Reklama

"Podły, okrutny, zły": Medialny fenomen Teda Bundy'ego

Tym, co wyróżnia Teda Bundy'ego, którego Joe Berlinger uczynił głównym bohaterem swojego filmu "Podły, okrutny, zły" - oczywiście poza liczbą ofiar i umiejętnością unikania schwytania - jest poziom perwersyjnej celebryckiej sławy, a nawet podziwu i wiary w jego niewinność, jaką osiągnęło niewielu innych seryjnych zabójców z Ameryki. Bundy doskonale umiał wykorzystać amerykańskie media do zdobycia pokaźnej grupy fanatycznych zwolenników, przecząc całkowicie temu, jak postrzega się seryjnych morderców.

Tym, co wyróżnia Teda Bundy'ego, którego Joe Berlinger uczynił głównym bohaterem swojego filmu "Podły, okrutny, zły" - oczywiście poza liczbą ofiar i umiejętnością unikania schwytania - jest poziom perwersyjnej celebryckiej sławy, a nawet podziwu i wiary w jego niewinność, jaką osiągnęło niewielu innych seryjnych zabójców z Ameryki. Bundy doskonale umiał wykorzystać amerykańskie media do zdobycia pokaźnej grupy fanatycznych zwolenników, przecząc całkowicie temu, jak postrzega się seryjnych morderców.
Ten proces śledziły miliony... Zac Efron i Jim Parsons w scenie z filmu "Podły, okrutny, zły" /materiały prasowe

Ted Bundy był czarującym, przystojnym mężczyzną z potencjałem świetnej kariery, przez co jego kochanki, a także wielu przyjaciół i znajomych nie mogło uwierzyć, że byłby zdolny do tak okrutnych czynów. To pozwalało mu przez wiele lat wymykać się karze. Nawet podczas procesu przyciągał wielu zwolenników, których mylił jego atrakcyjny wygląd i urok.

Jak mówi Joe Berlinger: Ta historia jest o tym, jak oczarował ludzi i sprawił, że uwierzyli, że jego zbrodnie są niemożliwe. Interesujące w historii Bundy'ego jest to, że było tak wiele okazji, żeby go złapać. Było wiele sytuacji, kiedy ludzie nie dostrzegli jego winy. Był na przykład portret pamięciowy. Przyjaciele Bundy'ego żartowali sobie z niego, że wygląda jak osoba na tym portrecie. On też miał Volksvagena. Podejrzany też miał na imię Ted. Było tak wiele wskazówek, ale ludzie i tak pozwalali mu się wywinąć.

Proces Bundy'ego ma bezpośredni związek ze współczesną eksplozją relacjonowania historii o przestępstwach. Był to pierwszy taki proces nadawany w telewizji w całej Ameryce. Dzięki temu Bundy stał się medialną sensacją. Relacjonowały go media ogólnopaństwowe, a także reprezentanci 50 stanów i dziewięciu innych krajów. Było to jeszcze przed czasami całodobowych newsów i zalewem stacji kablowych, jaki dziś znamy. Wówczas media elektroniczne i technologia nadawania satelitarnego były jeszcze w powijakach. Dziesięć lat później egzekucja Bundy'ego była relacjonowana na żywo, a oglądały ją miliony ludzi, dzięki rozpoczęciu wykorzystywania wozów satelitarnych. Bundy zmienił seryjne morderstwa w widowisko telewizyjne.

Reklama

Proces ten, zdaniem reżysera, był prawdziwym "wielkim wybuchem" fenomenu zainteresowania autentycznymi zbrodniami, jaki widzimy obecnie: Zaledwie kilka miesięcy przed tym procesem, wiadomości telewizyjne wciąż były kręcone na taśmie szesnastomilimetrowej. Nagle pojawia się coś nowego, całe to elektroniczne gromadzenie informacji, technologia satelitarna. Te zmiany miały miejsce równolegle do procesu Bundy'ego. Na Florydzie wpuszczono kamery na salę sądową. Po raz pierwszy cały proces był transmitowany na żywo. To była forma rozrywki dla Amerykanów.

Można poprowadzić linię od tamtego momentu do egzekucji Bundy'ego dziesięć lat później. Kiedy to zostały po raz pierwszy wykorzystane wozy transmisyjne. Relacje te były pokazywane w najlepszym czasie antenowym. Nie sama egzekucja, ale cały szum medialny wokół tego. Możemy dalej poprowadzić linię do procesu O.J. Simpsona, który był jednym z pierwszych procesów transmitowanym na kanałach pokazujących wiadomości 24 godziny na dobę. To tłumaczy, dlaczego traktujemy to jak rozrywkę.


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy