Reklama

Skąd się wzięły Smerfy?

Na początku było słowo... Nie byłoby Smerfów, gdyby nie przypadkowe przejęzyczenie.

Kiedy znany belgijski rysownik Peyo udał się ze swoim kolegą Andre Franquinem na obiad, znalazł swój posiłek mocno niedosolony. Chcąc poprosić swojego przyjaciela o podanie soli, uzmysłowił sobie, że zapomniał jej francuskiej nazwy. "Możesz podać mi... schtroumpf?" - zapytał nagle Franquina. Ten podjął językową zabawę, kontynuując: "Oto schtroumpf! Kiedy skończysz schtroumpfić, oddaj schtroumpf z powrotem". Panowie spędzili resztę weekendu na rozwijaniu "schtroumpfowego języka". Na początku była więc sól... Francuski neologizm "schtroumpf" przetłumaczyli potem na holenderski jako "smurf".

Reklama

Był 1958 rok. Warto jednak pamiętać, że Smerfy po raz pierwszy pojawiły się w... średniowieczu. W tym okresie rozgrywała się bowiem akcja komiksu Peyo "La Flute a six trous", opowiadającego o przygodach królewskiego pazia Johana i jego giermka Pirlouit, gdzie po raz pierwszy natkniemy się na niebieskie stworki.

Językowej wpadce Peyo zawdzięcza również swój pseudonim. Rysownik naprawdę nazywał się bowiem Pierre Culliford. Kiedy jeden z jego brytyjskich kuzynów nie mógł poradzić sobie z wymową zdrobionego imienia Pierre - Pierrot - przekształcając je na prostsze Peyo, obiecujący młody twórca rysunków postanowił, że od tego momentu posługiwał będzie się artystycznym pseudonimem.

Słowo "smerf" (bo tak brzmi polskie tłumaczenie francuskiego "schtroumpf" i holenderskiego "smurf") wykorzystane zostało przez Peyo nie tylko jako nazwa małych niebieskich stworków, lecz również wprowadzone do ich potocznego języka jako określenie wykonywanych przez nich czynności. Co najczęściej robią smerfy? Smerfują! Smerfowaniem jest jednak zarówno wycieczka do pobliskiego lasu, jak i kąpiel w nieodległej rzece. Ludziom ciężko zrozumieć tę smerfową nowomowę, stanowi ona dla niebieskich ludzików rodzaj szyfru, tajemnego języka.

Nic dziwnego, że w jednej ze swych książeczek Peyo postanowił wykorzystać język Smerfów do ilustracji odwiecznych lingwistycznych konfliktów w dwujęzycznej Belgii. W opublikowanym w 1972 roku komiksie "Smerfy przeciw Smerfom" wioska Smerfów podzielona została na dwie części. Mieszkańcy Północy i Południa mieli różne wyobrażenie na temat tego, jak prawidłowo wykorzystywać słowo "smerf", co prowadziło do licznych nieporozumień. Belgowie w lot złapali aluzję do nieustannych waśni między walońską a flamandzką częścią ich państwa.

Czerwone Smerfy

O tym, że opowieść o Smerfach zawiera ukryte polityczne znaczenie, przekonany był australijski badacz popkultury Marc Schmidt, który w opublikowanej w 1998 roku książce "Socjopolityczne zagadnienia w Smerfach" próbował dowieść, że świat przedstawiony w Smerfach jest metaforą socjalistycznego ustroju. Według Schmidta wioska Smerfów jest niczym innym jak wielką marksistowską utopią.

Australijski uczony poszedł jednak w swej analizie porównawczej krok dalej, twierdząc, że papa Smerf reprezentuje osobę Karola Marksa. Socjalistyczna konotacja - poza fizycznym podobieństwem - widoczna jest według Schmidta również w kolorze czapeczki papy Smerfa. Czerwień jest bowiem oczywistym nawiązaniem do sztandarowej kolorystyki ruchu komunistycznego.

Ważniak zaś to według Schmidta uosobienie Trockiego - jako jedyny może zagrozić pozycji papy Smerfa, jego odważne idee skutkują w czasowym wykluczeniu go ze społeczności Smerfów, wszyscy pamiętamy meksykańska banicję Trockiego. Z kolei Gragamel reprezentuje kapitalizm w swym najbardziej eksploatującym wydaniu a jego kot Azrael to symbol uciśnionej klasy robotniczej, wykorzystywanej w kapitalistycznym systemie produkcji.

"Do dzisiaj nie wiem czy Peyo wymyślał Smerfy jako metaforyczny obraz socjalizmu, czy socjalistyczne idee umieścił w swych książeczkach zupełnie nieświadomie. Być może to jeden wielki zbieg okoliczności. Ciężko mi jednak uwierzyć, że nie myślał o politycznych aspektach, kiedy tworzył swój komiks. Smerfy są bowiem przede wszystkim opowieścią o społeczeństwie, o tym jak jest skonstruowane i jak funkcjonuje. To przecież czysta polityka!"- tłumaczy Schmidt.

Niebieski rasizm?

O wiele poważniejsze oskarżenie wysuwa w stosunku do Smerfowej twórczości Peyo francuski socjolog Antoine Buéno, który w "Małej niebieskiej książeczce" oskarżył belgijskiego rysownika o ukryty rasizm. O ile Bueno zgadza się ze Schmidtem, że struktura społeczna Smerfów przypomina totalitarną utopię, o tyle przeciwnik systemu - Gargamel, który u Peyo jest potworem straszącym spokojną wioskę - jawi się już socjologowi nie jako symbol drapieżnego kapitalizmu, tylko uosobienie największego wroga rasistowskiej propagandy - semityzmu.

"Pierwszy komiks o Smerfach, zatytułowany 'Czarne Smerfy', zawierał sporo sytuacji, które dziś określilibyśmy mianem 'rasistowskich pogróżek'. - Bueno przyznał w rozmowie z "Wall Street Journal". - W tym albumie Smerfy są chore. Kiedy są chore, nie stają się czerwone lub purpurowe, tylko ich skóra zmienia kolor na czarny. Kiedy robią się czarne, tracą swą inteligencję. Zwyczajnie głupieją. Co więcej, nie potrafią nawet mówić, zamiast tego zaczynają wydawać jakieś nieartykułowane dźwięki" - przypomina Bueno.

Amerykańscy wydawcy zwrócili uwagę na to samo zagadnienie, kiedy z podobnego powodu odmówili publikacji pierwszej książki o "Czarnych Smerfach". Po latach kolor, który przybierają chore Smerfy, zmieniony został z czarnego na purpurowy, tak jak ma to miejsce w animowanej serii produkcji Hanna-Barbera, która w latach 80. podbiła serca dzieci na całym świecie. Syn Peyo, Thierry Culliford, w rozmowie z flamandzką gazetą "Der Morgen" twierdzi jednak, że oskarżenia Bueno plasują się między "groteską i niepowagą".

Popkulturowy kicz

Najnowsza, kinowa wersja "Smerfów", wyreżyserowana przez twórcę "Scooby-Doo" Raję Gosnella, nie wzbudza już podobnych emocji. Opowieść o niebieskich stworkach, która rozgrywa się we współczesnym Nowym Jorku, potraktowana została przez recenzentów jako kolejna próba hollywoodzkiego odcinania kuponów od popkulturowego dziedzictwa lat 80. ubiegłego wieku. Nie oryginalne komiksy Peyo, tylko stworzona przez wytwórnię Hanna-Barbera animowana seria stanowi tu jedyny punkt odniesienia.

Przeczytaj recenzję filmu "Smerfy 3D" na stronach INTERIA.PL!

Smerfy zderzą się więc w Nowym Jorku z amerykańską popkulturą. Kiedy w jednej ze scen Smerfetka znajdzie się w sytuacji przypominającej słynną scenę ze "Słomianego wdowca", w której sukienkę Marilyn Monroe unosi nagle powietrze z kratki wentylacyjnej metra, jedynym komentarzem towrzyszącego jej Smerfa będzie tekst o "chłodnej bryzie na zalesionym terenie". Potem jest jeszcze gorzej: "Jeszcze chwila a się posmerfam". Genialny pomysł Peyo obdarzenia Smerfów własnym językiem wykorzystany został na użytek marketingowej nowomowy.

Niedługo w kinach zobaczymy kolejnego pochodzącego z Belgii komiksowego bohatera. Chodzi o dzielnego reportera Tintina, który wyrusza na kolejne wyprawy w towarzystwie sympatycznego psa Milusia. Postać stworzona przez legendarnego Herge'a czeka jednak łaskawszy kinematograficzny los. Reżyserii filmu podjął się bowiem sam Steven Spielbeg, za produkcję obrazu odpowiedzialny jest zaś Peter Jackson ("Włądca Pierścieni"). Jednego możemy więc być pewni. Ekranizacja przygód Tintina nie straci nic z klimatu oryginalnych komiksów.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy