Reklama

Najgorsze filmy? Polskie filmy!

Znów chodzimy do kina na polskie filmy, kolejne rodzime produkcje plasują się w czołówce zestawień box office, jednak krytycy pozostają niewzruszeni. W 10-tce najgorszych filmów 2011 roku według recenzentów INTERIA.PL znalazło się aż... 9 polskich obrazów!

Żenująco niski poziom "ustawiła" już pierwsza ubiegłoroczna premiera - reżyserski debiut Cezarego Pazury "Weekend" (premiera: 6 stycznia 2011).

"Genialna gra aktorska" (m.in. Paweł Małaszyński i Małgorzata Socha) oraz "genialne efekty specjalne" (na planie pracowali specjaliści realizujący sceny akcji między innymi w "Casino Royale") nie wystarczyły.

"Historia rozgrywająca się w ciągu jednego weekendu sprawia wrażenie zlepku gagów, wątków, scen, bohaterów, którzy trochę przez przypadek spotykają się ze sobą i nawet sami twórcy nie wiedzą, co z tym wszystkim zrobić. Nic nie jest wygrane do końca, dociśnięte. Miało być kino komediowe w oparach absurdu, a wyszedł zakalec polany żenadą" - pisała w recenzji na stronach INTERIA.PL Martyna Olszowska, dostrzegając u Pazury fascynację kinem spod znaku Tarantino oraz diagnozując u debiutującego reżysera objawy kryzysu wieku średniego.

Reklama

"Teraz już wiem, czego panowie w kryzysie wieku średniego robić nie powinni. Zabierać się za kręcenie filmów. Zwłaszcza, gdy w nadmiarze naoglądali się wcześniej Tarantino" - spuentowała recenzentka.

- To chyba choroba polskich recenzentów - wszystkie polskie filmy nie mają dobrych recenzji - skomentował miażdżącą reakcję krytyki na swój film Pazura.


"Podobno premiera ''Weekendu'' Pazury nadzwyczaj wcześnie zakończyła plebiscyt na najgorszy film roku. W tej recenzji będę się jednak starał przekonywać, że piłka jest cały czas w grze" - rozpoczął ocenę filmu "Och, Karol 2"(premiera: 21 stycznia 2011) Jacek Dziduszko, w kolejnych akapitach niemiłosiernie punktując film w reżyserii Piotra Wereśniaka.

"Koszmarne aktorstwo i grubo ciosany humor" to jednak tylko wierzchołek góry lodowej grzechów kontynuacji znanego filmu Romana Załuskiego z 1985 roku. "Problem w tym, że polska komedia romantyczna już dawno odwróciła się od rzeczywistości, uciekając w tani eskapizm. 'Karol'...' nie proponuje w jej obrębie niczego nowego. Na 'postępowy' - jak na nasze zachowawcze kino - pocałunek lesbijek, trzeba poczekać cały film" - zżymał się recenzent.

"Jak (...) wytłumaczyć fakt, że w komedii, której centrum wszystkich perypetii stanowi seks, brakuje scen erotycznych? Zero golizny - damskiej i męskiej - można wyjaśnić tym, że aktorów potraktowano jak wieszaki do prezentowania modnej bielizny" - zakończył swą recenzję Dziduszko.


Bez litości potraktowała kolejny polski film minionego roku Anna Bielak. "Trzy minuty. 21.37" (premiera: 1 kwietnia 2011) to według recenzentki INTERIA.PL epicko-metafizyczny kicz, który dodatkowo grzeszy nadmierną łopatologią.

"Powiedzieć wam, dlaczego chcę się wyprowadzić z tego kraju, na zawsze? Tak mniej więcej brzmi hasło na tablicach, które nosi na sobie włóczący się po ulicach Warszawy bohater filmu 'Trzy minuty. 21.37. Bezimienny chłopak zostaje pobity nocą. Chuligani zabierają mu portfel, telefon i zostawiają na chodniku. Czy to jest wystarczająca odpowiedź? Nie, Maciej Ślesicki udziela jej jeszcze niejeden raz, nie mniej dosadnie" - pisała w swej recenzji Bielak, dodając, że mało w tym filmie fragmentów, które dałoby się oglądać bez "drażniącego poczucia zażenowania".

Opisując realistyczną scenę szpitalną ("pielęgniarki lubią wpychać rury swoim pacjentom i sprawiają przyjemność sparaliżowanym mężczyznom z niekontrolowaną erekcją"), pyta na koniec: "Czy to żart, że w pokoju obok objawia się Bóg pod postacią palca z fresku w Kaplicy Sykstyńskiej?".


"Ten temat wciąż czeka na swój film" - brzmiał tytuł recenzji obrazu "Prosto z nieba" (premiera: 27 maja 2011).

"Czasem warto śpieszyć się powoli. Szczególnie, jeśli stawką jest obróbka narodowej traumy. Andrzej Wajda 67 lat czekał z realizacją filmu o Katyniu, Paul Greengrass dopiero po pięciu latach odważył się opowiedzieć o wydarzeniach z 11 września 2001 roku (...) Piotr Matwiejczyk postanowił zagrać na czas i jak najszybciej odpowiedzieć na zapotrzebowanie polskiego widza. Zrobił pierwszy film o katastrofie smoleńskiej, którego hasło reklamowe brzmi 'pierwszy film o katastrofie smoleńskiej" - notował w swej recenzji Stanisław Liguziński.

"Problem w tym, że oglądając 'Prosto z nieba' nie sposób pozbyć się wrażenia, że celem jego pośpiesznej realizacji była możliwość umieszczenia wspomnianego już hasła na plakacie" - kontynuował krytyk.

Konkluzja? "Wrażenia z seansu najlepiej oddaje dialog pojawiający się w jednej ze scen: - Chyba interesujesz się ogólnie historią, nie? - Widziałem Wajdę, starczy mi" - zakończył swój tekst recenzent INTERIA.PL.


Bez faworu obeszła się z następną polską produkcją "Maratonem tańca" (premiera: 17 czerwca 2011) kolejna z recenzentek INTERIA.PL.

"Scenariusz (...) miał zawierać w sobie zarówno zalążki fajnego stylu, jak i dozę kontrolowanego obciachu. Niestety [ta] 'wiejska opowieść' to całkowicie niekontrolowany uśmiech okraszony scenami 'boskich dotknięć, ożywień i cudów'. Gdyby ktoś dotychczas miał wątpliwości, to aniołowie są rozpoznawalni jedynie przez noktowizory, a chore dzieci w inkubatorach zawsze może wyleczyć 'dobry duch'..." - pisała w recenzji filmu Magdaleny Łazarkiewicz Joanna Ostrowska, pomstując na tandetny "realizm magiczny" obrazu.

W "Maratonie tańca" oprócz banału, stereotypu i sztucznie uzyskiwanego 'realizmu magicznego' razi jeszcze dodatkowo gra aktorska grupy młodych i zdolnych aktorów, którzy w wielu scenach naprawdę robią co mogą, żeby uciec od mało przyjemnego kuriozum. Niestety bezskutecznie!" - zawyrokowała recenzentka INTERIA.PL.


Ta sama autorka jeszcze ostrzej potraktowała wprowadzoną na nasze ekrany na fali popularności Mariana Dziędziela przeleżałą komedię "Taxi A" (premiera: 13 sierpnia 2011), nazywając film Marcina Korneluka "niebywałym gniotem".

"Mamy do czynienia z wyjątkowym przypadkiem filmu aspirującego do 'czegoś więcej' niż zwykła komedyjka o niskim standardzie społecznym w Polsce. Diagnozy reżysera dotyczące 'polskości' ze sceny na scenę wydają się być coraz bardziej absurdalne. Jeśli na dokładkę kampania promocyjna filmu opiera się na przekonaniu, że to 'cudo' jest po 'Edim', 'Jasminum' i 'Zmruż oczy' kolejnym filmem o 'szukaniu szczęścia, tam gdzie najmniej się go spodziewamy', to (...) naprawdę warto się zastanowić nad tym, do czego zmusza się polskiego widza i jak niezgrabnie mydli mu się oczy" - Ostrowska skrytykowała promocję filmu "Taxi A".

Jeśli zaś idzie o robotę filmową... "Nie ma sensu (...) pastwić się nad filmem Korneluka, ponieważ trzeba byłoby przejść do wątków dotyczących kwestii tego co jest, a co nie jest filmem" - zakończyła Ostrowska.

Zobacz fragment filmu "Taxi A":


Bez pardonu obszedł się też z największą i najbardziej oczekiwaną polską premierą 2011 roku - "1920 Bitwą Warszawską" (premiera: 30 września 2011) kolejny z recenzentów INTERIA.PL.

"Obywatele i obywatelki, Polacy i Polki, oto oficjalny komunikat z frontu: wraz z premierą "1920 Bitwy Warszawskiej" wojna o nasze kino została wygrana. Sukces ten - jak zawsze w takich wypadkach - jest wynikiem pracy zespołowej. Zapracowali na niego zwykli szeregowcy: Bory Szyc, Natasza Urbańska, Daniel Olbrychski, Adam Ferency; celuloidowe Virtuti Militari należy się również generałowi Sławomirowi Idziakowi. Na najwyższe odznaczenia zasłużył jednak przede wszystkim marszałek Jerzy Hoffman, który powiódł nadwiślańską X muzę w stronę złotej jutrzenki i sarmackiego Jeruzalem" - od zjadliwego pastiszu retoryki propagandy sukcesu rozpoczął swój tekst Piotr Mirski.

Największy zarzut? Brak "storytellingu". "Żadnego fabularnego mięsa - pozostaje tylko zlepek scen, z których każda jest tak mocno wyrwana z kontekstu, że mogłaby trafić do trailera" - pisał recenzent INTERIA.PL dodając, że "dostajemy tutaj ekstrakt z kręconych dekadę temu ekranizacji lektur - 'Przedwiośnia', 'Quo Vadis' czy 'Starej baśni' - wymiotną mieszankę historycznych stereotypów, patosu i hollywoodzkich konwencji, przefiltrowanych przez wrażliwość wychowanego na kinie niemym emeryta".


Tuż po premierze "Wyjazdu integracyjnego" (w kinach od 4 listopada 2011) recenzentka INTERIA.PL pisała: "Niestety, kolejny raz mamy do czynienia z tym samym poziomem żenady, złego smaku i sztucznie rozdmuchanego skandalu. Nie ma sensu ponownie odwoływać się do wcześniejszych filmowych kuriozów (...). To tylko wierzchołek góry lodowej rodzimych produkcji, które nigdy nie powinny zawitać na ekrany, ponieważ każdorazowy ich seans jest równoznaczny z poważnym uszczerbkiem na zdrowiu psychicznym" - żaliła się Joanna Ostrowska. wyliczając słabe punkty komedii Konrada Aksinowicza: nieudolne kopiowanie zachodnich wzorców (inspiracja "Kacem Vegas"), prostactwo i infantylizm ("dlaczego żarty o 'dymaniu w dupę' (...) to jedyna droga do uzyskania uśmiechu na twarzy widza?") oraz fabularne absurdy (peruwiańscy Indianie śpiewający polskie szlagiery).

"'Wyjazd integracyjny' rzeczywiście wymknął się spod kontroli i niestety powstał. A głupiemu polskiemu widzowi, jak prawdopodobnie uważają twórcy filmu, już wszystko jedno, więc parafrazując jeden z dialogów z obrazu: 'Niech się odmoczą, wymiękną, wynudzą, to wtedy ich dobijemy'!" - zakończyła recenzentka INTERIA.PL.


Ostatnim obrazem, który włączony został do "niechlubnej 9-tki" 2011 roku, jest grudniowa premiera - "Pokaż kotku, co masz w środku"

"Wielu rzeczy nie wypada krytykom. Trzeba zawsze uważać, aby przypadkiem nie podcinać swoim "ostrym piórem" czyiś artystycznych skrzydeł. Czasami nie ma wyjścia. 'Pokaż kotku, co masz w środku' to przypadek kliniczny, odstraszające kuriozum, które przeraża, ogłupia i hołduje niskim instynktom z cyklu: 'Uff, dobrze że ktoś tam na prowincji jest większym prostakiem, niż ja'. W takich przypadkach lekarstwem jest tylko całkowita negacja i apel: NAPRAWDĘ NIE WARTO!" - napisała recenzentka INTERIA.PL.

Czy ta puenta jest wystarczającym wytłumaczeniem zdiagnozowanej przez Cezarego Pazurę "choroby polskich recenzentów"?


Listę najgorszych filmów 2011 roku według recenzentów INTERIA.PL zamyka amerykańska produkcja "Sanktuarium 3D" (premiera: 28 października 2011)

"Film Antoine'a Thomasa (o którym nikt wcześniej nie słyszał) jest polepionym z cudzych pomysłów klinicznym przypadkiem filmu nieudanego. W każdy schemat można wstrzyknąć odrobinę świeżości i adrenaliny, ale [scenarzyści] nie wydali się być tym zainteresowani. Oszczędzono tutaj na wszystkim, począwszy od aktorów z trzeciej ligi, poprzez tanią scenografię, skończywszy na efektach specjalnych, których trójwymiarowy efekt tylko uwypukla amatorszczyznę wykonania" - pisał w swej recenzji Jacek Dziduszko.

"'Sanktuarium' przypomina mi niezliczone wieczory z czasów dzieciństwa, w czasie których katowałem wszystkie części 'Domu', 'Amytiville' i im podobne. Znaczny procent tych filmów trafiał bezpośrednio na rynek VHS, bez prób podboju kin, a dzisiaj większość z nich jest już słusznie zapomniana. I właśnie tam - i tylko tam - jest miejsce 'Sanktuarium'. W Krainie Zapomnienia" - zakończył swój tekst recenzent INTERIA.PL.

Zobacz zwiastun filmu "Sanktuarium 3D":


Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: film polski
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy