Reklama

Seriale! Grać czy nie grać?

Amerykańskie seriale osiągnęły w ostatnim czasie taki poziom, że wiele osób ceni je obecnie bardziej niż hollywoodzkie filmy. Podobnie jest z aktorami, którzy coraz chętniej przyjmują propozycje od AMC, HBO, Showtime czy ABC. Czasem udział w "tasiemcu" jest dla nich jedyną szansą na zrobienie kariery, innym razem wiąże się jednak z zaszufladkowaniem.

Przystojniak i królowa rom-komów

Aktorem będącym uosobieniem sukcesu, zapoczątkowanego rolą w serialu, jest oczywiście George Clooney. Ponad dziesięć lat grywał on filmowe "ogony" i telewizyjne epizody, zanim w 1994 roku podpisał kontrakt z producentami "Ostrego dyżuru". Rola doktora Douga Rossa przyniosła mu sławę i spowodowała, że zaczął otrzymywać poważne propozycje z Hollywood.

Przez ostatnich kilkanaście lat aktor zagrał w całej masie filmów - zarówno typowo komercyjnych, jak i reprezentujących tzw. kino artystyczne - osiągnął sukces jako producent i wreszcie reżyser (już niebawem premiera jego kolejnego obrazu - "Idy marcowe"), został nagrodzony Oscarem (za drugoplanową rolę w "Syrianie"), dzięki czemu nigdy nie był zmuszony kontynuować swojej kariery w telewizji.

Reklama

Podobnie jest z Jennifer Aniston, którą cały świat poznał za sprawą Rachel Green, w którą wcieliła się w kultowych "Przyjaciołach". Tak jak Clooney, ona też po kilku mało znaczących rolach, otrzymała szansę w serialu NBC i świetnie ją wykorzystała. Co znamienne, filmowo z całej szóstki gwiazd wspomnianej produkcji, na dobrą sprawę zaistniała tylko ona, stając się za sprawą takich filmów, jak: "Nadchodzi Polly" czy "Sztuka zrywania" gwiazdą komedii romantycznych.

Scenariusz kariery w wypadku najbardziej znanych obecnie serialowych aktorów jest jednak zwykle zgoła inny, niż miało to miejsce w wypadku Clooney'a czy Aniston. Zazwyczaj są to artyści, którzy nigdy nie potrafili przebić się do hollywoodzkiej ekstraklasy, ewentualnie tacy którzy wciąż do jej bram pukają. Często można się także spotkać z przypadkami osób, które zrobiły sobie przerwę od kina lub postanowiły pojawić się w serialu ze względu na rosnący poziom artystyczny tychże i ciekawą propozycję roli.

Po co mi Hollywood?

Gwiazda serialu "Breaking Bad", Bryan Cranston, jest chyba najlepszym przykładem aktora, który zapewne nigdy nie osiągnie sukcesu w kinie, ale w serialu potrafił stworzyć kreację wybitną. Już wcześniejsza telewizyjna rola artysty - w "Zwariowanym świecie Malcolma" zagrał ojca tytułowego bohatera - zasługiwała na uznanie, jednak to za sprawą kolejnego wcielenia - Waltera White'a, nauczyciela chemii, który dowiaduje się, że ma nieoperacyjnego raka płuc i chcąc zadbać o przyszłość rodziny, zaczyna... produkować metamfetaminę, Cranston zyskał sławę i uznanie.

Całkiem słusznie zresztą, bo w 46 odcinkach (jak dotąd) aktor stworzył jedną z najbardziej wiarygodnych i kompletnych postaci w historii telewizji, za co został m.in. wyróżniony trzema nagrodami Emmy (z rzędu!). Dzięki "Breaking Bad" Hollywood przypomniało sobie nieco o Cranstonie, ale wciąż otrzymuje on jedynie drugoplanowe role (ostatnio m.in. w "Prawniku z Lincolna", "Drive" czy "Contagion - epidemii strachu"), w których nie ma szans zaprezentować pełni swojego talentu.

Walter White nie cofnie się przed niczym:


Bardzo podobny do Cranstona jest przypadek Hugh Laurie'ego, obecnie najbardziej znanego na świecie serialowego aktora, wcielającego się w kultowego już doktora Gregory'ego House'a. Zanim otrzymał on rolę genialnego, choć niezwykle zgorzkniałego i cynicznego lekarza, tak naprawdę zaistniał jedynie w sitcomie BBC "Czarna żmija" (ciężko uważać za sukces kilka trzecioplanowych epizodów). Tymczasem rolą w na poły medycznym serialu Foxa udowodnił, że drzemią w nim olbrzymie możliwości i potrafi stworzyć wybitną kreację (6 nominacji do Złotych Globów z rzędu, 2 wygrane), która jest intrygująca i zabawna, a jednocześnie samotna oraz antypatyczna. Właśnie rozpoczął się ósmy sezon "House'a", co pokazuje jak niesłabnącą popularnością cieszy się rola Laurie'ego, który - efekt zaszufladkowania (?) - obecnie nie występuje niemal w ogóle w filmach.

Agent-seksoholik i morderca-gej

Nieco inaczej wyglądają przykłady gwiazd, które podobnie jak Laurie i Cranston także stworzyły niezwykle charakterystyczne serialowe kreacje, ale już wcześniej dały się poznać z równie wybitnych, choć także telewizyjnych ról. Mam tu na myśli w szczególności Davida Duchovny'ego i Michaela C. Halla.

Ten pierwszy - obecnie ubóstwiany jako Hank Moody, pisarz seksoholik - zaistniał już kilka lat temu za sprawą roli Foxa Muldera w serialu "Z archiwum X". Dłuższa przerwa, brak interesujących ról (znowu zaszufladkowanie?) spowodowały, że Duchovny zdecydował się na udział w kolejnym serialu, jednak w zupełnie innej roli od poprzedniej. Okazało się to strzałem w dziesiątkę, bo jego kreacja w "Californication" zupełnie zamazała obraz Duchovny'ego - pogromcy ufo, a stworzyła całkiem nowy - współczesnego (to spore ułagodzenie) Casanovy.

Michael C.Hall także mocno zapisał się w świadomości widzów za sprawą roli w jednym z najlepszych współczesnych seriali - "Sześć stóp pod ziemią". Niezwykle przekonująco zagrał tam skrupulatnego i pedantycznego właściciela domu pogrzebowego, prywatnie homoseksualistę. Bardzo skrupulatna i pedantyczna jest także kolejna postać, w którą wciela się artysta. Z tym że tym razem jest to owładnięty przez swojego "mrocznego pasażera" seryjny zabójca, likwidujący jednak wyłącznie "tych złych", którzy uniknęli prawnej odpowiedzialności za swoje czyny.

Niestety Hall, podobnie zresztą jak Duchovny, pewnie nigdy nie przebije się do kina i gdy pewnego dnia Dexter Morgan zakończy swoje żniwo, a Hank Moody seksualne podboje, ich odtwórcy będą musieli liczyć, że jakiś telewizyjny producent ponownie na nich postawi i obsadzi - najlepiej w diametralnie różnej od poprzednich - roli.

Zobacz, co czeka widzów najnowszego sezonu "Dextera":


Żeby nie było tak bardzo maskulinistycznie, to jeszcze żeński odpowiednik wspomnianych karier. Julianna Margulies kilka lat temu grała - zresztą dziewczynę wspomnianego Douga Rossa - w "Ostrym dyżurze". Później pojawiła się jeszcze w kilku innych telewizyjnych produkcjach, aż wreszcie powróciła na szczyt dzięki roli Alicii Florick w "Żonie idealnej". Za kreację zdradzanej przez męża byłej prawniczki, która musi powrócić do zawodu, została niedawno wyróżniona Emmy (w zeszłym roku Złotym Globem), ale mam przeczucie, że mimo tak znaczących nagród, także jej w kinie w najbliższym czasie nie zobaczymy.

Szansa na sukces

Muszę jednak zaznaczyć, że są też we współczesnych serialach aktorzy, którzy wciąż mają szansę na podbicie Hollywood. Wystarczy sięgnąć po pierwszy z brzegu przykład: "Mad Men" - w ciągu ostatnich czterech lat trzykrotnie nagradzany Złotym Globem i cztery razy Emmy jako najlepszy serial dramatyczny.

Wcielający się w nim w główną rolę Dona Drapera Jon Hamm także filmowo nie próżnuje. W zeszłym roku zagrał w "Mieście złodziei" Bena Afflecka oraz "Skowycie" Roba Epsteina i Jeffreya Friedmana, a w tym można go było oglądać w komediowych "Druhnach" Paula Feiga i spektakularnym "Sucker Punch" Zacka Snydera. Na przyszły zapowiadany jest kolejny obraz z jego udziałem "Friends with Kids" Jennifer Westfeldt.

Serialowa żona Hamma, January Jones, także nie próżnuje. Jeszcze przed startem "Mad Men" dała się poznać jako utalentowana aktorka za sprawą "Trzech pogrzebów Melquiadesa Estrady" Tommy'ego Lee Jonesa. Tylko w tym roku zagrała już w "X-men: Pierwszej klasie" Matthew Vaughna i "Tożsamości" Jaume Colleta-Serry, a na premierę wciąż czeka kolejny obraz z jej udziałem "Seeking Justice" Rogera Donaldsona, w którym partnerowali jej m.in. Nicolas Cage i Guy Pearce.

Szansę na filmową karierę mają także inne gwiazdy "Mad Men". Słynąca ze swoich bujnych kształtów (zwłaszcza biustu) Christina Hendricks - wcielająca się w produkcji AMC w Joan Holloway - w ostatnim czasie wystąpiła m.in. w komediach "Och, życie" i "Jak ona to robi?" oraz we wspomnianym thrillerze Nicolasa Windinga Refna "Drive". Niebawem będzie ją też można oglądać w dramacie "Detachment" (zagra tam również Bryan Cranston) oraz w filmie sportowym "The Bleeder".

Także wcielający się w jej serialowego kochanka John Slattery ma ostatnio niezły filmowy okres. Choć ma już prawie 50 lat, to zdaje się przeżywać drugą młodość, a jego ostatnie filmy to m.in. "Droga do przebaczenia", "Iron Man 2" i "Władcy umysłów".

Poznaj Dona Drapera:


Nie tylko jednak "madmeni" odnoszą kinowe sukcesy. Niebywałą karierę robi właśnie Alexander Skarsgard (syn słynnego Stellana, znanego z "Dogville", "Buntownika z wyboru" czy "Piratów z Karaibów"). Bardzo wysoki i równie przystojny aktor zaistniał na szerszą skalę dzięki roli wampira Erika Northmana w "Czystej krwi". Od tego momentu 35-latek przebiera w ofertach filmowych, można go było zobaczyć w m.in.: "13" Géli Babluaniego i "Melancholii" Larsa von Triera, a już niebawem na ekrany wejdą kolejne produkcje z jego udziałem "Straw Dogs" (remake słynnego filmu Sama Peckinpaha), widowiskowa "Battleship: Bitwa o Ziemię" czy "What Maisie Knew", dramat znanych z kina niezależnego Scotta McGehee i Davida Siegela

Krótka przerwa?

Nie wszyscy jednak serialowi aktorzy, to osoby marzące skrycie o Hollywood. Część z nich ma już tam ustabilizowaną pozycję, a rolę w telewizyjnych produkcjach przyjmują, ponieważ daje im ona szansę popracować dłużej nad postacią, pokazać się publiczności z innej strony, lub najzwyczajniej w świecie dobrze zarobić.

Tak jest na przykład z Glenn Close, która stworzyła fascynujący portret bezwzględnej, bezlitosnej i gotowej na wszystko, by wygrać - prawniczki Patty Hewes w serialu "Układy". Za swoją kreację ta pięciokrotnie nominowana do Oscara artystka zdobyła już dwie nagrody Emmy i Złotego Globa. Jej serial zyskał zaś taką popularność, że mimo wycofania się z produkowania go przez FX, kontynuować postanowiła go DirecTV. Close nie zrobiła sobie zresztą całkowitej przerwy od kina, bo już niebawem będzie ją można oglądać w obrazie "Albert Nobbs", w którym wcieliła się w... mężczyznę.

Kolejną gwiazdą kina, która "zacumowała" na jakiś czas w telewizji, jest Steve Buscemi, od zeszłego roku wcielający się w produkowanym przez Martina Scorsese (wyreżyserował również "pilot") "Zakazanym imperium" w Enocha "Nucky'ego" Thompsona. Wcześniej pojawiał się on co prawda w serialach ("Rodzina Soprano", "Rockefeller Plaza 30"), ale dopiero w produkcji, której akcja rozgrywa się w USA w latach 20., otrzymał główną rolę. Buscemi (Złoty Glob 2011) stworzył znakomity portret człowieka zaangażowanego w działalność przestępczą, a jednocześnie kierującego poczynaniami najpoważniejszych polityków w Ameryce. Co ważne, praca w telewizji nie przeszkodziła mu w angażowanie się tym samym czasie w projekty filmowe.

Steve Buscemi znów zachwyca:


Podobnie wygląda zresztą sytuacja drugiej gwiazdy "Układów", Rose Byrne. Widzowie kinowi znają ją przede wszystkim za sprawą ról w filmach: "Apartament", "Troja", "W stronę słońca", "Zapowiedź" czy ostatnio "X-Men: Pierwsza klasa" oraz "Druhny". Ona też karierę filmową prowadzi równolegle z telewizyjną - dotrzymując kroku, jako Ellen Parsons, wspomnianej Patty Hewes w "Układach".

Podobnie postępuje laureatka Oscara za "Fortepian", Anna Paquin. Obecnie większość widzów zna ją nie za sprawą wspomnianego obrazu Jane Campion, ale z kreacji Sookie Stackhouse, którą stworzyła w "Czystej krwi". Jej bohaterka to obdarzona telepatycznymi zdolnościami kelnerka, która zakochuje się w... wampirze (gra go jej mąż, Steven Moyer). Paquin nie ogranicza się jedynie do serialu - niedawno można ją było m.in. oglądać w bardzo popularnym w Polsce obrazie "Dzieci Ireny Sendlerowej", w którym wcieliła się w tytułową bohaterkę.

Oczywiście wspomniani Close, Buscemi, Byrne i Paquin to nie jedyne gwiazdy kina, które pojawiły się w ostatnim czasie w serialach. Znakomite kreacje drugoplanowe stworzyli w nich m.in.: Ted Danson, William Hurt i John Goodman ("Układy"), John Lithgow i Julia Stiles ("Dexter"), Michael J. Fox ("Żona idealna"), Kathy Bates ("Harry's Law"), Laura Linney ("The Big C") czy Gwyneth Paltrow ("Glee"), a nie piszę o tu miniserialach, bo byłoby ich dużo, dużo więcej.

Jak widać, można się wybić dzięki serialowi, czasem rolą w nim przypomnieć widzom, innym razem przeczekać trudny okres w karierze lub po prostu zarobić dzięki niemu. Najważniejsze, że nie jest to już powód do wstydu (kiedy doczekamy się tego u nas?), bo telewizyjne produkcje, za którymi stoją obecnie najgłośniejsi twórcy Hollywood (wspomniany Scorsese, Ridley Scott, itd), osiągnęły właśnie najwyższy poziom w swojej historii.

Najlepsze programy, najatrakcyjniejsze gwiazdy - arkana telewizji w jednym miejscu!

Nie przegap swoich ulubionych programów i seriali! Kliknij i sprawdź!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: amerykańskie seriale
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy