Reklama

Peter Jackson i jego "King Kong"

Oryginalny "King Kong" zadebiutował w 1933 roku. Czerpiący inspiracje z "Tarzana" oraz "Zaginionego świata" film w reżyserii Meriana C. Coopera i Ernesta B. Schoedsacka okazał się niespodziewanym kasowym hitem, który wyciągnął z dołka wytwórnią RKO Pictures. Do historii przeszły niesamowite jak na owe czasy efekty specjalne Willisa H. O'Briena, które wykonane zostały metodą poklatkową. Urzekała też przedstawiona w filmie historia, mimo swojej prostoty.

Widzowie pokochali olbrzymią małpę, która zapałała miłością do mało znanej aktorki. Dech w piersi zapierały zarówno walki Konga z innymi potworami zamieszkującymi Wyspę Czaszki - gdzie narodził się Król Goryli - jak i finał, w którym tytułowe monstrum wspina się na szczyt Empire State Building.

Reklama

Niestety, mimo ogromnej popularności postaci, Hollywood nie miało na niego więcej pomysłów. Jeszcze w 1933 roku swą premierę miała zapomniana dziś kontynuacja "Syn King Konga". Po nich Król Goryli zniknął z ekranów kina na prawie 30 lat. Powrócił dopiero w latach 60. za sprawą japońskiej wytwórni Toho. "Godzilla vs. King Kong" z 1962 roku opowiadał o starciu dwóch legendarnych potworów. Popularność filmu zaowocowała sequelem pod tytułem "King Kong Escapes", w którym tytułowe monstrum walczyło ze swoim mechanicznym "bratem" oraz przypominającym przerośniętego raptora Gorosaurusem. Oba filmy powielały wady typowe dla serii Toho - pretekstowe fabuły i tanie efekty specjalne. Podobnie jak pozostałe filmy Toho, cieszyły się jednak powodzeniem wśród publiczności.

W 1976 roku John Guillermin, twórca "Płonącego wieżowca", zrealizowała wysokobudżetowy remake oryginału z Jeffem Bridgesem i Jessicą Lange w rolach głównych. Film okazał się sukcesem kasowym, zyskał także umiarkowanie pozytywne recenzje. Szczególnie głośno komentowano zmienione zakończenie, w którym Kong, zamiast na Empire State Building, wspinał się na wieże Wolrd Trade Center. Serię na dwadzieścia lat zamknął wyprodukowany dziesięć lat później sequel o tytule "King Kong żyje", także w reżyserii Guillermina. Osią fabuły jest poszukiwanie innej ogromnej małpy, dzięki czemu mogłoby dojść do transfuzji krwi i wszczepienia Królowi Goryli sztucznego serca. Tani, przegadany i skrajnie nielogiczny film przypominał nie wysokobudżetową produkcję a niewyróżniającego się przedstawiciela kina klasy B.

Jackson nigdy nie ukrywał, że "King Kong" z 1933 jest jego ulubionym filmem. Reżyser trylogii "Władcy pierścieni" otwarcie przyznaje, że zawsze płacze, gdy w końcówce małpa spada z Empire State Building, a za oryginalny plakat zapłacił ponad 150 tysięcy dolarów. Film po raz pierwszy zobaczył w wieku dziewięciu lat. W wieku 12 odtworzył ulubione sceny i utrwalił je na taśmie 8 mm. Remake planował zrealizować już po premierze "Przerażaczy" z 1996 roku. Żadna wytwórnia nie chciała jednak zgodzić się na jego finansowanie, szczególnie po porażce "Godzilli" Rolanda Emmericha z 1998 roku. Sytuacja zmieniła się dopiero po ogromnym sukcesie trylogii "Władcy pierścieni". Za reżyserię "King Konga" wytwórnia Universal zaproponowała Jacksonowi aż 20 milionów dolarów.

Twórca "Martwicy mózgu" szybko zabrał się do pracy. Główne role otrzymali Naomi Watts oraz Adrien Brody. Kluczowe okazało się obsadzenie postaci producenta filmowego Denhama. Jackson chciał przedstawić go nie jako chciwego biznesmena, ale wizjonera w rodzaju Orsona Wellesa. Rolę tę postanowił powierzyć Jackowi Blackowi, popularnemu komikowi i muzykowi. Po premierze filmu decyzja ta została uznana za jeden z większych uchybień castingowych w karierze reżysera. Błędu tego nie popełnił, wybierając osobę, która użyczy Kongowi swych ruchów w sesji motion capture. Jackson zwrócił się do Andy'ego Serkisa, który w podobny sposób tchnął życie w postać Golluma w trylogii "Władcy pierścieni". Do małej roli zaangażowano także Fay Wray, aktorkę znaną z pierwotnej wersji filmu. Niestety, zmarła ona na cztery tygodnie przed rozpoczęciem zdjęć.

Początkowo Jackson planował swój film jako pastisz oryginału. Zmienił jednak zdanie podczas planowania końcowej sekwencji na szycie Empire State Building. Później reżyser zdecydował się także odtworzyć zaginioną scenę walki z olbrzymimi insektami z oryginału. Zdjęcia rozpoczęły się we wrześniu 2004 roku. Szybko okazało się, że wynoszący 150 milionów dolarów budżet nie wystarczy. Po pokazie nakręconego już materiału wytwórnia zgodziła się na pokrycie dodatkowych kosztów. Ostatecznie budżet wyniósł 207 milionów dolarów, co na pewien czasu uczyniło "King Konga" najdroższym filmem wszech czasów. Natomiast z planowanych 135 minut zrobiło się ponad 200. Jacksonowi i montażystom ostatecznie udało się zejść do "zaledwie" 188.

Oczekiwania wytwórni i widzów były bardzo wysokie. Gdy "King Kong" miał swą premierę w grudniu 2005 roku, wszyscy odetchnęli z ulgą. Chociaż wielu zwracało uwagę na słabe dialogi i papierowe postaci, wszystkie wady wynagradzała dopracowana w każdym szczególe strona wizualna. Film Jacksona zarobił 550 milionów dolarów, stając się tym samym piątym najbardziej dochodowym filmem 2005 roku. Szybko pojawiły się też kolejne wyróżnienia. Film otrzymał trzy Oscary: za efekty specjalne, dźwięk i montaż dźwięku. W walce o statuetkę za scenografię przegrał z "Wyznaniami gejszy". Sam Jackson otrzymał nominację do Złotego Globu za najlepszą reżyserię. 

Mimo sukcesu filmu, Kong znów został skazany na filmowy niebyt. Okres ten zdaje się jednak zmierzać ku końcowi. Dzięki sukcesowi "Godzilli" Garetha Edwardsa z 2014 roku wytwórnia Legendary zdecydowała się na stworzenie cyklu filmów o potworach. "Kong: Skull Island" będzie rebootem serii. Zdjęcia rozpoczęły się w październiku 2015 roku. W obsadzie między innymi Tom Hiddleston, Brie Larson i Samuel L. Jackson. Premiera w 2017 roku. W zapowiedzianej już kontynuacji Kong zmierzy się z Godzillą. W filmie z 1962 roku zwycięzca okazał się Król Goryli. Na wynik ich kolejnego pojedynku będziemy musieli jednak poczekać aż do 2020 roku.

Jakub Izdebski

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Peter Jackson
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy