Reklama

Piotr Adamczyk: Dobry, zły i śmieszny

Piotr Adamczyk, ceniony aktor filmowy i teatralny, odtwórca ról Jana Pawła II i Fryderyka Chopina, publiczności znany również ze znakomitych ról komediowych i z serialu wojennego "Czas honoru", kończy w środę 40 lat.

Piotr Adamczyk urodził się 21 marca 1972 r. w Warszawie. W stolicy uczył się w XXX Liceum Ogólnokształcącym im. Jana Śniadeckiego, następnie studiował w PWST, którą ukończył w 1995 r. Już cztery lata wcześniej pojawił się w epizodycznej roli w serialu Andrzeja Konica "Pogranicze w ogniu". W 1995 r. zagrał u Krzysztofa Zanussiego w filmie "Cwał".

Kolejne role wykreował m.in. w serialach "Boża podszewka" (1997) i "Sława i chwała" (1997). W 1999 r. wystąpił w filmie Jerzego Wójcika "Wrota Europy", a w 2000 r. u Teresy Kotlarczyk w "Prymasie. Trzech latach z tysiąclecia".

Reklama

Pierwszą ze swych głośnych ról - Fryderyka Chopina w filmie Jerzego Antczaka "Chopin. Pragnienie miłości" - zagrał w 2002 r. Partnerowała mu Danuta Stenka jako George Sand. Adamczyk zdobył wówczas nagrodę za najlepszą rolę męską na festiwalu w Kijowie.

- Gdy zostałem zaproszony na pierwszą rozmowę z Jerzym Antczakiem, nie sądziłem, że podczas niej zapadną jakiekolwiek decyzje. Tymczasem już po 15 minutach usłyszałem: "Pan zagra Chopina". Jeszcze nigdy nie udało mi się tak szybko uzyskać roli. Moje zaskoczenie było tym większe, że nie umiałem grać na fortepianie. Od razu rozpocząłem intensywną naukę. Pod okiem znakomitego pedagoga Maćka Majchrzaka ćwiczyłem te utwory, które później miały zostać wykorzystane w filmie. Kiedy wreszcie udało mi się samodzielnie zagrać pierwszy fragment, byłem bardzo dumny - wspomina aktor.


Następnie pojawił się m.in. w filmach: "Wszyscy święci" Andrzeja Barańskiego (z cyklu "Święta polskie", jako ksiądz w Jędrzejowie, 2002), "Ciało" Tomasza Koneckiego i Andrzeja Saramonowicza (jako proboszcz, 2003), "Łowcy skór" Rafała M. Lipki (jako doktor Andrzej Kwiatkowski, 2004). Grał też główną rolę w serialu telewizyjnym "Dziupla Cezara" (2004).

W 2004 r. wcielił się w Karola Wojtyłę w filmie Giacomo Battiato "Karol. Człowiek, który został papieżem". Następnie, w 2005 r., zagrał u tego samego reżysera w filmie "Karol. Papież, który pozostał człowiekiem".

Po premierze "Karola. Człowieka, który został papieżem", pytany, czy obawiał się tej roli, opowiadał: "To tego rodzaju rola, na którą nie musiałem się długo decydować. Oczywiście bałem się, ale skoro została mi zaoferowana, po prostu postarałem się zagrać ją najlepiej, jak umiem".

- Trudność tej roli polega tak naprawdę na naszych skojarzeniach, a moim zadaniem nie było zagranie Karola Wojtyły, tylko przekazanie myśli, prawdy o nim. Myśmy byli tylko narzędziem do przekazania prawdy o Karolu Wojtyle - mówił aktor. - Trudno patrzeć na tę rolę z dystansem. To było dla mnie bardzo osobiste przeżycie - podkreślił.


W 2007 r. Adamczyka można było zobaczyć w pełnym zwariowanych zwrotów akcji "Testosteronie" Koneckiego i Saramonowicza. Od postaci wielkiego Polaka, papieża Jana Pawła II, aktor przeszedł do roli komediowej. Później, w jednym z wywiadów, tak komentował tamten czas: "Nie wybieram kolejnych ról w taki sposób, żeby 'zmyć' z siebie poprzednie. Cieszę się, że reżyserzy po tych obu pamiętnych rolach filmowych nie zapomnieli o mnie. Nie odstawili na półkę z napisem: wielcy Polacy - role ze spiżu. Tylko pozwolili mi dalej grać, proponując kolejne wcielenia".

"My, aktorzy, nie przebieramy aż tak bardzo w scenariuszach. Nasza kinematografia jest raczej chudziutka. Mówiąc wprost - bierzemy to, co nam dają. Oczywiście nie wszystko. Ale ta nasza zdolność wyboru zawodowej drogi jest jednak bardzo ograniczona. Dlatego cieszę się, że zacząłem otrzymywać propozycje komediowe" - mówił w wywiadzie dla "Dziennika Bałtyckiego".

Adamczyk wystąpił też w komediach: "Lejdis" Tomasza Koneckiego (2008), "Nie kłam kochanie" Piotra Wereśniaka (2008), "Och, Karol 2" Wereśniaka (2010), "Śniadanie do łóżka" Krzysztofa Langa (2010), "Święty interes" Macieja Wojtyszki (2010), "Trick" Jana Hryniaka (2010).

Najnowsze wcielenie Adamczyka to Hermann Brunner, przeciwnik Klossa, w filmie Patryka Vegi "Hans Kloss. Stawka większa niż śmierć", który wszedł do kin 16 marca. "Emil Karewicz stwierdził, że przekazuje rolę w dobre ręce. Dało mi to wiarę w to, że nie zepsuję mu tej legendarnej roli" - deklarował z okazji premiery Adamczyk.


W telewizji Adamczyk wcielił się również w postać będącą czarnym charakterem - w popularnym serialu wojennym "Czas honoru" gra nieprzeciętnie inteligentnego, a zarazem bezwzględnego SS-obersturmbannfuehrera Larsa Rainera.

Publiczność może oglądać go także, u boku Mai Ostaszewskiej, w roli Andrzeja w serialu telewizyjnym "Przepis na życie".

Jest trzykrotnym laureatem Telekamery "Tele Tygodnia". Pierwszą statuetkę otrzymał w 2006 roku za rolę w telewizyjnej produkcji "Karol - człowiek, który został Papieżem", drugą w 2011 roku za występ w "Czasie honoru".

- Kiedyś dostałem Telekamerę za rolę bardzo dobrego człowieka, rok temu - za postać złego człowieka. Teraz ten człowiek jest taki... pro prostu normalny. Ma swoje wady i zalety, jest trochę śmieszy, trochę wzruszający - przyznał Adamczyk w 2012 roku tuż po wygraniu Telekamery za kreację w "Przepisie na życie".


Jako aktor teatralny Adamczyk występował na scenach teatrów warszawskich, m.in. Współczesnego i Narodowego. We Współczesnym, z którym związał się zaraz po studiach w PWST, wykreował role m.in. w spektaklach: "Mieszczanin szlachcicem" Moliera w reżyserii Macieja Englerta (1999) i "Bambini di Praga" Bohumila Hrabala w reż. Agnieszki Glińskiej (2001); w Narodowym - m.in. w "Księżniczce na opak wywróconej" Pedro Calderona de la Barki w reż. Jana Englerta (2010).

"Teatr to dla mnie aktorska siłownia. Żeby być w dobrej formie zawodowej, należy w teatrze grać. Być w ciągłym kontakcie z widzem" - powiedział Adamczyk ("Dziennik Bałtycki", 2010).

Artysta zdobył nagrodę Wiktora dla najpopularniejszego aktora telewizyjnego za rok 2005 oraz Telekamerę w kategorii najlepszy aktor, także za rok 2005. W 2008 r. otrzymał Złoty Mikrofon Polskiego Radia za "wszechstronne aktorstwo radiowe i wybitne interpretacje postaci literackich w Teatrze Polskiego Radia".

Zapytany o to, co najbardziej cieszy go w zawodzie aktora, odparł, że "moment, kiedy oglądam wspólnie z widzami film, spotykam się z nimi w teatrze, lub zostaję na ulicy obdarzony przez nich uśmiechem czy rozmową".

"Myśląc o aktorstwie, myślę o przedziwnej, odwiecznej umowie między aktorami i widzami. Ludzie przychodzą nas oglądać i wierzą w świat, który dla nich za pomocą kilku słów czy gestów stwarzamy. Teraz coraz efektowniej dajemy się oszukiwać, coraz głębiej wchodzimy w wyimaginowane rzeczywistości, ale wszystko jest oparte na jednej prostej zasadzie: widz pragnie zapomnieć, pobyć w bajce, którą opowiadamy, chce poznawać, podglądać, doświadczać naszych emocji. I my, aktorzy, mamy za zadanie nie przeszkadzać mu w tej podróży w wyobraźni, być jego przewodnikami" - mówił w rozmowie z "Tele Tygodniem".

"Wierzę, że zawód aktora bywa piękny przez to, że z jednej strony możemy pomóc widzowi odbyć tę podróż, z drugiej zaś wyjaśnić mu człowieka, i to takiego, z którym pewnie nigdy sam by się nie zaprzyjaźnił. Możemy pomóc mu poznać cudze postawy moralne. My przecież kochamy oceniać, szufladkować - ten jest miły, ten niemiły, o tym słyszeliśmy, że coś zrobił. Bywamy nietolerancyjni. Aktor ma szansę pokazać takiego człowieka z jego kompleksami, strachem, z całą jego wielowymiarowością w chwili samotności. To aktor może przekazać, co mu w duszy gra. I właśnie dlatego nasz zawód jest tak odpowiedzialny - bohaterów powinniśmy malować jak najgłębiej, najwrażliwiej, by nigdy nie byli postaciami czarnymi lub białymi. Nasz zawód nie jest jedynie zawodem komediantów, którzy chcą, by ich oklaskiwano i podziwiano" - podsumował aktor.

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL/PAP
Dowiedz się więcej na temat: Piotr Adamczyk
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy