Reklama

Mel Gibson: Jeździec Apokalipsy

Show-biznes bez skandalu jest jak żołnierz bez karabinu. My mamy swoje weksle, "taśmy prawdy", owies i kurwiki. Amerykanie tymczasem zawsze mogą liczyć na Mela Gibsona (

"Podczas aresztowania kompletnie straciłem nad sobą kontrolę i powiedziałem wiele obrzydliwych słów. Policjant, który mnie aresztował, wykonywał jedynie swoje obowiązki, a ja powinienem być mu wdzięczny za to, że zatrzymał mnie, zanim wyrządziłem krzywdę innym ludziom".

"Swoim zachowaniem zhańbiłem siebie i swoja rodzinę i jest mi z tego powodu naprawdę przykro. Przez całe swoje dorosłe życie walczyłem z uzależnieniem od alkoholu i niestety znowu mu uległem, czego głęboko żałuję" - kajał się niedawno publicznie reżyser głośnej "Pasji". Ale na niewiele się to zdało. Za oceanem nie milkną echa skandalu, jaki Mel Gibson (rocznik 1956) wywołał latem tego roku, obrzucając antysemickimi odzywkami funkcjonariusza aresztującego go za jazdę na podwyższonym gazie.

Reklama

Malibu ma w kieszeni

Do afery doszło w Malibu, ok. 25 km na zachód od Los Angeles, gdzie Gibson raczy mieszkać. Policjanci aresztowali 50-letniego filmowca za przekroczenie prędkości - jechał 130 km/h w strefie, gdzie maksymalna dozwolona prędkość wynosiła 90 km/h. Podczas kontroli jeden z funkcjonariuszy wyczuł od kierowcy alkohol.

Po badaniu alkomatem Gibson został przewieziony do aresztu, skąd wyszedł po 7 godzinach, uiściwszy kaucję w wysokości 5 tys. dolarów.

Jednak prawdziwa bomba wybuchła, gdy media ujawniły treść 8-stronicowego raportu autorstwa niejakiego Jamesa Mee. Pełniący funkcję zastępcy szeryfa policjant doniósł w nim, że podczas zatrzymania Gibson, uchodzący za głęboko wierzącego katolika, obrzucił funkcjonariuszy stekiem antysemickich wyzwisk i pogróżek.

"Moje życie jest spieprzone" - miał rzekomo wykrzykiwać filmowiec, po czym wypalił: "Cholerni Żydzi. To Żydzi są odpowiedzialni za wszystkie wojny na świecie". Potem zapytał szarpiącego się z nim policjanta, czy jest Żydem.

Na koniec burknął, że "całe Malibu siedzi w jego kieszeni, więc zrobi wszystko, aby zemścić się na aresztujących go policjantach".

Nuklearna katastrofa

"To nie są odpowiednie przeprosiny - ocenił publiczną skruchę Mela Gibsona Abraham H. Foxman z Ligi Przeciw Zniesławieniu. - Te słowa nie oddają sedna jego bigoterii i antysemityzmu. Mamy nadzieję, że Hollywood dostrzeże zakłamanie własnego środowiska i zdystansuje się do antysemityzmu". Niektórzy komentatorzy wróżyli Gibsonowi wręcz "nuklearna katastrofę". Inni uspokajali, uznając, że występek będzie doskonałą reklamą dla jego najnowszego filmu. Po kontrowersyjnej "Pasji", którą część krytyków i niektóre organizacje żydowskie uznały za jawnie antysemicką, filmowiec wziął się za kolejne monumentalne dzieło. Nakręcony z rozmachem obraz zatytułowany "Apocalypto" pojawi się w amerykańskich kinach 8 grudnia. W Polsce kinomani obejrzą go już 21 dni później.

Owiane tajemnicą najnowsze przedsięwzięcie Gibsona jest jedną z najbardziej oczekiwanych premier kinowych 2006 roku. Film będzie próbą rekonstrukcji dziejów legendarnej cywilizacji Majów. Projekt w całości został zrealizowany w meksykańskiej dżungli, w stanie Veracruz.

Scenariusz do filmu popełnił sam Gibson. Nie pojawi się on jednak na ekranie. Główne role powierzył rdzennym Meksykanom, mówiącym w filmie w zapomnianym dialekcie Majów. Akcja "Apocalypto" rozgrywa się 600 lat temu, jeszcze przed przybyciem do Ameryki Hiszpanów. Podobnie jak przy okazji poprzednich filmów Australijczyka, widzowie mogą liczyć na hektolitry posoki, przemoc i realistyczne sceny walki.

In Vino Veritas

Wybryk Gibsona wprawił Hollywood w osłupienie. Przez amerykańskie media przetoczyła się fala komentarzy potępiających chamski wybryk filmowca. Suchej nitki na Gibsonie nie pozostawili najpopularniejsi hollywoodzcy komicy.

3 listopada amerykańska telewizja wyemituje specjalny odcinek serii "Law and Order". W rolę Mela Gibsona, zatrzymanego przez policję za jazdę po pijaku i antysemickie odzywki, wcieli się Chevy Chase. Odcinek opatrzono ironicznym tytułem "In Vino Veritas". W sieci pojawiła się nawet specjalna gra, dzięki której internauci mogą do woli wcielać się w postać butnej gwiazdy i odgrywać sceny z pijackiej burdy.

Żarty skończyły się jednak, gdy w serwisie Fox News pojawiła się wzmianka, że "Apocalypto", który do kin miała wprowadzić firma Walta Disneya, zostanie prawdopodobnie sprzedany innemu dystrybutorowi. Mówiono, że szefowie Disneya przestraszyli się wyskoku Gibsona, który nijak nie przystaje do polityki studia, propagującego wyłącznie pozytywne wartości. Nim studio ostatecznie zaprzeczyło plotkom, nieoficjalnie mówiło się, że nowym dystrybutorem "Apocalypto" zostanie wytwórnia Lions Gate, która w przeszłości przejęła od Disneya "Dogmę" Kevina Smitha i "Fahrenheit 9.11" Michaela Moore'a.

Łukasz Kuźmiński

Dzień Dobry
Dowiedz się więcej na temat: Mel Gibson | apokalipsa | show-biznes | MeLE | film
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy