Reklama

"Matterhorn": Sodoma i Gomora?

7 lutego w polskich kinach pojawi się debiutancka komedia Diederika Ebbinge zatytułowana "Matterhorn", nagrodzona na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Rotterdamie przez festiwalową publiczność.

Produkcja w zabawny sposób podejmuje tematy samotności, religijności, hipokryzji i męskiej przyjaźni. Świetne dialogi, brawurowe aktorstwo i wysublimowane poczucie humoru czyni z "Matterhorn" jedną z ciekawszych propozycji w polskich kinach studyjnych na początku roku.

Bohaterem filmu jest pięćdziesięcioletni wdowiec Fred (Ton Kas), który codziennie o 18:00 zasiada do kolacji złożonej z trzech ziemniaków, fasolki i kiełbasy. Zarówno układ warzyw na talerzu jak i każdy ruch służący ich spożyciu jest w pełni kontrolowany i uświęcony tradycją.

Reklama

Holenderskie miasteczko, w którym żyje Fred, jest również stworzone jakby idealnie dla niego; chodniki są dokładnie wysprzątane, żywopłoty przystrzyżone, topole rosną w rzędach a w niedzielę jego mieszkańcy grzecznie maszerują do kościoła. To równina, nad którą góruje wyniosła wiara i karzące słowo boże uosobione w postaci miejscowego pastora. Sam Fred jest niczym tytułowy Matterhorn: groźny i lodowaty.

Spokojny świat domu samotnego wdowca znika, gdy trafia do niego biedny wędrowiec Theo (René van 't Hof). Fred niczym dobry Samarytanin daje mu pracę w ogrodzie i przyjmuje pod swój dach. Niesubordynowany, lekko opóźniony Theo bez skrupułów zaburza spokój domu. Zaczyna od kolacji, którą całą rozgniata i miesza na talerzu, a następnie dezorganizuje życie Freda. Choć Theo mało mówi, potrafi świetnie naśladować głosy zwierząt i lubi przebierać się w sukienki zmarłej żony Freda.

Pomiędzy dwoma mężczyznami zaczyna zawiązywać się coraz silniejsza więź, co nie podoba się pobożnym mieszkańcom miasteczka. Ktoś pisze na ścianie domu Freda "Sodoma i Gomora", przyjaciele zaczynają odwracać wzrok. Dotychczas przyjazna okolica okazuje się bagnem, które może pochłonąć Freda i Theo...

Komedia Diederika Ebbinge nie ulega prostym, rozrywkowym szablonom. Postać Freda choć przerysowana, nie jest schematyczna. Świetne aktorstwo Tona Kasa dało jej życie i pozwoliło wiarygodnie ukazać jej przemianę. Zabawne sceny przełamywania się przeciwieństw Freda i Theo, ich wspólne zabawy z dziećmi, kłótnie i nieporozumienia, podszyte są sentymentalną melancholią - pozwalają widzowi jednocześnie śmiać się i szczerze wzruszać. Scenom towarzyszy muzyka Jana Sebastiana Bacha, nadająca im prawdziwie niebiański wymiar.

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama