Reklama

Sophia Loren: Bez ślubu w białej sukni

Legendarna aktorka w nowym wywiadzie wyznała, że choć uważa się za kobietę spełnioną, to jest jedna rzecz, której żałuje. Włoska gwiazda kina przyznała, że ubolewa nad tym, iż nigdy nie poszła do ołtarza w śnieżnobiałej sukni. „To było marzenie mojego życia, które wciąż gdzieś we mnie tkwi” – zdradziła Loren.

Legendarna aktorka w nowym wywiadzie wyznała, że choć uważa się za kobietę spełnioną, to jest jedna rzecz, której żałuje. Włoska gwiazda kina przyznała, że ubolewa nad tym, iż nigdy nie poszła do ołtarza w śnieżnobiałej sukni. „To było marzenie mojego życia, które wciąż gdzieś we mnie tkwi” – zdradziła Loren.
Sophia Loren i Carlo Ponti w 1964 roku /Alfred Eisenstaedt/The LIFE Picture Collection /Getty Images

Legenda włoskiego kina po dłuższej przerwie wróciła do aktorstwa. 86-letnia laureatka Oscara zagrała niedawno główną rolę w dramacie "Życie przed sobą", który trafi do katalogu Netflixa już 13 listopada. W najnowszym wywiadzie Sophia Loren wyznała, że uważa się za kobietę spełnioną i szczęśliwą, a na co dzień stara się "żyć bez żalu" i nie rozpamiętywać przeszłości. Nadal jednak tęskni za tradycyjnym ślubem w białej sukni, który pozostaje jej wielkim niespełnionym marzeniem. Marzeniem, którego nie udało się jej zrealizować, gdy w 1966 roku wychodziła za mąż za producenta Carlo Pontiego.

"Bardzo trudno jest powiedzieć, że nie żałujesz absolutnie niczego. W życiu przechodzisz przez tak wiele różnych doświadczeń. Ale ja zawsze starałam się żyć bez żalu. Myślę, że osiągnęłam spokojne życie. Mam wszystko, czego kiedykolwiek chciałam, czyli wspaniałą rodzinę z pięknymi dziećmi i pięknymi wnukami. Żałuję tylko, że nigdy nie wyszłam za mąż w białej sukni. To było marzenie mojego życia, które wciąż gdzieś we mnie tkwi" - wyznała Loren w rozmowie z "Radio Times". Zapytana o to, czy dziś zdecydowałaby się na pójście do ołtarza w śnieżnobiałej kreacji, stanowczo jednak zaprzeczyła. "Nie, nie, nie. Mam dzieci i wnuki. Nie" - ucięła gwiazda.

Reklama

Aktorka przy okazji ucięła jedną z krążących od lat plotek na temat jej życia uczuciowego. Wyznała, że wbrew powszechnym spekulacjom Cary Grant, z którym w 1957 roku nakręciła wspólnie głośny film "Duma i namiętność", nie oświadczył się jej na planie tej produkcji. "To nieprawda, że Cary poprosił mnie o rękę, a ja go odrzuciłam. Był bardzo przystojnym mężczyzną i wspaniałym aktorem. Ale oświadczyn nie było. Zresztą, w jaki sposób miał to zrobić podczas kręcenia filmu? To niemożliwe!" - zapewniła Loren.

Związek z o 30 lat starszym gwiazdorem był - jak przekonuje Loren - inspirującym i wartościowym doświadczeniem, lecz nie miał szansy przetrwać. "Mieliśmy bardzo fajną relację, ale ja miałam wtedy zaledwie 23 lata, a on był dużo starszy. Moje pojęcie o miłości było nikłe. To był mój pierwszy amerykański film, w moim życiu sporo się działo. A we Włoszech poznałam Carlo Pontiego, w którym się zakochałam" - wyznała aktorka. I dodała, że po rozstaniu utrzymywała z Grantem przyjacielskie stosunki. "Aż do końca łączyła nas długa, wspaniała i cywilizowana przyjaźń" - stwierdziła. Carlo Ponti, który był mężem Loren przez ponad cztery dekady, zmarł w 2007 roku.

PAP life
Dowiedz się więcej na temat: Sophia Loren
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy