Reklama

"Nimfomanka" będzie filmową sensacją

Nowy film Larsa von Triera "Nimfomanka" wywoła sensację i będzie rewolucją w kinie - ocenił odtwórca jednej z ról w tym filmie Udo Kier, znany aktor niemiecki, mieszkający w Stanach Zjednoczonych. Aktor jest gościem Off Plus Camera w Krakowie.

Z Larsem von Trierem współpracuje Pan od 25 lat, wystąpił pan w wielu jego filmach. W kogo wcielił się pan w "Nimfomance"?

Udo Kier: - Zagrałem kelnera w restauracji. Na ekranie nie będę obecny długo, jednak postać, którą gram, ma w tym filmie kilka wspaniałych momentów. Jeśli aktor pracuje ze świetnym reżyserem, nie potrzebuje - żeby zwrócić na siebie uwagę - mieć w filmie sceny, w której wygłasza długą mowę. Czasem decydują pojedyncze chwile, na przykład jeden ruch.

- Miałem taki jeden ruch, grając we wcześniejszym filmie, "Melancholii" - gdy zbliżam dłoń do głowy. Wielu krytyków i dziennikarzy filmowych pisało później o tym ruchu dłoni, a jeden ze znanych magazynów uznał nawet, że ten ruch powinien kwalifikować mnie do walki o Oscara za rolę w "Melancholii". Reżyser Lars von Trier od lat należy do grona moich najbliższych przyjaciół.

Reklama

- O "Nimfomance" nie mogę jeszcze mówić wiele. Powiem tyle, że zaplanowano dwie części tej historii. W obsadzie są m.in. Charlotte Gainsbourg, Shia LaBeouf i Uma Thurman. Film opowiada o kobiecie, dla której seks jest obsesją oraz o tym, co z tego wynika. Moim zdaniem, "Nimfomanka" wywoła sensację i zostanie uznana za obraz stanowiący rewolucję w kinie.

Jeśli chodzi o pana wcielenia filmowe, grał pan m.in.: Drakulę, Kubę Rozpruwacza, Diabła, Doktora Jekylla.

- Tak, ale wcielałem się także w papieża - w serialu "Prawdziwa historia rodu Borgiów", i kilka razy w księży. Nie jestem Doktorem Jekyllem. Hitlera nigdy nie grałem w sposób poważny, zawsze była to czarna komedia. Zresztą wkrótce, pod koniec tego roku, zagram Hitlera po raz kolejny.

- Co do zła pokazywanego na ekranie... Każdy człowiek ma w sobie dwie strony, dobrą i złą, pomiędzy którymi przebiega granica, w różnych miejscach w przypadku różnych osób. Myślę, że ludzie chcą oglądać zło na ekranie. Gdy na co dzień funkcjonujemy w życiu społecznym, musimy być dobrzy, ponieważ inaczej trafimy do więzienia. W filmie natomiast bohater może w ciągu dnia spokojnie pracować w banku, a nocą mordować ludzi na ulicach. To jest film, fantazja. Gdy ludzie oglądają złych na ekranie, obserwują, co ci źli robią i mogą dociekać, dlaczego oni to robią. W rzeczywistości dobrych ludzi widzimy wokół siebie na co dzień, złych na szczęście zazwyczaj nie.

źródło: Dzień Dobry TVN / x-news

Podobno początkowo wcale nie chciał pan zostać aktorem, a gdy proponowano panu występy w filmie, nakłaniano do gry, ponieważ dostrzeżono w panu potencjał, przez jakiś czas pan odmawiał. Od początku zwracano na pana uwagę. Czy, pana zdaniem, artystą "trzeba się urodzić"?

- Zanim wyjechałem do Ameryki, uczyłem w Niemczech młodych ludzi aktorstwa. Zawsze powtarzałem moim studentom, że talent to coś, czego nauczyć się nie można. Masz to, albo tego nie masz. W szkole aktorskiej można nauczyć się techniki. Moja rada dla tych młodych, którzy pragną w przyszłości z powodzeniem rozwijać karierę artystyczną to: bądź sobą. Nie chodzi o to, żeby stać się takim samym, jak inni studenci aktorstwa wokół. Trzeba pozostać wiernym własnej osobowości. "Bądź, jaki jesteś, nie stań się kimś, kim nie jesteś" - oto moja rada.

- Niestety, jest też taki problem, że niektórzy młodzi ludzie chcą zostać aktorami, aby zarabiać dużo pieniędzy, mieć, na przykład, ładny samochód, chodzić do dobrych restauracji, gdzie inni będą wzdychać na ich widok: "O, to jest ten aktor!". Kiedy rozpoznają cię w restauracji, obsługa będzie być może bardziej uprzejma.

- Młodzi aktorzy - zresztą ja sam też taki byłem w młodym wieku - lubią odczuwać zainteresowanie swoją osobą. Każdy lubi zwracać uwagę i czuć, że jest akceptowany. Z czasem jednak nadmierne zainteresowanie ze strony otoczenia może zacząć przeszkadzać.

Ma pan ranczo, na którym "trzyma" pan oryginalny przedmiot - dużego, sztucznego konia. Po co panu ten koń?

- To koń naturalnych rozmiarów. Nadałem mu imię Max. Zobaczyłem go w sklepie - pięknego, brązowo-złotego. Powiedziałem, że chcę go mieć i mi go dostarczyli. Mam ranczo, nie mam jednak czasu na zajmowanie się końmi, ponieważ bez przerwy podróżuję po świecie w związku z pracą na planach filmowych. Tymczasem Maxa nie muszę karmić, wyprowadzać na zewnątrz. To piękny koń, który dodatkowo dwa razy dziennie wydaje dźwięki. Ten koń to tak naprawdę iluzja konia, ale jakże piękna. Jako aktorzy uczymy się wyobrażać sobie rzeczy. Miło jest mieć konia, który "jest tam zawsze". Mam też psy, które znalazłem na ulicy, gdy były bezdomne, i przygarnąłem.

Rozmawiała:Joanna Poros

----------------------------------------------------

Udo Kier (ur. 1944 w Kolonii) zasiada w jury konkursu głównego na trwającym w Krakowie 6. Międzynarodowym Festiwalu Kina Niezależnego Off Plus Camera (12-21 kwietnia). Karierę zawodową rozpoczynał w Londynie. W filmach gra od drugiej połowy lat 60. Wystąpił m.in. w "Ciele dla Frankensteina" (1973) i "Krwi dla Drakuli" (1974) Paula Morrisseya, "Moim własnym Idaho" Gusa Van Santa (1991), filmie "Terror 2000" Christopha Schlingensiefa (1994), "Johnnym Mnemonicu" Roberta Longo (1995) i serialu "Berlin Alexanderplatz" Rainera Wernera Fassbindera (1980). Gra często w filmach Larsa von Triera - wystąpił m.in. w "Przełamując fale" (1996), "Tańcząc w ciemnościach" (2000), "Dogville" (2003), "Melancholii" (2011) i najnowszej "Nimfomance" (2013), a także w serialu "Królestwo" (reż. Lars von Trier i Morten Arnfred, 1994).

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL/PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama