Aktorów Filmowych dla najlepszego filmowego zespołu aktorskiego.

Po "Władcy Pierścieni" przyszedł czas na western "Hidalgo - ocean ognia" Joe Johnstona (2004), w którym Viggo zagrał jeźdźca Franka T. Hopkinsa uczestniczącego w wyścigu konnym. Tym samym zyskał kolejną szansę odświeżenia kolejnej wielkiej pasji. "W Argentynie wychowywałem się wśród koni. Lubię je i szanuję. To zwierzęta, z którymi trzeba obchodzić się bardzo ostrożnie. Nigdy nie wiesz, co zrobią. Są niesamowicie interesujące. Zresztą jedną z najlepszych życiowych rad, jakie otrzymałem, usłyszałem od nauczyciela jeździectwa. Powiedział, że żeby jechać szybciej, muszę nauczyć się jeździć wolno. Sądzę, że to się odnosi do wszystkiego. Żyjemy tak, jakby dzień miał za mało godzin, ale jeśli każdą czynność wykonamy spokojnie i ostrożnie, zrobimy to szybciej i będzie nas to kosztować zdecydowanie mniej stresu" - zwrócił uwagę w jednym z wywiadów.

Rok później Mortensen pojawił się w "Historii przemocy" Davida Cronenberga jako prowadzący nieduży bar Tom Stall, który pewnego dnia wdaje się w porachunki z gangsterami. "Uważam, że dobry reżyser jest jak nauczyciel. David Cronenberg bardzo przypomina nauczyciela, ponieważ z jednej strony jest otwarty, a z drugiej - oczekuje respektowania określonych zasad. Ale atmosfera, którą tworzy na planie, niezwykle sprzyja eksploracji" - ocenił. Z Cronenbergiem spotkał się ponownie w 2007 r. przy okazji "Wschodnich obietnic", gdzie wystąpił razem z Naomi Watts i Vincentem Casselem, a następnie w 2011 r. na planie "Niebezpiecznej metody". Rola kierowcy bossa rosyjskiej mafii przyniosła mu pierwsze w karierze nominacje do Oscara i Złotego Globu, a także Satelitę dla najlepszego aktora w dramacie. Z kolei kreację Zygmunta Freuda doceniono nominacjami do Złotego Globu i Satelity.

Zapytany kiedyś o filmy, z których jest dumny, wymienił m.in. filmową adaptację "Drogi" Cormaca McCarthy’ego, wyreżyserowaną przez Johna Hillcoata (2009), w której zagrał ojca podróżującego wraz z synem przez postapokaliptyczny amerykański krajobraz. "'Droga' cieszy się dobrą opinią, choć nie doczekała się porządnej dystrybucji. Opowiada o strachu, który czuje każdy rodzic. Co się stanie z twoim dzieckiem, kiedy nie będzie cię w pobliżu? W filmie doprowadzamy te obawy do skrajności" - stwierdził. Ojcem był również w filmie "Captain Fantastic" Matta Rossa (2016), za który odebrał Satelitę i drugą nominację do nagrody Amerykańskiej Akademii Filmowej.

Trzecią szansę na Oscara zyskał za sprawą filmu "Green Book" w 2019 r. dzięki kreacji Tony’ego Lipa, cwaniaczka z Bronxu, który zostaje kierowcą wybitnego muzyka Dona Shirleya (granego przez Mahershalę Aliego) i towarzyszy mu w tournée. Ali zgarnął statuetkę dla aktora drugoplanowego, a film uhonorowano w najważniejszej kategorii. Viggo - mimo znakomitej roli - musiał zadowolić się nominacją. Po ceremonii w programie Jimmiego Kimmela wyjawił, że tym razem nie liczył na nagrodę i nawet nie przygotował sobie przemówienia. Na uwagę prowadzącego, że kiedy gościł u niego poprzednio, również był nominowany do Oscara, aktor zażartował: "Byłem. I masz rację, wtedy też nie wygrałem. Jestem w tym bardzo dobry. Nie, tak naprawdę wszystko w porządku. To zaszczyt być nominowanym". Dodał, że od czasu "Władcy Pierścieni" nie pamięta tak "intensywnej i pełnej pasji reakcji na film". "Nie potrafię zliczyć, ile osób podeszło do mnie i powiedziało, że oglądało 'Green Book' kilka razy" - stwierdził.

Kolejna nominacja ugruntowała pozycję Mortensena i ułatwiła mu realizację marzenia o realizacji własnego filmu. Przymierzał się do niego od lat. Początkowo myślał o kameralnej historii rozgrywającej się na Półwyspie Skandynawskim, jednak z czasem porzucił ten pomysł. W 2015 r., tuż po śmierci swojej cierpiącej na demencję mamy, Viggo rozpoczął prace nad muzyką i scenariuszem "Jeszcze jest czas". Jak mówił w "The Observer", chciał utrwalić niektóre wspomnienia związane z mamą, przy czym chodziło "raczej o uczucia i emocje niż fakty". "To fikcyjna historia, a nie opowieść autobiograficzna" - zaznaczył.

Mortensen wystąpił w roli głównej jako John mieszkający w Los Angeles razem ze swoim partnerem (Terry Chen) i adoptowaną córką. Kiedy ojciec Johna (Lance Henriksen), konserwatywny farmer Willis, zaczyna wykazywać oznaki demencji i przeprowadza się do LA, syn musi skonfrontować się ze swoją przeszłością. "Jeszcze jest czas", który znalazł się w ubiegłorocznej oficjalnej selekcji festiwalu w Cannes, polscy widzowie mogą już oglądać w serwisach VOD m.in. Canal+, Play Now, IPLA, Nowe Horyzonty i MOJEeKINO. Polskim dystrybutorem filmu jest M2 Films.

PAP
Dowiedz się więcej na temat: Jeszcze jest czas | Viggo Mortensen
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy