Reklama

Meryl Streep: Niczym kameleon

Jest jedną z najwybitniejszych amerykańskich aktorek. Każda jej rola to majstersztyk. Mimo to jest daleka od wszystkiego, co łączy się z hollywoodzkim pojęciem gwiazdorstwa.

Dziś trudno w to uwierzyć, ale jako mała dziewczynka Meryl Streep wcale nie marzyła o scenie i planie filmowym. Przez lata pobierała lekcje śpiewu i pragnęła występować w operze.

Gwiazda przyznaje się także do jeszcze jednej wizji swojego życia. - Jako nastolatka marzyłam o tym, by zostać księżniczką i wyjść za mąż za księcia Karola. Przyznałam mu się do tego, gdy kiedyś się spotkaliśmy. Przykro mi, że się nam nie udało - żartuje z właściwym sobie wdziękiem.

- Nie pragnęłam wcale zostać aktorką. Tym bardziej że aktor ciągle jest w podróży, ciągle pracuje i nie przywiązuje się do ludzi. Na szczęście zdążyłam się przekonać, że jest trochę inaczej. I bardzo się cieszę, że mam taką pracę - dodaje gwiazda.

Reklama

Na dużym ekranie pojawiła się w 1977 roku. Sukces przyszedł już rok później dzięki roli w filmie "Łowca jeleni". To po niej pojawiły się następne wspaniałe propozycje.

Streep trafiła na plan wzruszającej "Sprawy Kramerów". Rola w tym dramacie przyniosła jej pierwszego Oscara. Kolejna statuetka trafiła do niej w 1983 r. za kreacje w "Wyborze Zofii", gdzie brawurowo zagrała Polkę, która zmaga się z bolesnymi wspomnieniami z obozu koncentracyjnego.

- Do tej roli dwa miesiące uczyłam się polskiego - wspominała gwiazda. - To nie było trudne, bo szybko przejmuję akcent osoby, z którą rozmawiam. Jestem pod tym względem jak kameleon, dopasowuję się do otoczenia.

Nie ma dla niej żadnych ograniczeń. Rola premier Wielkiej Brytanii w biograficznym obrazie "Żelazna dama" dała jej trzeciego Oscara. - Gra to nie tylko udawanie - mówi. - To także zdolność wyobrażenia sobie czegoś, co nie istnieje, ale jest możliwe.

I ona jest w tym doskonała. Udowodniła to po raz kolejny w "Sierpniu w hrabstwie Osage", za który otrzymała 15. w karierze nominację Amerykańskiej Akademii Filmowej.

Mimo uznania, jakim cieszy się Meryl Streep, daleko jej do wizerunku rozkapryszonej hollywoodzkiej gwiazdy. - Jak sam sobie prasujesz, to woda sodowa do głowy ci nie uderzy - wyjaśnia.

- Zawsze najbardziej zależało mi na tym, by mieć rodzinę. I to mi się udało. Teraz marzę tak naprawdę o jednym: aby mieć więcej czasu dla najbliższych. Reszta jest mało istotna - podsumowuje artystka.

JBJ

Tele Tydzień
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy