Sophia Loren i Cary Grant: Włoska seksbomba i król Hollywood

Cary Grant i Sophia Loren w 1958 roku /Everett Collection /East News

Mogła być jedną z pięciu pań Grant. Zazdrościłyby jej miliony kobiet. Została panią Ponti.

"Denerwowałam się jak nigdy w życiu. Drżały mi nogi. Wiedziałam, że od tego spotkania w Madrycie zależy moja przyszłość" - tak wspominała Sophia Loren kwiecień 1956 r. "Byłam 22-letnią włoską aktorką stawiającą pierwsze kroki za granicą, a miałam poznać legendę filmu i porozmawiać o wspólnej pracy. Cary Grant był u szczytu sławy. Spóźnił się dwie godziny, kiedy jednak go zobaczyłam, tak przystojnego jak w filmach, pomyślałam, że marzenia stają się rzeczywistością. Ale spojrzał na mnie z odrobiną zjadliwości i zapytał: - Panna Lolloloren, jak przypuszczam? Albo panna Lorenigida? Wy, Włosi, macie takie dziwne nazwiska.... Oczywiście mylił mnie z Giną Lollobrigidą, której tam wcale nie było, i nawet nie czuł się tym zakłopotany. To ja poczułam się bardzo zaniepokojona. Pomyślałam, że z tym facetem będą kłopoty".

Reklama

Na szczęście to pierwsze wrażenie nie potwierdziło się pół roku później, kiedy oboje zaczęli pracę na planie "Dumy i namiętności". Nie mogli się unikać, bo on, ona oraz Frank Sinatra grali trójkę głównych bohaterów opowieści o czasach wojen napoleońskich w Hiszpanii.

Grant jako angielski oficer przemierza ogarnięty walkami kraj w tajnej misji. Ma dotrzeć do przywódcy partyzantów Miguela (Frank Sinatra) i przejąć wielką armatę, niezbędną do zdobywania fortyfikacji, by nie wpadła w ręce Francuzów. Anglik dociera do celu, a w obozowisku powstańców poznaje prześliczną kochankę Miguela. Oczywiście, między Anthonym i Juaną rodzi się wielkie uczucie. Niemałe znaczenie ma w tym scena kąpieli, w której Juana wynurza się z jeziora, prezentując posągowe kształty.


Zdaje się, że i sam Grant spojrzał w tamtej chwili inaczej na swoją filmową partnerkę. Potem pisał co prawda czułe listy do swojej trzeciej żony, ale nie przeszkadzało mu to w wysyłaniu co wieczór bukietu róż do pokoju Loren. Otoczył ją opieką w pracy. Był ujmująco uprzejmy. "Fascynujący mężczyzna o ciepłym i jednocześnie tkliwym spojrzeniu. Sprawił, że na planie czułam się bezpiecznie. Dla mnie, mierzącej się z bardzo ważną próbą w superprodukcji, mówienie po angielsku było dodatkową trudnością i stresem - wspominała aktorka. "Przerażało mnie to, chociaż uczyłam się z wielkim zaangażowaniem. Cary podpowiadał mi, kiedy ewentualnie trzeba powtórzyć scenę, żebym mogła poprawić swoją kwestię" - dodawała Loren.

30 lat różnicy nie było dla niej problemem, zwłaszcza że Grant, bardzo dbający o sprawność fizyczną, gimnastykujący się codziennie od 5 rano, nie wyglądał na swoje 52 lata. Pierwszą kolację we dwoje zjedli w małej rodzinnej restauracji na wzgórzach koło Avili. Było proste domowe jedzenie, świetne czerwone wino i flamenco. Rozmawiali o marzeniach. Cary pytał Sophię, jak chciałaby urządzić dom, jakie imiona da swoim dzieciom, czy lubi psy... Jakby planował wspólną przyszłość.

Wkrótce potem zostali kochankami. Wreszcie padła deklaracja najpoważniejsza. Cary Grant poprosił ukochaną o rękę i obiecał, że jeśli usłyszy "tak", rozwiedzie się z żoną w ciągu kilku najbliższych miesięcy. I wtedy Sophia Loren stanęła przed trudnym wyborem, sama bowiem też była w związku z włoskim producentem filmowym, Carlem Pontim. Poprosiła o czas do namysłu.

Kogo miała wybrać? Carlo utorował jej drogę do kariery, nie mógł jednak dać tego, na czym Sophii zależało najbardziej - życiowego bezpieczeństwa. Był żonaty z rzymską prawniczką Giulianą Fiastri (mieli dwójkę dzieci), a rozwody we Włoszech były nielegalne. Tymczasem pozycja wiecznej kochanki przerażała Loren. Zbyt dobrze pamiętała traumę dzieciństwa bez ojca. Przyszła na świat jako owoc romansu Romildy Villani z rzekomym sycylijskim markizem Ricardem Scicolone. Zaznała biedy i poniżenia od chwili narodzin w szpitalu, na oddziale dla samotnych matek. W Pozzuoli pod Neapolem, gdzie się wychowywała, w czasie wojny jadała zupę z pokrzyw. Po wojnie matka, która wierzyła, że córka zrealizuje jej marzenia o karierze artystycznej, zmuszała ją do udziału w konkursach piękności. Rzadko wygrywała, ale nawet niewielkie nagrody były ważne w głodowym budżecie rodziny.

Podczas pierwszego spotkania z Pontim wcale go nie olśniła. Po zdawkowej rozmowie w barze filmowiec dał dziewczynie tylko wizytówkę. To był pretekst do wizyty w jego biurze i zrobienia próbnych zdjęć. Werdykt operatora był druzgocący. "Nic z niej nie będzie. Za szeroka twarz, za długi nos, za duże usta". Ale Ponti zauważył coś, co go zainteresowało. Dlatego nie odprawił jej z kwitkiem, skrytykował tylko przesadny makijaż (zresztą i tak się rozpłakała). Potem dawał małe role, a gdy dostrzegł autentyczny talent protegowanej, coraz większe.

Kiedy dotarły do niego pogłoski z Hiszpanii o romansie Sophii, nie wziął ich sobie do serca. Uznał, że sytuacja jest poważna dopiero, gdy kręciła już drugi film z Carym, komedię rodzinną "Dom na łodzi". Chociaż twierdziła, że spotkania w Los Angeles (którego nie cierpi) nie miały już tej magii, co w Hiszpanii, uczucie między nią a słynnym aktorem kwitło. Przyjmowała zaproszenia do rezydencji Granta (gdy wyprawił żonę w podróż), a gdy Betsy Drake była w Los Angeles, kochankowie odbywali wycieczki kabrioletem po Beverly Hills i górach Santa Monica.

Razem śpiewali przeboje. Grant gotował dla Loren jej ulubioną zupę ze skorupiaków. Wtedy Ponti przystąpił do kontrataku. W Meksyku rozwiódł się z Giulianą Fiastri i oświadczył się Sophii. Skutecznie. Dlaczego go wybrała? Na pewno nie dla urody. Najwyraźniej łącząca ich więź nie była przelotną fascynacją. Z Carym pozostali przyjaciółmi. To właśnie on doniósł jej, że weszła do hollywoodzkiego gwiazdozbioru. W 1962 r. została nominowana do Oscara za rolę w "Matce i córce". Nie wierzyła, że ma szansę na nagrodę, i nie pojechała do Hollywood. Na werdykt czekała w Rzymie. Telefon zadzwonił po 6 rano. "Sophia? Właśnie zdobyłaś Oscara!" - obwieścił jej Grant.

Życie na Gorąco Retro
Dowiedz się więcej na temat: Sophia Loren | Cary Grant
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy