Reklama

Metallica w kinie. To nie jest grzeczny film!

Od ponad 30 lat członkowie Metalliki szczycą się swoją niezależnością i tym, że podążają ścieżką inną niż ta, którą obrali ich koledzy z muzycznej branży. Zapewne w taki też sposób postrzegają filmową opowieść o nich samych, zatytułowaną "Metallica: Through the Never".

Pod pewnymi względami jest to film koncertowy, aczkolwiek nie w pełnym znaczeniu tego słowa. Co ciekawe, jest praktycznie pozbawiony dialogów. Oryginalny w formie obraz, wyreżyserowany przez Nimróda Antala (spośród jego wcześniejszych dokonań warto wymienić chociażby "Opancerzonego" i "Predators"), jest z jednej strony zapisem koncertu Metalliki w kanadyjskim Vancouver, a z drugiej - relacją z tajemniczej i, jak się później okazuje, niebezpiecznej misji, którą musi wykonać młody członek ekipy koncertowej, Trip (Dane DeHaan), lawirując między policją i gniewnymi mieszkańcami miasta.

Reklama

"Całość jest mocno przerażająca"

Krew, ogień, zagłada i szalony galop jeźdźca Apokalipsy - oto wizja, dla której kontrapunktem jest Metallica grająca w wypełnionej po brzegi hali. Wszystko, rzecz jasna, w oszałamiającym trójwymiarze.

- To dość złożona struktura - przyznaje James Hetfield, frontman zespołu. - Właściwie można powiedzieć, że to trzy filmy w jednym. Mamy tutaj wiele różnych płaszczyzn, na których rozwijają się poszczególne wątki. Całość jest mocno przerażająca...

Gitarzysta Kirk Hammet dodaje, że od samego początku celem jego i kolegów było całkowite przedefiniowanie konwencji klasycznego "filmu o zespole rockowym".

- Powiedzieliśmy sobie, że nie będzie żadnych wywiadów, żadnych wypowiedzi któregokolwiek z nas, żadnego zaglądania za kulisy - tylko zapis koncertu i rozwijająca się równolegle opowieść, od czasu do czasu wykraczająca poza ramy filmu. Jesteśmy zachwyceni efektem końcowym. Widzom możemy obiecać naprawdę intensywne przeżycia, chociażby z tego powodu, że cała historia jest opowiadana właściwie bez słów.

Pomysł, by zrealizować film o Metallice, dojrzewał od dłuższego czasu. Basista Robert Trujillo pamięta, że tego rodzaju głosy pojawiały się już w 2003 r., kiedy on sam dołączył do zespołu. Z relacji Nimróda Antala wynika zaś, że po raz pierwszy skontaktowano się z nim w tej sprawie jakieś trzy lata temu. - Najpierw był to jakiś nieznany mi agent, a potem producentka "Through the Never", Charlotte Huggins.

39-letni filmowiec zgodził się bez wahania.


- Jako nastoletni chłopak byłem wielkim fanem Metalliki. Ich muzyka towarzyszy mi przez całe życie - opowiada. - Zaintrygowały mnie słowa Huggins, która powiedziała mi, że ma to być film inny niż większość opowieści o zespołach muzycznych.

Umowę przypieczętowało spotkanie reżysera z perkusistą Larsem Ulrichem.

- Lars powiedział mi, że zespół rozważa koncepcję filmu, w którym standardowy zapis koncertu przeplata się z pewną narracją - zdradza Antal. - Czułem, że jest to coś absolutnie oryginalnego, coś nowego. Nigdy wcześniej nie miałem do czynienia z tego rodzaju projektem. Byłem podwójnie zaintrygowany: z jednej strony miałem przed sobą perspektywę pracy z muzykami Metalliki, z drugiej - tę osobliwą, trudną do opisania słowami wizję...

Zespół zostawił Antalowi wolną rękę w kwestii szczegółów fabuły "Through the Never".

- Dali mi zadanie. Musiałem wpaść na taki pomysł, który byłby kompatybilny z ich własną koncepcją. Dodatkowy warunek był taki, że rezygnujemy z dialogów - mówi reżyser.

"Pieprzcie się wszyscy!"

Antal zasiadł do pisania scenariusza, mając w głowie powieść "Alchemik" Paula Coelho - i obrazy gwałtownych protestów, jakie w całych Stanach Zjednoczonych zrodził ruch "Okupuj Wall Street".

- Metallica zawsze była dla mnie zespołem, którego muzykę i postawę można było streścić w słowach "pieprzcie się wszyscy!". Symbolizowali i nadal symbolizują bunt. Postanowiłem uczynić z tego nadrzędny ton narracji.

Niemniej inspirująca okazała się osoba Dana Browna, producenta koncertów Metalliki. To na nim wzorowany jest Trip - młody bohater filmu.

- Przegadaliśmy z Danem całą noc - wspomina Antal. - Jego uwielbienie i szacunek dla Metalliki zrobiły na mnie ogromne wrażenie. To nie były tylko czcze zachwyty; widać było, że ci ludzie i ich twórczość są dla niego ważni z powodów osobistych. Podobną lojalność i pasję dostrzegłem w członkach ekipy koncertowej i ludzi z managementu (mowa o opiekującej się Metalliką firmie Q-Prime - red.). To mi wystarczyło. To oni zainspirowali postać Tripa i jego historię.


Antal podkreśla, że muzycy Metalliki okazywali mu ogromne wsparcie, a praca z nimi była prawdziwą przyjemnością. Pozwolili mu nawet na wyjątkową ingerencję w listę utworów, które zostały zagrane podczas dwóch "filmowych" koncertów grupy w Vancouver w sierpniu 2012 r. tak, by reżyser mógł w pełni zrealizować wizję zawartą w scenariuszu. - Sama praca z nimi była czymś wielkim - mówi - ale jeszcze wspanialsze było to, że, jako artyści, mieli oni ogromną świadomość twórczego aspektu całego przedsięwzięcia i współpracowali ze mną w tym zakresie.

Sami muzycy byli nieco zaskoczeni skalą kosztów związanych z tego rodzaju projektem. - To trochę tak, jak z wyprodukowaniem pojedynczego utworu... Z tym, że kosztuje to nieco więcej - śmieje się James Hetfield, przyznając jednocześnie, że realizacja "Through the Never" sprawiła, że prace nad nowym albumem Metalliki nieco wyhamowały.

"Gramy w różnych dziwnych miejscach"

- Całe to zamieszanie związane z filmem jest bardzo absorbujące - wyznaje. - A poza tym musimy podreperować nasz budżet, nadszarpnięty przez jego realizację, w związku z czym praktycznie non stop jesteśmy w trasie. Gramy w różnych dziwnych miejscach i tylko dlatego nie mamy czasu, żeby wejść do studia i wreszcie skończyć tę płytę. Mam jednak nadzieję, że wyjdziemy na swoje, a sam film zostanie zapamiętany jako wyjątkowe i historyczne dzieło, które z czasem zyska status kultowej klasyki.

Na to samo liczy Robert Trujillo.

- Byłem jednym z tych młodych chłopaków, którzy o północy biegli do kina, by chłonąć atmosferę takich koncertowych filmów, jak "Pink Floyd: Live at Pompeii", "The Song Remains the Same" Led Zeppelin czy "Rust Never Sleeps" Neila Younga i Crazy Horse. Teraz my sami poszliśmy w ślady tych gigantów. Czy może być coś bardziej ekscytującego? (...).

Muzycy z niecierpliwością czekali na moment, w którym fani na całym świecie będą mogli zobaczyć efekt ich starań. Teraz, kiedy nadszedł, szykują się na różne reakcje - bo to, że będą różne, nie ulega wątpliwości.

- Najważniejsze to nie żyć oczekiwaniami; nie próbować przewidywać niczego - mówi Lars Ulrich. - Przegrasz, jeśli będziesz próbował wywierać wpływ na to, co ma nadejść, i sterować odbiorem widzów. Jestem pogodzony z tym, że publiczność może być zaskoczona naszym pomysłem, niektórymi spośród naszych poczynań i ich efektem końcowym...

- Mam tylko jedno życzenie, a mianowicie, żeby zrozumieli, że zawsze zaczynamy od początku. Chyba nie oczekują od nas, że co dwa lata będziemy wydawać tę samą zdartą płytę?...

- Śmiem twierdzić, że już 28 lat temu daliśmy światu do zrozumienia, że to nie jest sposób, w jaki działa Metallica.

© 2013 Gary Graff

Tłum. Katarzyna Kasińska

Chcesz poznać lepiej swoich ulubionych artystów? Poczytaj nasze wywiady, a dowiesz się wielu interesujących rzeczy!

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

The New York Times
Dowiedz się więcej na temat: film
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy