Reklama

Michael Fassbender gwiazdą rocka?

11 lipca na ekrany polskich kin trafi komedia "Frank" Lenny'ego Abrahamsona, w której Michael Fassbender gra tytułowego charyzmatycznego lidera popowego zespołu Soronpfs.

Film, którego scenariusz napisali Jon Ronson ("Człowiek, który gapił się na kozy") i Peter Straughan ("Szpieg"), to historia fikcyjna, ale zainspirowana postacią Franka Sidebottoma, będącego alter ego kultowego brytyjskiego muzyka oraz legendy sceny komediowej Chrisa Sieveya. Scenarzyści przyznają, że nie tylko nie jest to klasyczna filmowa biografia, ale również, że kilka faktów pożyczyli od takich muzycznych outsiderów jak Daniel Johnston - niezwykle płodny singer-songwriter, któremu zdiagnozowano schizofrenię oraz chorobę dwubiegunową, czy też kultowego muzycznego innowatora, tworzącego legendy na swój temat, znanego pod pseudonimem Capitan Beefheart.

Sievey stworzył postać Franka Sidebottoma w połowie lat 80. i szybko stał się rozpoznawalny dzięki niezwykłemu przebraniu - wielkiej komiksowej głowie z papier-mâché. Frank, zawsze przedstawiany jako 35-latek, w eleganckim garniturze z lat 50-tych i wciąż mieszkający z matką, był aspirującą gwiazdą pop, niezmiennie radosną, pozytywną i pełną entuzjazmu, zupełnie nieświadomą swych muzycznych braków.

Sidebottom tworzył komediowe przeróbki znanych brytyjskich hitów The Beatles czy The Smiths, wygłaszał pogadanki, często występował w radiu, miał również swój własny telewizyjny talk-show i cotygodniowy komiks dla dzieci. Z czasem dorobił się własnego zespołu, z którym intensywnie objeżdżał Wielką Brytanię. Klawiszowcem w grupie był nie kto inny, tylko Jon Ronson - scenarzysta "Franka".

Reklama

Chris Sievey zmarł w 2010 roku, ale fama Franka Sidebottoma żyje dalej - w Wielkiej Brytanii komik ma status kultowy, a jego głowa na dobre stała się częścią kultury popularnej. Frank ma nawet swój pomnik w rodzinnej miejscowości Timperley.

We "Franku" usłyszycie również wiele wyjątkowej muzyki, która jest integralną częścią filmu. Reżyser spędził ze współpracownikami długie godziny zastanawiając się, jak powinna ona brzmieć, co do jednego był jednak pewien: musiała odpowiadać nazwie zespołu, - The Soronprfbs - która jest w zasadzie niewymawialna i stanowi dowcip sam w sobie.


Początkowo Abrahamson i jego stały specjalista od muzyki, Stephen Rennicks, chcieli zatrudnić do filmu jakiś znany zespół, który zaadaptowałby swoją twórczość na ich potrzeby. W końcu jednak postanowili stworzyć soundtrack z oryginalnych piosnek, które wykonywali aktorzy na planie. Całość muzyki, którą słyszymy w filmie, została nagrana na żywo, a Abrahamson i Rennicks byli bardzo pozytywnie zaskoczeni muzycznymi umiejętnościami obsady. Jedynym zawodowym muzykiem na planie była grająca perkusistkę Carla Azar, multi-instrumentalistka, członkini zespołu Autolux. Azar brała również udział w nagraniach obu solowych albumów Jacka White'a, a przy pierwszej - "Blunderbuss" - wzięła udział w trasie koncertowej z jego zespołem The Peacocks jako perkusistka. Tymczasem pozostali aktorzy pokazali, że świetnie radzą sobie jako muzycy i wokaliści, a Fassbendera trzeba było wręcz prosić, żeby nie śpiewał cały czas. Aktor w wywiadach przyznaje, że swego czasu marzył by zostać gwiazdą rocka.


Na planie "Franka" całej ekipie aktorskiej pracowało się tak dobrze, że planowali odbyć trasę koncertową jako Soronprfbs. Trochę szkoda, że nic z tego nie wyszło...

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Michael Fassbender | Frank
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy