Reklama

Polskie filmy na Plus Camerimage

"Daas", "Ki", "Lęk wysokości" i "Czarny czwartek" to kolejne filmy wchodzące w skład Konkursu Filmów Polskich na tegorocznym festiwalu Plus Camerimage.

Przypomnijmy, że już jakiś czas temu informowaliśmy, że o miano najlepszego polskiego obrazu powalczą podczas XIX Plus Camerimage: "Sala samobójców", "Kret", "Joanna" i "Wymyk". Teraz poznaliśmy ich kontrkandydatów.

"Daas"

Polskie kino kostiumowe zyskało kolejnego wybitnego reprezentanta, na tyle jednak oryginalnego, że czerpiącego z historii rodzimej kinematografii, by wytyczać własne ścieżki interpretacyjne. W "Daas" Adrian Panek cofa się do XVIII-wiecznej Polski, podzielonej na frakcje, złamanej obcymi powinowactwami, lecz do kreacji rzeczywistości korzysta także z motywów dalece wykraczających poza ówczesną epokę, wręcz współczesnych.

Reklama

"Daas" jest bowiem nade wszystko filmową łamigłówką, złożoną z iluzji, intryg i nieustannego mylenia tropów; komedią, dramatem, kinem szpiegowskim, thrillerem, zanurzoną w filmowej tradycji zabawą z widzem, nakręconą przez twórcę świadomego możliwości wypływających ze swego artystycznego głosu.

Przeczytaj recenzję "Daas" na stronach INTERIA.PL!

Zdjęcia Arkadiusza Tomiaka pełnią w "Daas" rolę nie do przecenienia. Z jednej strony odpowiadają za kreację aury tajemniczości, potęgującej zamierzony przez Panka efekt osaczenia widza z wszystkich stron niewiadomymi. Z drugiej natomiast, pełnią rolę efektownego sztafażu, który ma za zadanie odwracać uwagę od meandrów zawiłej fabuły, aby tym lepiej wciągać w świat, w którym gubią się wszyscy bohaterowie.

Tomiak pozwolił sobie więc na wizualny przepych, który sprawił, iż strona wizualna "Daas" przypomina bardziej baśń niźli realistyczne odwzorowanie epoki. Ale tak jak fabuła stworzona przez Panka, zdjęcia w "Daas" mają wiele oblicz, raz akcentując oniryczność ekranowej rzeczywistości, ujmując bladym pięknem zamglonych pól i lasów, innym razem potęgując wizualny przepych cesarskich komnat i miejskich przestrzeni.


"Ki"

Tytułowa Kinga, w skrócie Ki, jest osobą niedojrzałą i samolubną; kobietą, która zbyt wcześnie urodziła dziecko i musiała spoważnieć, podczas gdy jedyne, czego tak naprawdę pragnęła w życiu, to wolności od odpowiedzialności. Niemniej jednak Leszek Dawid powstrzymuje się od jednoznacznych ocen, pozwalając bohaterce mieszać w życiu wszystkich dookoła. Choć dziewczyna wykorzystuje wszystko i wszystkich, jej zdecydowaną zaletą jest szczerość - Ki nie jest fałszywa, nie udaje, żeby pozyskać pomoc, wyznaje nawet specyficzny zbiór zasad. Z kolei rzeczywistość za oknem jest wypełniona ludźmi, którzy postrzegają innych jedynie w kategoriach użytkowych.

Przeczytaj recenzję "Ki" na stronach INTERIA.PL!

Ażeby w odpowiedni sposób przedstawić świat Ki, twórcy zrezygnowali z efektowności na rzecz efektywności. Autor zdjęć Łukasz Gutt stworzył minimalistyczną, aczkolwiek niezwykle wyrazistą oprawę wizualną. Postaci są filmowane bardzo często w zbliżeniach lub półzbliżeniach, podkreślanie kolorystyki ubrań przybliża widzowi szaleńczą osobowość Ki, a ustawianie dwóch bohaterów po przeciwnych stronach kadru eksponuje przepaść charakterologiczną pomiędzy nimi. Dawid i Gutt nie boją się także wizualnych, trochę kiczowatych kontrastów - czerwone odciski stóp ze śnieżnobiałymi spodniami i bluzką Ki - akcentując tym samym emocjonalną niedojrzałość dziewczyny.


"Lęk wysokości"

Synowska miłość i zrodzona z niepokoju o własną tożsamość gorzka nienawiść - to podstawowe emocje wyznaczające relacje pomiędzy Tomkiem (Marcin Dorociński) i jego ojcem Wojciechem (Krzysztof Stroiński). Rozdzieleni niemożnością skutecznego porozumienia, zniechęceni niemocą w przełamywaniu psychicznych barier, bohaterowie debiutu fabularnego Bartosza Konopki desperacko próbują wyjść poza ograniczenia własnych umysłów. "Lęk wysokości" nie jest bowiem tylko pełnym smutku dramatem analizującym koleje toksycznych relacji synowsko-ojcowskich, lecz nade wszystko przejmującą, acz pełną nadziei autorską wypowiedzią, że przy odpowiednim wsparciu człowiek jest w stanie stawić czoła wszelkim przeciwnościom, łącznie z własnymi demonami.

Przeczytaj recenzję "Lęku wysokości" na stronach INTERIA.PL!

Ważną rolę w konstrukcji świata przedstawionego i w uwydatnianiu emocjonalnego rozchwiania protagonistów pełnią zdjęcia Piotra Niemyjskiego. Autor zdjęć manipuluje symetrią kadrów, by podkreślić momenty zbliżających się burz. W celu ukazania na ekranie nieustannych obaw Tomka często dochodzi kamerą z tyłu do będącego w ruchu mężczyzny, który nerwowo się odwraca, jak gdyby szukając niewidzialnego wroga. Kunszt Niemyjskiego widać również bardzo dobrze w ujmowaniu w obiektywie kamery poszczególnych, bardzo wyrazistych wnętrz. A także w scenach retrospekcji, które raz są stylizowane za pomocą niebieskawych filtrów, a innym razem wyglądają tak, jakby były kręcone jakąś starą, dawno zapomnianą kamerą.

"Czarny czwartek. Janek Wiśniewski padł"

Podejmując się zadania wiarygodnego przedstawienia na ekranie tragicznych zdarzeń związanych ze strajkami robotników przeciwko wypaczeniom PRL-u, Antoni Krauze wziął na siebie wielką odpowiedzialność. "Czarny czwartek" musiał zostać wiarygodnie zainscenizowany, by widzowie bez trudu uwierzyli w tak podany powrót do przeszłości, ale także zostać nacechowany mocnym ładunkiem emocjonalnym, oddając w ten sposób hołd wszystkim poległym i rannym w starciach z milicją. Polski twórca wyszedł z tego zadania obronną ręką, gdyż zdecydował się opowiedzieć o traumach przeszłości za pomocą losów indywidualnych osób, którym przyszło żyć w nieodpowiednim miejscu w nieodpowiednim czasie.

Przeczytaj recenzję filmu "Czarny czwartek. Janek Wiśniewski padł" na stronach INTERIA.PL!

Zdjęcia Jacka Petryckiego przenoszą widzów w lata 70. zarówno poprzez stylizację na ówczesny styl wizualny, jak i wykorzystywanie materiałów archiwalnych. Co więcej, Petrycki nasączył kadry "Czarnego czwartku" paradokumentalną stylistyką, dzięki której udramatyzowana na potrzeby filmu prawda w wiarygodny sposób, bez nachalnego patosu, oddała kłębiące się na ulicach i w tajnych komunistycznych gabinetach emocje.

Największe wrażenie robią sceny zbiorowe, w których dziesiątki, setki młodych ludzi walczą na ulicach o swój honor, a także często życie. Dzięki starannie przemyślanej oprawie momenty te posiadają w sobie niezwykłą energię, która pozwala widzom utożsamić się z nieznanymi strajkującymi, którzy do szczęścia nie potrzebowali pięknych samochodów i ogromnych domostw, lecz prostej wolności.


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama