Reklama

"Ostatnia rodzina" na festiwalu w Nowym Jorku

Prezentowany na nowojorskim festiwalu "Nowi Reżyserzy/Nowe Filmy" debiut fabularny Jana P. Matuszyńskiego "Ostatnia rodzina" spotkał się z żywym zainteresowaniem widowni. Film pokazywany był na imprezie dwukrotnie.

Prezentowany na nowojorskim festiwalu "Nowi Reżyserzy/Nowe Filmy" debiut fabularny Jana P. Matuszyńskiego "Ostatnia rodzina" spotkał się z żywym zainteresowaniem widowni. Film pokazywany był na imprezie dwukrotnie.
Dawid Ogrodnik, Andrzej Seweryn i Aleksandra Konieczna w scenie z "Ostatniej rodziny" /materiały prasowe

"Nowi Reżyserzy/Nowe Filmy" (New Directors/New Films Festival) doczekał się w tym roku 46. edycji. Organizują go wspólnie dwie prestiżowe nowojorskie instytucje: Museum of Modern Art (MoMA) oraz Film Society of Lincoln Center. Pokazywali tam przed laty swoje filmy tacy nieznani wówczas twórcy, jak Pedro Almódovar, Christopher Nolan czy Spike Lee.

Główny kurator MoMA Rajendra Roy podkreślił, że autentyczność jest w obecnych czasach nieuchwytną rzeczą, zwłaszcza w kinie. Bez niej ryzykuje się katastrofę. "Wyselekcjonowani do tegorocznej edycji festiwalu twórcy dzielą wspólne przywiązanie do uczciwej osobistej wizji i rzetelności. Jesteśmy zaszczyceni, że ci artyści podzielą z naszymi odbiorcami w marcu tego roku swoją prawdziwą dawkę optymizmu wobec sztuki filmu" - dodał kurator.

Reklama

Organizatorzy festiwalu portretują "Ostatnia rodzinę" jako opowieść o surrealistycznym artyście Zdzisławie Beksińskim znanym z pełnych niepokoju postapokaliptycznych obrazów oraz o jego rodzinie. Debiut Matuszyńskiego, dodają, przedstawia życie rodzinne Beksińskiego jako barwne, bogate w doświadczenia na krawędzi śmierci i pełne dramatycznych wybuchów. W filmie są też genialne dzieła artysty.

Podczas sobotniej projekcji reżyser mówił m.in. o kulisach powstawania "Ostatniej rodziny", poczynając od pracy nad scenariuszem Roberto Bolesto, gromadzeniu materiałów archiwalnych, długim procesie kompletowania obsady, kontaktach z ludźmi znającymi Beksińskich itp.

Odpowiadając na pytania widzów, polski filmowiec opisywał pracę z aktorami, komplementował ich wkład w efekt końcowy, a nawet wyjaśniał poszczególne sceny. Mówił też o niemal dokumentalnym podejściu do przedstawianej rzeczywistości, dbałości o autentyzm i wrażliwości na prawdę. Jak przekonywał, nie starał się o zarysowanie tła historycznego czy społeczny komentarz, lecz koncentrował się na rodzinie, choć Bolesto wychodzi daleko poza ramy filmu biograficznego.

"Największym wyzwaniem było dla mnie znalezienie odpowiedniego producenta. To się na szczęście stało dosyć szybko, ale od samego początku wiedziałem, że muszę mieć partnera, który od początku będzie zaangażowany w ten projekt równie mocno jak ja. Miałem szczęście, ze trafiłem na Leszka Bodzaka i Anetę Hickinbotham. Odkąd weszli w projekt. wszystko było w pewnym sensie prostsze, bo miałem z kim gadać, a nasza filozofia robienia kina była zbieżna" - powiedział PAP Life Matuszyński.

"Bohaterem filmu jest cała rodzina. Determinowało to bardzo dużo wyborów odnośnie m.in. sposobu realizacji i prowadzenia aktorów" - wskazał. Reżyser tłumaczył, że dysponował materiałem na trzy fantastyczne role, czego nie można było zepsuć. Szukał tworzywa, które byłoby wyzwaniem na każdym polu. Od strony technicznej złożone było np. odtworzenie osiedla, w którym mieszkali Beksińscy. Ponieważ film składa się z długich ujęć, wiązało się to z koronkową, wielomiesięczną pracą.

Indagowany przez PAP Life, by zdradził, co było dla niego najważniejsze w opisywanej historii, Matuszyński odmówił jednoznacznej odpowiedzi. "Nie uważam, że robienie kina polega, aby wyrazić jedną konkretną myśl, lecz na poruszaniu wielu strun. Zdaję się na interpretację widzów. Mam do nich szacunek i nie chcę im odbierać wolności wyboru. Myślę, że jest to także bliskie historii tej konkretnej rodziny. Oni przez wiele lat się mierzyli, i dalej się mierzą, z różnego rodzaju stereotypami, które po bliższym wejściu w tę historię okazują się kompletnie złym założeniem" - argumentował.

W pół roku po premierze twórca był zadowolony z przyjęcia filmu przez zagraniczną widownię. Jego zdaniem "Ostatnia rodzina" podoba się w różnych krajach z wielu powodów. Nie tylko dlatego, że są w niej ciekawe role. Kluczowe było dla niego, aby nie robić biografii o malarzu, lecz skoncentrować się na historii rodziny. Reżyser uznał pokaz na w Nowym Jorku, na ważnym festiwalu dla debiutantów w MoMA i Lincoln Center, za duże wyróżnienie. Prezentacja filmu możliwa była dzięki współpracy z Instytutem Kultury Polskiej w Nowym Jorku.

Z Nowego Jorku Andrzej Dobrowolski (PAP Life).

INTERIA.PL/PAP
Dowiedz się więcej na temat: Ostatnia Rodzina
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy