Reklama

Stefanie Powers: Urodziła się jako Stefania Federkiewicz

Kiedy kilka lat temu u Stefanie Powers zdiagnozowano raka płuc, lekarze zapytali, czy nie zdarzyło jej się w dziwnych okolicznościach zetknąć z jakąś szkodliwą substancją. "W dziwnych okolicznościach?" – wykrzyknęła Powers. "Całe moje życie to dziwne okoliczności!".

Kiedy kilka lat temu u Stefanie Powers zdiagnozowano raka płuc, lekarze zapytali, czy nie zdarzyło jej się w dziwnych okolicznościach zetknąć z jakąś szkodliwą substancją. "W dziwnych okolicznościach?" – wykrzyknęła Powers. "Całe moje życie to dziwne okoliczności!".
Stephanie Powers w latach 50. XX wieku /Hulton Archive /Getty Images

Urodziła się w 1942 roku w Kalifornii, najbardziej amerykańskim ze stanów, jako swojsko brzmiąca Stefka Zośka Federkiewicz. Razem z mamą zmieniła nazwisko na Powers, gdy panią Federkiewicz porzucił mąż, żydowski imigrant. Stefanie nie utrzymywała z nim kontaktów i właściwie nie wspomina go w swojej biografii, "One from the Hart", oprócz zdania: "Jego obecność przynosiła tylko napięcie i smutek".

Z mamą - również o polskich korzeniach - trzymały się bardzo blisko. Wspierała ją w dążeniach aktorskich, kibicowała jej licealnej karierze cheerleaderki. Młodziutka ognistowłosa Powers miała wszystko, by stać się prawdziwą gwiazdą filmową w stylu klasycznego Hollywood (podobnie zresztą jak jej słynna koleżanka z ławki, Linda Evans, której karierę również przyniosła dopiero telewizja). Problem tylko w tym, że wielkie gwiazdy z tamtych lat odchodziły właśnie w niepamięć - szalone lata 60. przyniosły Hollywood prawdziwą zmianę gustu i posągowa Powers na wstępie przegrywała z bardziej rockandrollowo usposobionymi aktorkami.

Jako 16-latka nieomal dostała angaż do "West Side Story," uznano jednak, że jest zbyt młoda, by zagrać. Zapamiętano ją jednak i niedługo potem Columbia zaoferowała jej podpisanie całkiem przyjemnego kontraktu. Wkrótce grała już córkę samego Johna Wayne’a w westernie "McLintock!". Jako pierwsza kobieta dostała też pierwszoplanową rolę agentki April w pobocznej wariacji na temat popularnych "The Man From U.N.C.L.E."- "The Girl from U.N.C.L.E.". Serial utrzymał się na antenie przez rok, a reklamy głosiły: "O filigranową sylwetkę dba, codziennie rano wykonując 11-minutowy zestaw ćwiczeń opracowany specjalnie dla Kanadyjskich Królewskich Sił Powietrznych... Inaczej niż jej koledzy, kobieca April nie musi zabijać złych facetów. Jej dziewczęce wdzięki służą za przynętę, resztę fajerwerków załatwia jej partner".

Reklama

Prawdziwa sława miała jednak przyjść dopiero więcej niż dekadę później. W 1979 roku Powers razem z Robertem Wagnerem została zaangażowana do serialu "Hart to Hart" o bogatym małżeństwie, które w wolnych chwilach z powodzeniem bawi się w detektywów. Przez 5 lat pół Ameryki (i reszta świata z papieżem Janem Pawłem II na czele!) z zapartym tchem śledziło ich coraz bardziej skomplikowane perypetie. Powers w tym czasie nagrodzono pięcioma nominacjami do Złotych Globów oraz dwoma statuetkami Emmy. Aż dziw, że świetna chemia z Wagnerem nie wylała się poza ekran. Oboje jednak byli wtedy w trudnych, ale udanych związkach: Wagner z aktorką Nathalie Wood, Powers ze znanym z "Bulwaru zachodzącego słońca" charyzmatycznym Williamem Holdenem.

Była zamężna dwukrotnie, ale to starszy o 24 lata Holden okazał się miłością jej życia. Przez 10 lat wspólnie podróżowali po najdalszych zakątkach Afryki, by walczyć ze spustoszeniem tamtejszego środowiska naturalnego. Powers podczas tych podróży chorowała na żółtaczkę, gorączkę denga i malarię! A także toczyli zupełnie inną, prywatną walkę. Holden od lat zmagał się z alkoholizmem. "Jego lekarz oskarżał mnie, że umożliwiałam mu dalsze zapadanie się w nałóg, że niczego od niego nie wymagam i zawsze przyjdę z odsieczą. Orzekł, że gdybym naprawdę kochała Billa, powinnam go zostawić, stłuc kilka talerzy" - mówiła Powers. "I ten jeden jedyny raz mój instynkt, by kwestionować cudze teorie, zawiódł mnie. Posłuchałam lekarza, rozstaliśmy się. Alkoholizm Billa dramatycznie się wtedy pogorszył".
 
Gdy pewnego ranka jechała właśnie na plan "Hart to Hart", usłyszała w radiu, że Holdena znaleziono martwego w jego hollywoodzkim domu. Pijany potknął się i tragicznie uderzył w głowę, umierał samotnie. Znaleziono go dopiero po 4 dniach. Po jego śmierci Stefanie została prezeską fundacji imienia Holdena, zajmującej się ratowaniem środowiska naturalnego w Kenii, gdzie co roku spędza kilka miesięcy. Radziła sobie, ale ten okres określa jako "emocjonalną rozmazaną plamę". Z nerwów wróciła do własnego nałogu - papierosów, które udało jej się rzucić jeszcze w młodości.

Dwadzieścia lat palenia zebrało tragiczne żniwo. W 2008 roku zdiagnozowano u niej raka płuc. Na kilka tygodni przed planowaną operacją zmarła jej ukochana, 96-letnia mama. Zrozpaczona Stefanie jednak, jak to ona, nie poddała się. Operacja usunięcia części płuca powiodła się, a zdeterminowana Powers narzuciła sobie katorżniczy rytm ćwiczeń i rehabilitacji.

Dziś, 73-letnia, jest zupełnie zdrowa - i olśniewająca. Swoje życie dzieli między domy w Kalifornii, Londynie (od lat grywa w polo z samym księciem Karolem!) i Kenii. Trzy razy w tygodniu chodzi na zajęcia z tańca, uprawia pilates i jeździectwo konne, a w swoim domu w Los Angeles kazała zainstalować specjalne urządzenie do wiszenia pod sufitem do góry nogami (świetne na kręgosłup!). Nauczyła się dostrzegać tylko pozytywy. Pytana, czy swoje życie przeżywa w pełni, uśmiecha się tajemniczo i cytuje Jamesa Deana: "Miej marzenia, jakbyś miał żyć wiecznie i żyj, jakbyś miał umrzeć jutro".

AD

***Zobacz materiały o podobnej tematyce***

Życie na gorąco
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy