Reklama

Musiał zastąpić prezydenta

Morgan Freeman opowiada o pracy przy filmie "Olimp w ogniu", w którym wcielił się w polityka, który musi zastąpić na pewien czas prezydenta Stanów Zjednoczonych.

Przypomnijmy, że głównym bohaterem thrillera Antoine'a Fuqui jest Mike Banning (Gerard Butler), agent Secret Service dbający o bezpieczeństwo prezydenta Stanów Zjednoczonych (Aaron Eckhart). Na skutek nieodpowiedzialnego zachowania mężczyzna zostaje zwolniony i rozpoczyna pracę jako... ochroniarz w supermarkecie.

Tymczasem prezydent, odwołując planowaną inwazję na Koreę Północną, rozwściecza ekstremistę Kanga (Rick Yune), który postanawia wymóc na głowie państwa zmianę decyzji. Wraz z grupką osób o bliskich mu poglądach politycznych przeprowadza atak na Biały Dom, biorąc prezydenta i pracowników za zakładników. W tej sytuacji na pomoc zostaje wezwany Banning, który jako jedyny może uratować uwięzionych ludzi, zapobiec międzynarodowej katastrofie i przywrócić swoje dobre imię.

Reklama

Przeczytaj recenzję filmu Antoine'a Fuqui na stronach INTERIA.PL!

W "Olimpie w ogniu" grasz przewodniczącego Izby Reprezentantów Trumbulla, który pod wpływem zaistniałych okoliczności musi zająć miejsce prezydenta. Opowiedz o swoich doświadczeniach z realizacji filmu.

Morgan Freeman: - Było bardzo przyjemnie. Znakomicie mi się pracowało z obsadą. Najbliżej współpracowałem chyba z Robertem Forsterem. Pracowaliśmy już wcześniej razem. Dobrze się znamy i rozumiemy. Podziwiam także Antoine'a.

Grałeś w trakcie swojej wspaniałej kariery prezydenta U.S.A., Nelsona Mandelę oraz... Boga. Jak ma się do nich rola przewodniczącego Izby Reprezentantów? Należy się w jakiś sposób przygotować do grania takich osób?

- Tak, są pewne rzeczy, które należy zrobić. Należy nauczyć się swoich kwestii.

Gerard spędza większość czasu na walce, Aaron jest prawie cały czas związany, a ty przebywasz w zasadzie nieustannie w pokoju dowodzenia. Chciałbyś się zamienić z którymś z nich?

- Nie chciałbym robić tego, co Gerard Butler. I wolałbym zostawić Aaronowi granie związanych bohaterów. Każdy był na właściwym miejscu.

Kiedy angażujesz się w dany projekt, jakich wyzwań po nim oczekujesz?

- Żadnych, nie poszukuję już kolejnych wyzwań. Nie wiem zresztą, czy 'wyzwanie' to dobre słowo? Uważam, że jedynym wyzwaniem w aktorstwie jest uczenie się własnych kwestii. Zawsze łatwo mi to przychodziło. Granie nie jest dla mnie wyzwaniem, chyba że rola wymaga fizyczności - ale jestem już trochę za stary na takie kreacje.

Powiedziałeś, że jesteś fanem Antoine'a, ale nie pracowałeś z nim wcześniej.

- Wcześniej nie, ale to nie koniec...

Do tego jeszcze wrócimy. Jak się z nim pracowało? Jakim jest reżyserem?

- Spokojnym, ale wygadanym. Pracuje szybko, lubię to w reżyserach. Potrafi słuchać, to również sobie cenię. To najważniejsze cechy dobrego reżysera. Szybki, potrafi słuchać, wie czego chce.

W filmie występuje wielu znanych aktorów. Wiedziałeś wcześniej o ich obecności? Wpłynęli w jakiś sposób na twoje zaangażowanie w projekt?

- Wiedziałem tylko, że gra Gerard Butler. Nie wpłynęło to bezpośrednio na moją decyzję o przyjęciu roli. Zaangażowałem się ze względu na jakość roli, scenariusz i osobę reżysera.

Wyczytałem, że przez kilka lat byłeś w lotnictwie. Czy to ci pomogło w jakiś sposób w karierze aktorskiej?

- Nie. Pomogło mi w okresie młodości. To były moje lata na studiach. Wiele się nauczyłem. Między innymi wojskowej dyscypliny. Nauczyłem się wtedy również sporo o samym sobie. Robiłem mnóstwo różnych rzeczy.

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Freeman Morgan | Olimp w ogniu | mus
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy