Reklama

Pół wieku "Zezowatego szczęścia"

Filozoficzna powiastka filmowa - tak jedną z najważniejszych komedii w historii polskiego kina, "Zezowate szczęście", określają krytycy. 4 kwietnia minęło dokładnie pół wieku od premiery filmu Andrzeja Munka, z Bogumiłem Kobielą w głównej roli Jana Piszczyka.

Obiektywizm, pasja odkrywania konkretnego świata, przekorna walka z anachronicznymi mitami narodowymi - to według znanego krytyka Jerzego Płażewskiego cechy filmowej twórczości reżysera Andrzeja Munka.

- Przeciw realizmowi romantycznemu - prowokacyjny racjonalizm, o wiele dalszy od mentalności przeciętnego Polaka. I potrzebniejszy - oceniał prof. Płażewski, odnosząc się m.in. do "Zezowatego szczęścia".

Inny krytyk, Aleksander Jackiewicz, pisał w swojej książce, że styl Munka "wyraźnie odcinał się od liryzmu całej prawie szkoły polskiej. Jego filmy pod względem gatunku nasuwają raczej porównanie z osiemnastowieczną powiastką filozoficzną niż, jak dzieła Wajdy, z poematem".

Reklama

Munk - jak oceniła z kolei historyk filmu prof. Ewelina Nurczyńska-Fidelska - "stanął obok tych, którzy w procesach kształtowania się świadomości narodowej i kulturowej odgrywają rolę 'prześmiewców'. Ich szyderstwo i drwina pełnią jednakże funkcję oczyszczającą, zmierzającą do odrzucenia wartości zmitologizowanych i kształtowania nowych".

Andrzej Munk wyreżyserował "Zezowate szczęście" (1960) na podstawie tekstu znakomitego polskiego scenarzysty Jerzego Stefana Stawińskiego. Zdjęcia kręcono w Warszawie, Łodzi, Krakowie i Sieradzu.

Film w groteskowo-karykaturalnym ujęciu przedstawia losy oportunisty, który w różnych warunkach, na przestrzeni wielu lat, usiłuje przypodobać się aktualnym władzom.

Grany przez Bogumiła Kobielę Jan Piszczyk to polski antybohater. Pechowiec. Swych kolejnych bezkrytycznych "przemian" dokonuje zawsze za późno. Za wszelką cenę chce dostosować się do wymagań aktualnej sytuacji politycznej. Jednak, z różnych powodów, to mu się nie udaje.

Kobiela, który wykreował tę rolę, "był aktorem największych nadziei, nadziei nie spełnionych do końca" - oceniono w 1969 r. na łamach magazynu "Film", podkreślając ogromny talent artysty.

Zdaniem Jerzego Gruzy, który wypowiadał się o nim na łamach innej gazety - Bobek, jak koledzy nazywali Kobielę - "był zaprzeczeniem akademijnej drętwoty, ciemnych garniturków i przemówień; budził sprzeciw recenzentów, bo wykraczał poza ich wyobrażenie o tym, z czego i jak można się śmiać".

Kobiela zginął przedwcześnie, w wieku 38 lat. Zmarł 10 lipca 1969 r. w Gdańsku, w wyniku obrażeń odniesionych w wypadku samochodowym pod Koronowem.

W wypadku samochodowym - 20 września 1961 r. koło Łowicza, w wieku niespełna 40 lat - zginął także Andrzej Munk, który pracował wówczas nad filmem "Pasażerka".

Munk tworzył jedynie przez kilka lat (zadebiutował w 1955 r. jako reżyser "Błękitnego krzyża"), jego filmy wywarły jednak ogromny wpływ na polską kinematografię. Do inspiracji twórczością Munka przyznawali się czołowi polscy reżyserzy: Jerzy Skolimowski, Roman Polański, Krzysztof Zanussi, a także Krzysztof Kieślowski.

INTERIA.PL/PAP
Dowiedz się więcej na temat: Zezowate szczęście | szczęście
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy