Reklama

Nastoletni gwiazdor z lat 80. zdradza, że cierpiał na zespół stresu pourazowego

Popularność Aleksowi Winterowi przyniósł udział w dwóch częściach filmu o przygodach Billa i Teda, w których zagrał u boku Keanu Reevesa. Obaj powrócili w tym roku w ciepło przyjętej przez widzów i krytyków trzeciej części części. Winter zrobił sobie długą przerwę od aktorstwa i zaczął realizować się jako reżyser. Jego tegoroczny film dokumentalny „Dzieciaki z showbiznesu” pokazuje gorzką prawdę o cenie, jaką młodzi aktorzy muszą zapłacić za sławę. Winter zna to z autopsji.

Popularność Aleksowi Winterowi przyniósł udział w dwóch częściach filmu o przygodach Billa i Teda, w których zagrał u boku Keanu Reevesa. Obaj powrócili w tym roku w ciepło przyjętej przez widzów i krytyków trzeciej części części. Winter zrobił sobie długą przerwę od aktorstwa i zaczął realizować się jako reżyser. Jego tegoroczny film dokumentalny „Dzieciaki z showbiznesu” pokazuje gorzką prawdę o cenie, jaką młodzi aktorzy muszą zapłacić za sławę. Winter zna to z autopsji.
Alex Winter w 1990 roku /The LIFE Picture Collection /Getty Images

Urodzony w Londynie w 1965 roku Alex Winter pod koniec lat 70. ubiegłego wieku występował u boku samego Yula Brynnera w broadwayowskim przedstawieniu "Król i ja". "W tym czasie miałem do czynienia z naprawdę poważną i przedłużającą się przemocą" - wspomina Winter w wywiadzie dla "The Guardian". "To było osiem przedstawień tygodniowo i rola, z której naprawdę byłem szczęśliwy. Miałem świetne relacje z rodzicami i współpracownikami. Wywiady, śpiewanie, podpisywanie autografów, wspaniałe życie. A obok tego koszmarne drugie życie" - zwierza się gwiazdor. Winter nie podał nazwiska swojego oprawcyta osoba już nie żyje.

Aktor powiedział też, że udział w przedstawieniu "Król i ja" miał dla niego opłakane skutki. "Przez wiele, wiele lat miałem ekstremalny zespół stresu pourazowego, który wciąż siał we mnie spustoszenie. Widać to było w moim stosunku do siebie i do innych. Był zróżnicowany i w każdej chwili mógł mnie złamać. Zaczyna się wtedy dzielić wszystko na części. Jedne sprawy trzymasz tu, inne gdzie indziej. Nie masz żadnej naturalnej równowagi. A te pęknięcia są z czasem coraz gorsze" - mówi Winter, który w 1993 roku, dwa lata po premierze drugiego filmu o przygodach Billa i Teda, postanowił zrobić sobie przerwę od aktorstwa.

"Miałem dwadzieścia kilka lat i próbowałem skleić te swoje różne jaźni niczym taśmą klejącą. Widziałem podobne do mnie dzieciaki, które przedawkowały albo strzelały sobie w łeb. W moim przypadku pomogła decyzja o przestaniu robienia tego, co sprawia, że wszyscy się na ciebie patrzą, a ty nie czujesz się ze sobą komfortowo. Teraz chcę po prostu przejechać się zwyczajnie metrem, wychować rodzinę i zająć się pisaniem oraz reżyserią" - tłumaczy aktor, któremu udało się przetrwać najgorszy okres.

Reklama

W ciągu ostatnich lat Winter pojawił się na ekranie zaledwie kilka razy. W 2020 roku powrócił do roli Billa S. Prestona w filmie "Bill & Ted Face the Music". Zawodowo zajmuje się reżyserią. Zrealizował m.in. dokumenty poświęcone aferze znanej jako Panama Papers oraz zgłębił tzw. mroczną stronę Internetu. W tym roku powrócił z dokumentem "Dzieciaki z showbiznesu", który w Polsce można obejrzeć na platformie HBO GO.

Do tego, że był ofiarą przemocy, Winter po raz pierwszy przyznał się dwa lata temu na fali ruchu #MeToo. Teraz, gdy komentował sprawy wysoko oskarżanych o przestępstwa seksualne hollywoodzkich sław, takich jak Harvey Weinstein i Kevin Spacey, mówił tylko: "Nie chcę wymieniać żadnych nazwisk, ale powiem tyle, że nic, co wydarzyło się przez ostatnie lata, nie było zaskoczeniem. Sprawy te dotyczą osób, o których od dawna wiadomo było, że trzeba trzymać się od nich z daleka".

PAP life
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy