Reklama

​Roger Moore: 99 procent szczęścia

Nikt częściej niż Roger Moore nie wcielał się w Jamesa Bonda. To właśnie jemu agent 007 zawdzięcza w dużej mierze wdzięk, klasę, ale i specyficzne poczucie humoru.

Nikt częściej niż Roger Moore nie wcielał się w Jamesa Bonda. To właśnie jemu agent 007 zawdzięcza w dużej mierze wdzięk, klasę, ale i specyficzne poczucie humoru.
Roger Moore na planie filmu "Tylko dla twoich oczu" /East News

Roger Moore urodził się 14 października 1927 roku w niezamożnej londyńskiej rodzinie. Na początku lat 50. pracował jako model, później poświęcił się aktorstwu. "Na początku kariery powtarzano mi, że do odniesienia sukcesu potrzeba w równej mierze osobowości, talentu i szczęścia. Nie zgadzam się z tym. W moim przypadku było to 99 proc. szczęścia" - mówił kilka lat temu, z właściwą sobie skromnością, w rozmowie z brytyjskim dziennikiem "Guardian".

Po kilku filmach kinowych, które przeszły bez większego echa, zwrócił się ku telewizji i to tam zaczął święcić pierwsze triumfy dzięki serialom takim jako "Ivanhoe", "Maverick" czy popularny także w Polsce "Święty".

Reklama

Rolę Jamesa Bonda przyjął dopiero po kilku próbach producentów; wcześniej nie pozwalały na to problemy z uzgodnieniem terminów. Rolę agenta 007 przejął po Seanie Connerym. Pierwszy film z bondowskiej serii z jego udziałem - "Żyj i pozwól umrzeć" - wszedł na ekrany w 1973 roku i spotkał się z dobrym przyjęciem. Potem Moore grał Bonda jeszcze sześć razy, po raz ostatni w 1985 roku ("Zabójczy widok").

Filmy o Bondzie zawsze były zabarwione humorem, ale te z Moore'em w roli głównej były pod tym względem bezkonkurencyjne. Być może jest to zasługą osobowości odtwórcy roli agenta 007. Moore to człowiek, który, jeśli tylko miał okazję obrócić coś w żart, z pewnością to zrobił. "Żartowanie przychodzi mi łatwiej, niż odpowiadanie na stawiane wprost pytania" - przyznawał Moore.

Spoglądając wstecz, na lata, w których słynny brytyjski szpieg miał jego twarz, aktor nie znajdował wielu powodów do żalu.

"Wydaje mi się, że zrezygnowałem z tej roli w odpowiednim momencie - mówił w rozmowie z "New York Timesem" - chociaż, zdaniem krytyków, prawdopodobnie było to o dziesięć lat za późno. Zaczynałem powoli czuć się jak Gary Cooper w "Miłości po południu". Kiedy twoja kolejna ekranowa partnerka jest w wieku twojej własnej córki, a ty, skłaniając lekko głowę, żeby spojrzeć jej w oczy - oby tylko była niższa od ciebie! - zauważasz u siebie trzy podwójne podbródki, to... nie jest dobrze. Zaczynasz się sypać".

Nie znaczy to, że uważał, iż zwlekał z decyzją aż tak długo. "Miałem 58 lat, kiedy pożegnałem się z Bondem" - mówił Moore. "W tamtym okresie wciąż grałem w tenisa przez dwie godziny dziennie - codziennie! - a do tego przez 45 minut ćwiczyłem na siłowni i pływałem. Byłem w formie - niestety, jakieś dwa tygodnie po rezygnacji z roli agenta 007 nie mogłem już tego o sobie powiedzieć".

Aktor żartował, że przy wszystkich wyczynach kaskaderskich, których dokonywał jako Bond, największych obrażeń doznał podczas... scen pocałunków. "Zdarzało mi się mieć pokąsane wargi" - śmiał się.

W przeciwieństwie do pierwszego Bonda, czyli Seana Connery'ego, który rozstał się z filmową serią z obawy przed zaszufladkowaniem, Moore z radością przyjął możliwość wcielenia się w 007. "Uwielbiałem filmy o Bondzie z Seanem - mówił - ale nie wydaje mi się, by granie tej postaci sprawiało mu aż tak wielką radość. Chciał udowodnić, że potrafi też robić inne rzeczy".

Moore'a od Connery'ego różniło to, że rolę Jamesa Bonda przyjmował jako doświadczony już aktor. Popularność przyniosły mu przede wszystkim telewizyjne seriale "Święty" (1962 - 1969) i "Partnerzy" (1971 - 1972). "Nie podchodziłem do tego wyzwania z myślą, że muszę coś udowodnić. Krytycy i tak wiedzieli swoje, więc w zupełności wystarczyło mi to, że wciąż mogłem być obecny na ekranie" - opowiadał.

Sławę, jaką zyskał dzięki Bondowi, Moore wykorzystał w swojej intensywnej działalności charytatywnej. "Aktorstwo uczyniło mnie na tyle sławnym, bym mógł przydać się na coś takim organizacjom, jak UNICEF - wyjaśniał. - Ludzi ciekawi, dlaczego stary, dawny James Bond, lata po świecie, plotąc coś o dzieciach. Właśnie wróciliśmy z Genewy, gdzie wygłosiłem jedno ze swoich płomiennych przemówień o ciężkim losie dzieci w Afryce Wschodniej. Odbyła się tam aukcja charytatywna pod patronatem domu aukcyjnego Christie's i uroczysta kolacja dla naszych potencjalnych klientów".

W historii kina aktor zapisze się jednak jako Bond. Moore akceptował ten fakt - a nawet chyba się nim cieszył. W końcu sam był fanem Jamesa Bonda! "Widzowie darzą te filmy sympatią, ponieważ wiedzą, oczywiście do pewnego stopnia, co dostaną z każdą nowa odsłoną - mówił. - To trochę jak z opowiadaniem dziecku bajki. Filmy o Bondzie traktujemy jak przyjaciela, którego dobrze znamy. Nie sądzę, że ktoś może czuć się autentycznie rozczarowany po seansie".

"Ja sam widziałem wszystkie filmy o 007. Szczególnym sentymentem darzę te z Seanem. Bardzo podobało mi się też 'Casino Royale'. Daniel Craig jest fantastycznie zbudowany, a do tego jest cholernie dobrym aktorem" - chwalił obecnego odtwórcę roli Bonda.

Napisał cztery książki - dwie o graniu Bonda i dwie autobiografie. Mimo zaawansowanego wieku pozostawał aktywny - na krótko przed swoimi 85. urodzinami brał udział jako pomocnik licytatora w aukcji memorabiliów z filmów o Bondzie.

Podobnie jak Bonda cechowała go słabość do pięknych kobiet. Miał wiele romansów, a ślub brał cztery razy. Jako 19-latek poślubił łyżwiarkę Doorn van Steyn. Związek, który przetrwał 7 lat, nie był udany, a żona - jak sam gwiazdor wyznał w jednym z wywiadów - drapała go i okładała pięściami.

Druga żona, starsza o 13 lat i wówczas bardziej znana od niego śpiewaczka Dorothy Squires, również była impulsywna. Odszedł od niej do Luisy Mattioli, z którą żył w konkubinacie do czasu, aż Dorothy w końcu dała mu rozwód. Luiza urodziła mu troje dzieci, córkę Deborah oraz synów Geoffreya i Christiana. W 1993 roku u aktora zdiagnozowano raka prostaty. Przeszedł operację i pokonał chorobę, ale jego małżeństwo nie przetrwało tej próby. Błyskawiczny rozwód nastąpił w tym samym roku.

Po rozstaniu z żoną Roger Moore był związany m.in. z norweską piosenkarką i aktorką Wenche Myhre. W 2002 roku aktor po raz czwarty stanął na ślubnym kobiercu. Poślubił szwedzką milionerkę Kristinę Tholstrup. To właśnie Kiki, bo tak ja zdrobniale nazywał, czuwała przy nim do końca. Moore zmarł na raka 23 maja 2017 roku w szwajcarskiej miejscowości Crans-Montana.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Roger Moore
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy