Reklama

Olga Bończyk o filmie "Rozumiemy się bez słów"

"Ta historia jest dla mnie niezwykle wzruszająca, bo właściwie prawie w stu procentach przypomina moją własną historię życia" - powiedziała o filmie "Rozumiemy się bez słów" Olga Bończyk, śpiewająca aktorka, podobnie jak główna bohaterka filmu - córka głuchoniemych rodziców. "Prawie cały ten film przepłakałam" - dodaje.

We Francji film "Rozumiemy się bez słów" obejrzało 7 milionów widzów. Jedną z głównych ról zagrała 19-letnia finalistka francuskiej edycji talent show "The Voice". Za tę rolę Louane Emera otrzymała Cezara w kategorii Najbardziej obiecująca aktorka.

Z Olgą Bończyknie tylko o filmie "Rozumiemy się bez słów" rozmawia Katarzyna Sobiechowska-Szuchta z RMF FM.

Katarzyna Sobiechowska-Szuchta: Zacznijmy od dobrych wieści z teatru, spektakl "Pomału, a jeszcze raz" w czerwcu wraca na afisz Teatru Capitol w Warszawie. Polsko-czeska komedia. Ma pani do niej sentyment?

Reklama

Olga Bończyk: - Mam! Znakomici artyści - Hania Śleszyńska, Igor Šebo, a w pierwszej wersji Robert Talarczyk, reżyser tego spektaklu zaprosili mnie do spektaklu wyjątkowego. Do momentu premiery, czyli pięć lat wstecz, nigdy nie grałam w komediach. Nie jestem fanką fars, więc zwykle odmawiałam takich ról. Ale scenariusz i znakomite towarzystwo sprawiło, że wzięłam w tym udział i ta współpraca okazała się być nieprawdopodobnie fantastyczna. Pomijam oczywiście towarzyski aspekt. Znakomicie się bawiliśmy i znakomicie też pracowaliśmy przy tym spektaklu. A co najważniejsze publiczność, która przychodziła na spektakle zawsze nagradzała nas owacjami na stojąco, co świadczy o tym, że to naprawdę jest spektakl na wysokim poziomie. A każdy artysta chce brać udział w takich projektach.

To jest komedia omyłek, która pokazuje trochę na czym polega trudna praca w teatrze.

Olga Bończyk: - Myślę, że widzowie uwielbiają podglądać nas artystów od kulis, kiedy jeszcze nie wszystko jest gotowe. I ten spektakl trochę o tym jest. My właściwie gramy siebie, bo ja gram Olgę, Hania gra Hanię, Robert Roberta, Igor Igora i to przybliża nas do widza, on czuje się dopuszczony do tego, by zajrzeć do naszego świata. Do tzw. fazy przygotowawczej, która najczęściej jest bardzo zabawna, niegotowa, niedorobiona. W tym spektaklu podoba się też oczywiście warstwa literacka, to jest fantastycznie napisane, co nam artystom, aktorom daje możliwości dużego pola manewru. Tam jest też mnóstwo improwizacji i w zależności od tego jak się publiczność bawi, staramy się tym w miarę sprawnie manewrować.

Jest jeszcze jedna atrakcja tego niezwykłego, bardzo zabawnego spektaklu. Państwo tam śpiewają.

Olga Bończyk: - Śpiewanie jest częścią mojej pracy, która sprawia mi taką samą przyjemność jak granie ról na scenie teatralnej. W nowej wersji za Roberta Talarczyka wchodzi Krzysztof Tyniec, znakomity aktor, nie muszę go chyba nikomu przypominać. Fantastycznie wszedł w nową rolę, fantastycznie się z nim czujemy na scenie. Wniósł dużo świeżości w ten spektakl. Sam świetnie śpiewa, Hania Śleszyńska też jest fantastyczną aktorką śpiewającą, więc wszyscy w tej warstwie muzycznej mamy coś do powiedzenia.

A propos śpiewania... Niebawem pojawi się w kinach film, który jest o śpiewaniu. "Rozumiemy się bez słów". Francuska komedia o zdolnej, śpiewającej dziewczynie i jej głuchoniemych rodzicach. Wiem, że pani już widziała ten film. I chciałam panią zapytać o wrażenia.

Olga Bończyk: - One są pewnie nieco inne niż tych osób, które pójdą do kina. Ja się po prostu w takim domu wychowywałam, w domu głuchoniemych ludzi. Ta historia dla mnie jest niezwykle wzruszająca, bo prawie w stu procentach przypomina moją własną historię życia. I ja niemal cały ten film przepłakałam. Zobaczyłam swoją historię tak jakby z drugiej strony. Dwoje głuchych ludzi ma słyszącą córkę, która okazuje się być utalentowana muzycznie i ma marzenia, żeby dostać się do bardzo elitarnej szkoły muzycznej, wokalnej w Paryżu. Ma takie szanse, dostaje się, oczywiście wszystko się kończy happy endem, ale tak naprawdę ta historia pokazuje fantastyczną więź rodzinną. Ale też swego rodzaju niemoc, która wynika z niepełnosprawności takiej rodziny. Głuchych ludzi nie widać na ulicy, do czasu, gdy zaczynają migać. A życie codzienne sprawia im bardzo wiele kłopotów. Dzieci słyszące, które rodzą się w domach niesłyszących, głuchoniemych ludzi tak naprawdę są zdeterminowane dwoma światami - światem ciszy i światem dźwięków. Są swego rodzaju łącznikiem, który pozwala rodzicom docierać do świata dźwięków. W tym filmie jest mnóstwo scen, dla mnie bardzo wzruszających, pewnie dla widza po prostu zabawnych, a może na swój sposób ciekawych. Na przykład, gdy córka tłumaczy rodzicom wieczorne wiadomości. Moje całe dzieciństwo tak wyglądało. Spotkanie u lekarza, jest tu dość zabawnie pokazane. W moim życiu wyglądało to bardziej dramatycznie, kiedy moja mama bardzo ciężko chorowała na raka. Ja jako kilkuletnia dziewczynka musiałam tłumaczyć mamie dlaczego jest chora na raka i co się z tym wiąże. Wchodziłam w pewną wiedzę, której małe dziecko w ogóle nie powinno posiadać. Film jest znakomicie zrobiony i te wszystkie najtrudniejsze tematy są bardzo ciekawie podane. Jest też trochę lżej, trochę zabawniej...

Jest taka scena u lekarza ginekologa, gdy córka musi tłumaczyć słowa lekarza i poznaje kłopoty rodziców, takie powiedziałabym sypialniane.

Olga Bończyk: - Francuzi mają ogromne doświadczenie i fantastyczną umiejętność wyważenia tych scen. Bardzo dramatycznych i jednocześnie wzruszających, rzeczywiście wyciskających łzy. Jest też mnóstwo scen niezwykle zabawnych, komediowych. I znakomicie zagrane są dwie główne role - niesłyszących rodziców. To są przecież słyszący aktorzy, którzy się fenomenalnie nauczyli języka migowego. Ten film tak pięknie pokazuje świat głuchoniemych. Ale to też jest film o miłości.

O odcinaniu pępowiny też trochę. I to jest bardzo uniwersalna historia - o tym jak córka opuszcza gniazdo.

Olga Bończyk: - Tylko, że to opuszczenie gniazda też jest pewną traumą dla rodziców. Bo ona jest jedyną słyszącą osobą w tej rodzinie i ci ludzie boją się, że gdy ona odejdzie i zniknie z ich przestrzeni oni będą mieli trudniejszy dostęp do tego świata dźwięków, do świata słyszących. Oni to pokonali i pozwolili wyfrunąć dziecku z gniazda. Przepiękna, wzruszająca scena. Ja naprawdę się zryczałam. Zresztą nie tylko ja. Polecam ten film. Poza tym, że jest o świecie którego my, słyszący ludzie, dotykamy bardzo rzadko, czyli o świecie ciszy, to jest po prostu pięknym filmem o miłości, o więzach rodzinnych. O tym odchodzeniu i wypuszczania dzieci ze swojego gniazda, o prawdziwej miłości, która bez względu na wszystko jest najważniejsza. I jest też o integracji tych dwóch światów. Ona nie jest taka trudna. Bariery tworzymy my - słyszący, te bariery są w naszych głowach. Osoby niepełnosprawne ruchowo, czy intelektualnie, czy osoby niesłyszące, czy niewidome chętniej przekraczają te bariery. To my się ich boimy.

Katarzyna Sobiechowska-Szuchta, RMF FM

Chcesz poznać lepiej swoich ulubionych artystów? Poczytaj nasze wywiady, a dowiesz się wielu interesujących rzeczy!

Nie przegap swoich ulubionych filmów i seriali! Kliknij i sprawdź nasz nowy program telewizyjny!

RMF FM
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy