Michel Houellebecq i Iggy Pop: Najlepszy ekranowy duet 2017

Michel Houellebecq i Iggy Pop w filmie "Przeżyć: Metoda houellebecqa" /Against Gravity /materiały dystrybutora

Dokumentalny film "Przeżyć: Metoda Houellebecqa", będąc intrygującą ekranizacją głośnego eseju francuskiego pisarza, przynosi jedno z najbardziej niezwykłych artystycznych spotkań ostatnich lat: Iggy Pop i Michel Houellebecq nawet jeśli bawią się tu w grę między fikcją a rzeczywistością, zachowują przynajmniej pozory egzystencjalnego autentyzmu.

O tym, że Iggy Pop jest wielkim adoratorem twórczości Michela Houellebecqa duński dziennikarz i reżyser Erik Lieshout dowiedział się podczas pracy nad dokumentem rejestrującym powstanie ekranizacji powieści Houellebecqa "Możliwość wysypy". Gdy zadzwonił do amerykańskiego wokalisty z propozycją wykorzystania jego muzyki w filmie, nie mógł wiedzieć, że Iggy Pop właśnie znajduje się w trakcie lektury rzeczonej książki. Będąc nastolatkiem Houellebecq, infant terrible współczesnej literatury, zasłuchiwał się zaś w zbuntowanej muzyce The Stooges. Do spotkania obydwu dżentelmenów po raz pierwszy doszło w 2009 roku podczas koncertu Popa w Radio France, artystyczne połączenie obu gwiazdorów udało się jednak dopiero Lieshoutowi.

Reklama

"Przeżyć: Metoda Houellebecqa" to dokumentalna ekranizacja eseju francuskiego pisarza, nihilistycznego poradnika dla życiowych wykolejeńców, pomagającego niedostosowanym życiowo marzycielom w kontynuowaniu obranej drogi. Lieshout wybrał na bohaterów swego filmu trójkę zwyczajnych-niezwyczajnych: anonimowych ludzi, którzy mimo zdiagnozowanych chorób psychicznych kontynuują artystyczne poszukiwania. Ich historie stanowią tkankę całego filmu. Iggy Pop pełni w "Przeżyć..." funkcję obecnego na ekranie narratora: obserwujemy go, gdy czyta fragmenty eseju Houellebecqa, ekranowe wydarzenia trafnie komentują również wykorzystane w filmie nieznane kawałki Popa. Cały seans czekamy jednak na spotkanie amerykańskiego wokalisty z francuskim pisarzem.

Houellebecq (współscenarzysta filmu) pojawia się na ekranie już po kilkunastu minutach. Przedstawiony jest jako Vincent, niegdyś obiecujący rzeźbiarz, obecnie samotnik pracujący w piwnicy swojego domu nad tajemniczą instalacją zatytułowaną "Sekret życia". Obserwujemy go, gdy tłumaczy przed kamerą podział artystów na rewolucjonistów i dekoratorów. Ze śmiertelnie poważną miną twierdzi, że przynależy do tej drugiej grupy (mruga zaś do nas okiem, sadzając się na tle dekoracyjnej tapety). "Ale przecież istnieję, prawda?" - pyta retorycznie, kontynuując zwodniczą grę z widzem, w której stawką jest przecież nie fikcja ekranowej kreacji, lecz raczej autentyzm egzystencjalnej problematyki filmu.

Iggy Pop puka do drzwi Vincenta/Michela dopiero pod koniec filmu. Mimo iż nie ma ani kawy, ani papierosów, cała scena przywodzi na myśl głośny nowelowy film Jima Jarmuscha (Pop był tam w końcu w towarzystwie Toma Waitsa bohaterem jednej z kawopapierosowych scenek). Obaj panowie z wdzięcznie udawanym (odgrywanym) skrępowaniem dyskutują sobie zarówno o obecnej sytuacji życiowej, jak i o własnej artystycznej przeszłości. Tym razem to Iggy Pop mruga okiem do widza, odwracając się w stronę kamery i wprost do obiektywu, jak mają w zwyczaju czynić narratorzy sensacyjnych dokumentów, obwieszcza: "Mam przeczucie, że coś się tu zaraz wydarzy".

Spotkanie oby legend (chcą tego czy nie, ale jednak) popkultury - mimo iż zarówno Pop, jaki Houellebecq przywdziewają tu świadomie ekranowe maski - przynosi epifaniczny efekt. Nawet w niedawnym biograficznym filmie Jima Jarmuscha o The Stooges ("Gimme Ganger") Iggy Pop, opowiadając o swej młodości, nie był bardziej autentyczny niż w momencie, w którym wyznaje Vincentowi/Michelowi o niezwykle trudnym okresie swego życia, kiedy rewolucja punk rocka niemal zdmuchnęła go z muzycznej sceny. Tak samo Houellebecq, kiedy pomimo całej blagi swej ekranowej kreacji, próbuje wyjaśnić swemu gościowi, że jest artystą prawdziwie osobnym, nieświadomie odsłania swe najprawdziwsze uczucia i emocje.

Do tego ich twarze - poorane bruzdami nie tylko egzystencjalnych cierpień. Wystarczy odpowiednie oświetlenie, by już same oblicza Popa i Houellebecqa, nie muszą nawet niczego udawać, dobitnie wyraziły, co to znaczy "przeżyć", niekoniecznie metodą Houellebecqa. Kiedy francuski pisarz prowadzi swego amerykańskiego gościa do piwnicy, by  - jemu pierwszemu - pokazać "Sekret życia" - kamera obserwuje dwóch wykoślawionych do granic parodii mężczyzn. Niby udają, ale przecież chcą nam też powiedzieć: Tacy jesteśmy naprawdę!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy