Reklama

Sam Worthington: Nie tylko "Avatar"

2 sierpnia Sam Worthington, aktor znany przede wszystkim z głównej roli w "Avatarze", czyli najbardziej kasowej produkcji w historii kina, kończy 45 lat. Mimo że jest jedną z gwiazd, której produkcje zarobiły najwięcej, to - głównie z racji charakteryzacji w superprodukcji Jamesa Camerona - wciąż nie jest zbyt rozpoznawalny.

2 sierpnia Sam Worthington, aktor znany przede wszystkim z głównej roli w "Avatarze", czyli najbardziej kasowej produkcji w historii kina, kończy 45 lat. Mimo że jest jedną z gwiazd, której produkcje zarobiły najwięcej, to - głównie z racji charakteryzacji w superprodukcji Jamesa Camerona - wciąż nie jest zbyt rozpoznawalny.
Sam Worthington /Frederick M. Brown /Getty Images

Urodzony w Australii Sam Worthington zaczynał od małych ról w produkcjach takich jak "Wojna Harta", ale także odnosił znaczące sukcesy w rodzinnym kraju ("Salto").

- Pokutuje pogląd, że jestem twardym, heroicznym typem (...). Ale kiedy wykonuję swoją pracę, zanurzam się w odgrywane postaci i staram się ukształtować je z materiału, którym dysponuję jako człowiek. Mam nadzieję, że moja osobowość przekłada się na moich bohaterów. Nie wyrzekam się żadnego konkretnego typu filmów. Robię filmy, na które sam chciałbym pójść do kina - to chyba dobre kryterium wyboru. I rzeczywiście lubię chodzić na takie filmy" - twierdzi Worthington.

Reklama

W 2006 roku Sam Worthington zagrał tytułową rolę w mrocznym thriller zrealizowanym w oparciu o "Makbeta" Szekspira.

Akcja opowieści przeniesiona została w czasy współczesne i rozgrywa się w świecie wielkomiejskich gangów. Macbeth to teraz płatny zabójca na usługach szefa gangu - Duncana. Pewnego dnia usłyszy przepowiednię, która wróży mu potęgę i bogactwo. Chcąc przyspieszyć jej spełnienie postanawia, za namową bezwzględnej żony, zgładzić Duncana i przejąć kierownictwo gangu. Zanim do tego dojdzie, poleje się morze krwi.

Starał się o rolę Jamesa Bonda w "Casino Royale". Nie udało się, ale dzięki temu "wypatrzył" go James Cameron i obsadził w "Avatarze", który stał się najbardziej kasowym filmem wszech czasów.

Głównym bohaterem filmu jest Jake Sully - były marine sparaliżowany od pasa w dół, jeżdżący na wózku. Kiedy dostaje propozycję wzięcia udziału w misji na Pandorze, w ogóle się nie waha, choć nie zna szczegółów.

"Niełatwo znaleźć młodego aktora, który jest silny, a jednocześnie wrażliwy" - uważa producent Jon Landau a reżyser James Cameron dodaje: "Nie napisaliśmy tej postaci. Szukaliśmy faceta, który po prostu będzie Jake'em".

Tymczasem sławę Worthingtonowi przyniosła rola, którą zagrał chronologicznie później, ale film wszedł na ekrany przed "Avatarem". Mowa o "Terminatorze: Ocalenie".

W 2010 roku Worthington otrzymał propozycję występu w superprodukcji "Starcie tytanów". W opowieści o greckich bogach wcielił się w postać Perseusza.

- Nie miałem na sobie sandałów, tylko trampki. Namalowałem na nich palce stóp. Chłopaki zorientowali się dopiero po jakimś miesiącu, a ja tymczasem gnałem jak strzała i sam wykonywałem o zaawansowane popisy kaskaderskie. A oni męczyli się z brudem, który dostawał się im do sandałów, i potykali się na każdym kroku. Ja byłem tym spryciarzem, który zawsze biegł na przedzie - ujawnił w jednym z wywiadów.

Dwa lata później Worthington powrócił jako Perseusz w "Gniewie tytanów".

- Filmy, w których gram, mają wiele cech wspólnych: chociażby dwoistość moich postaci oraz ich indywidualizm. Perseusz był pół-człowiekiem, pół-bogiem. W "Terminatorze" mój bohater był na poły człowiekiem, na poły robotem; w "Avatarze" - w połowie człowiekiem, a w połowie wielkim, błękitnoskórym kosmitą. Wychodzi na to, że albo jestem pop... i staram się odnaleźć coś w sobie samym, albo po prostu lubię te cechy w fikcyjnych postaciach - tak aktor tłumaczył swoje zawodowe wybory.

W 2012 roku Worthington zagrał w filmie "Człowiek na krawędzi". "Już sam tytuł zapowiada, że będzie chodziło o faceta stojącego na krawędzi, ale co z wszystkimi przeciwieństwami, którym musi stawić czoła? To nie tylko kwestia tego, czy skoczy, czy nie, lecz drugiego dna zawartego w tej opowieści" - tłumaczy aktor.

Worthington przyznaje również, że zgodził się wziąć udział w tym projekcie, ponieważ ma... lęk wysokości. A większość scen kręcono na prawdziwym gzymsie prawdziwego Roosevelt Hotel, kilkadziesiąt metrów nad ulicą Manhattanu!

Nowe oblicze Sama Worthingtona zobaczyliśmy w policyjnym thrillerze Davida Ayera "Sabotaż" (2014). Aktora mogliśmy też oglądać w niezależnym obrazie "Cake" (gdzie jedną z najlepszych kreacji w karierze stworzyła Jennifer Aniston) oraz górskim dramacie "Everest".

W 2016 roku Worthington pojawił w wojennym filmie Mela Gibsona "Przełęcz ocalonych". Następnie oglądaliśmy go w niezbyt udanym dramacie "Chata" (2017) w roli pogrążonego w żałobie po śmierci najmłodszej córki mężczyzny, który otrzymuje list, zmieniający jego życie.

Później wystąpił w chwalonym serialu "Manhunt: Śmiertelna rozgrywka", gdzie jako profiler z FBI pomagał złapać "Unabombera", po czym jego kariera nieco przyblakła, a kolejne projekty: "Pakt z mordercą" (2017), "The Titan (2018), "Trauma" (2019), "Lansky" (2021) nie odnosiły sukcesów.

Na Worthingtona czeka już jednak jego rola życia. Artystę zobaczymy w czterech sequela "Avatara", gdzie powtórzy kreację Jake'a Scully'ego. Premiera pierwszego z nich jest planowana na 16 grudnia 2022 roku, a ostatniego dopiero na 2028 rok.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Sam Worthington
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy