Reklama

"Sugar Man": Niezwykła historia muzyka

"Nie mogłem przestać myśleć o tej historii. Prześladowała mnie" - mówi szwedzki reżyser Malik Bendjelloul. Jego film "Sugar Man", opowiadający historię Sixto Rodrigueza, jest w tym roku nominowany do Oscara w kategorii "najlepszy dokument".

"Sugar Man" prezentuje sylwetkę amerykańskiego muzyka, któremu wróżono karierę na miarę Boba Dylana. Jednak po wydaniu dwóch krążków, piosenkarz przepadł bez wieści. Wszyscy myśleli, że nie żyje. Niektórzy twierdzili, że popełnił samobójstwo na scenie. W tym samym czasie jego piosenki cieszyły się ogromną popularnością w Republice Południowej Afryki, a on stał się idolem tamtejszej publiczności.

Jak natknął się pan na historię Rodrigueza?

Malik Bendjelloul: - Właściwie przez przypadek. Rzuciłem pracę w szwedzkiej telewizji i ruszyłem w podróż po Południowej Afryce. Prawdę powiedziawszy bez celu. Po prostu wyjechaliśmy z moją ówczesną dziewczyną w poszukiwaniu ciekawych tematów. Jeździliśmy po Afryce i Ameryce Południowej przez sześć miesięcy, pomieszkując w schroniskach młodzieżowych.

Reklama

- O Rodriguezie powiedział mi w Kapsztadzie Stephen 'Sugar' Segerman, którego pseudonim wziął się właśnie od tytułu piosenki ("Sugar Man" - przyp. red.). Nie mogłem potem przestać myśleć o tej historii. Prześladowała mnie. Przypominała mi bajkę, była nierzeczywista.

Czy wcześniej słuchał pan takiego rodzaju muzyki, czy zainteresowała pana sama historia?

- Wydaje mi się, że bardzo trudno nie pokochać tej muzyki. Choć nie przepadam za Bobem Dylanem, do którego wielu ekspertów wypowiadających się w filmie porównuje Rodrigueza. Faktycznie, dostrzegam podobieństwa między nimi jeśli chodzi o teksty - są surrealistyczne i zaangażowane społecznie - jednak Rodriguez wydaje mi się bardziej przystępny; ma cieplejszy głos i, moim zdaniem, bardziej ujmujące, melodyjne piosenki.

Co robił pan przed podróżą do RPA? Czy planował pan karierę filmowca?

- Pracowałem w szwedzkiej telewizji i nawet nie myślałem o kręceniu filmów. Miałem przygotować tylko krótki, siedmiominutowy klip. Nie planowałem dokumentu, ale tak się wszystko potoczyło, że po czterech latach kręcenia mieliśmy nieco więcej materiału.

- Miałem ogromne problemy z produkcją 'Sugar Mana'. Obiecano mi grant w Szwedzkim Instytucie Filmowym, więc zdecydowałem się zaryzykować i włożyć w produkcję całe moje oszczędności, żeby ukończyć pracę. Liczyłem, że odzyskam pieniądze z grantu. I nagle dowiedziałem się, że nie przyznano mi dofinansowania. A film był już niemal gotowy. Instytut Filmowy uznał, że nie jest wystarczająco dobry. Polecono mi skrócenie go do formatu godzinnego dokumentu telewizyjnego. Poinformowano mnie, że z punktu widzenia Instytutu film nie ma żadnych szans i nie trafi nawet do kin.

W jaki sposób egzemplarz płyty "Cold Fact" Rodrigueza trafił ze Stanów Zjednoczonych do RPA?

- Nikt nie wie. Wiadomo jednak, że wkrótce płyta ukazała się także w Afryce i sprzedała się w ogromnym nakładzie. Więc nie były to nawet pirackie kopie, tylko oryginalne wydawnictwa i były dostępne w każdym sklepie.

Kto słuchał Rodrigueza w Afryce? Czarnoskóra młodzież chętniej słuchała jazzu, afrobeatu...

- Rodrigueza słuchali biali studenci z zacięciem liberalnym. Jego twórczość była inspiracją dla wielu ludzi, by walczyć przeciwko niesprawiedliwemu systemowi. W czasach apartheidu muzyka nacechowana politycznie była cenzurowana; Rodrigueza nie można było usłyszeć w publicznym radio. To niesamowite, że wobec braku reklamy jego płyty odniosły tak wielki komercyjny sukces w RPA. Każdy miał kopię 'Cold Fact' albo 'Coming From Reality'. To był fenomen popkulturowy z politycznym kontekstem. 'System wkrótce upadnie/obali go wściekła, młoda pieśń' - śpiewa Rodriguez. Wszyscy wiedzieli, że apartheid jest przestarzałym, niesprawiedliwym tworem, który musi upaść.

Dlaczego, pańskim zdaniem, Rodriguez musiał czekać na uznanie aż 40 lat? Początek lat 70. to sukcesy takich muzyków jak Dylan, Donovan, Cat Stevens, których twórczość utrzymana jest w podobnej stylistyce.

- Nie mam pojęcia, nie rozumiem tego. Być może jedną z przyczyn było to, że Rodriguez się nie zmieniał. W branży muzycznej trzeba się ciągle zmieniać; choćby nazwisko - Dylan naprawdę nazywa się Zimmerman, Cat Stevens to Steven Demetre Georgiu. Rodriguez to latynoskie nazwisko, nie nadaje się. Promotorzy chcieli zrobić z niego 'Rod Rigueza', traktując część nazwiska jako imię, ale on odmówił. Wydaje mi się, że uważał, iż nie musi być kochany i podziwiany, jeśli może zachować swoją niezależność. Jakby mówił: po prostu pozwólcie mi być Rodriguezem. Moim zdaniem, to główny powód jego porażki komercyjnej w Stanach i Europie.

"Sugar Man" to pański pierwszy film i od razu osiągnął ogromny sukces. Nagroda na festiwalu Sundance, nominacja do Oscara. Czy ma pan już pomysł na kolejną produkcję?

- Tak, nawet skończyłem już pisać scenariusz, zapowiada się na dobrą zabawę.

Zdradzi pan jakieś szczegóły?

- Nie. Powiedziałem kilku osobom, a potem zacząłem się martwić. Pomysły są darmowe, każdy może zabrać jakiś dla siebie. Mogę ukraść tobie jakiś pomysł i nigdy nie udowodnisz mi takiej kradzieży. Zrozumiałem, że trzeba być bardzo ostrożnym. Opowiedziałem pewnemu słynnemu reżyserowi o moim pomyśle, a on zrobił wielkie oczy i powiedział: 'Naprawdę? Gdzie o tym przeczytałeś?'. Naiwnie podałem mu tytuł książki, a on odparł, że zamierza natychmiast ją zamówić. Teraz boję się, że sam zrobi ten film.

Film "Sugar Man" trafi do polskich kin 22 lutego.

Sprawdź tekst piosenki "Sugar Man" w serwisie Tekściory.pl!

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL/PAP
Dowiedz się więcej na temat: Sugar Man | niezwykła historia | Sugar Man
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy