Reklama

Matt Damon: Buntownik, ale domator

Odwiedza prezydenta, dba o środowisko, kręci świetne filmy i wychowuje cztery córki. Ideał mężczyzny z burzliwą przeszłością!

Na ekrany naszych kin wchodzi film "Obrońcy skarbów", a grający w nim Matt Damon odwiedza Biały Dom! Nie tylko on - prezydent Barack Obama gościł ostatnio u siebie reżysera George'a Clooneya, hollywoodzkie gwiazdy oraz prawdziwych bohaterów historii, czyli ludzi, którzy podczas II wojny światowej uratowali z rąk nazistów bezcenne dzieła sztuki. Matt Damon wcielił się w jednego z nich, kuratora muzeum Jamesa Grangera. Aktor po zagraniu w tym filmie nie spoczął na laurach. Zaraz zabiera się za pracę nad pilotażowym odcinkiem serialu komediowego "More Time with Family", który ma wraz z Benem Affleckiem wyprodukować dla sieci telewizyjnej CBS.

Reklama

Nic dziwnego, że wybór padł na tych dwóch twórców, bo są oni gwarancją sukcesu. Film "Buntownik z wyboru" z 1997 roku, który razem wymyślili, po czym w nim zagrali, dostał dziewięć nominacji do Oscara! Panowie zdobyli statuetkę za wspólnie napisany scenariusz. To nie jedyne przedsięwzięcie, które razem zrealizowali, bo Matt i Ben znają się i przyjaźnią "od zawsze". Od dzieciństwa też obaj marzyli o karierze aktorskiej, jako nastolatki chodzili w Nowym Jorku na castingi. Nie mieli nawet 18 lat, kiedy obaj - wbrew woli rodziców - wyruszyli do Los Angeles szukać szczęścia. Zagrali razem już w 1992 roku, w "Więzach przyjaźni", potem m.in. w przełomowym dla kariery Afflecka filmie "W pogoni za Amy" (1997) oraz w "Dogmie" (1999).

Lubią razem pracować, a jeśli rywalizują, to tylko na polu... działalności charytatywnej. Dowiedli tego nakręconym kilka tygodni temu przekornym filmem wideo, w którym każdy z nich namawia widzów do wpłacenia dziesięciu dolarów na jego organizację. Affleck prosi o pieniądze na pomoc dla wschodniego Konga, a Damon przekonuje, że dotacja bardziej się przyda jego fundacji water.org, która walczy o zapewnienie dostępu do wody pitnej mieszkańcom Trzeciego Świata. Aktorzy nie są dla siebie mili, wręcz się obrażają, przechwalają każdy swoimi sukcesami, po czym na koniec... wybuchają śmiechem. Zachętą do wysłania dolarów jest nagroda, którą wylosuje jedna z wpłacających osób - wycieczka do Hollywood połączona ze spotkaniem z obydwoma gwiazdorami.

Matt jest w ogóle znany z zaangażowania w sprawy społeczne i polityczne. Jest współzałożycielem kilku organizacji charytatywnych na rzecz ochrony środowiska i pomocy najbiedniejszym. Jednak nie aż do tego stopnia, żeby samemu zostać politykiem. - To trudny kawałek chleba - stwierdził. - I trzeba być twardzielem, żeby przetrwać w polityce. Zostawiam to innym. Dobrym komentarzem do tego, co sądzi Damon o rządzących, jest fragment wywiadu, jakiego udzielił po zagraniu w filmie "Kupiliśmy zoo" (2011). Spytany, jakie zwierzęta chciałby hodować, gdyby miał prywatny ogród zoologiczny, odpowiedział: - Jeśli bym kupił zoo, w klatkach najchętniej umieściłbym... polityków.

Pozostaje więc przy aktorstwie, zagrał w ponad 60 filmach. A jakie role wybiera, w filmach akcji czy obyczajowych? Jak mówi, nie ma ulubionych, bo podoba mu się różnorodność. - Najwspanialsze w pracy aktora jest to, że można zagrać każdą postać - twierdzi Damon. - Nudzę się, kiedy gram podobne role. Ciągle szukam nowych wyzwań.

Chociaż zajęty jest pracą i działalnością charytatywną, to najważniejsza jest dla niego rodzina. Z żoną Lucianą Bozán Barroso wychowuje cztery córki i przyznaje się, że strasznie je rozpieszcza. Oraz... próbuje zrozumieć! - Dziewczyny są z innej planety - twierdzi ze śmiechem aktor. - To dla mnie zupełnie nowy świat! I dodaje poważnie: - Rodzina sprawia, że chce się żyć. Praca jest na drugim planie. Najważniejsze jest to, żeby córki wyrosły na szczęśliwe, silne i niezależne kobiety. Zresztą działalność na rzecz ochrony środowiska też jest częściowo spowodowana troską o córki.

- Trzeba zostawić naszym dzieciom zdrową i czystą Ziemię - przekonuje aktor. - Musimy chronić przyrodę i coś zrobić z tymi wszystkim śmieciami, którymi ją zasypujemy! Aktor tak organizuje sobie plan zdjęciowy, by nie wyjeżdżać z domu na dłużej niż trzy tygodnie. Również ze względu na dzieci państwo Damonowie przeprowadzili się kilka miesięcy temu z nowojorskiego Manhattanu do Los Angeles, do domu z dużym ogrodem.

Gdziekolwiek nie zamieszka, wszędzie jest rozpoznawany. Jak sobie radzi ze sławą? Jak mówi, cieszy się, że nie jest aż tak popularny, jak Angelina Jolie i Brad Pitt. - Oszalałbym, gdybym miał żyć tak jak oni! - twierdzi Damon. - Ja mogę spokojnie odprowadzić moje córki do szkoły, a za Bradem natychmiast podąża ze 30 paparazzi. Jestem szczęśliwy, że mogę prowadzić bardziej normalne życie...

- Za młodu nie byłem grzecznym chłopcem - dodaje - i często wdawałem się w bójki. Obawiam się, że gdyby w moje życie właził z butami jakiś natrętny fotograf, wróciłbym do dawnych zwyczajów! Aktor ustatkował się więc i stara się unikać gwałtownych reakcji. A najbardziej wtedy, kiedy jest brany za... Marka Wahlberga!

Bo, jak się okazuje, tych dwóch gwiazdorów jest notorycznie mylonych ze sobą. Aktorzy zawarli w związku z tym ciekawą umowę. Jeśli jeden z nich jest błędnie wzięty za drugiego, nie prostuje omyłki, rozdaje nawet "w zastępstwie" autografy. No i zachowuje się najlepiej, jak potrafi!

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

To i Owo
Dowiedz się więcej na temat: Matt Damon
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy