Reklama

Maciej Stuhr "w krzywym zwierciadle"

"Jest mi niezmiernie miło, gdy trzymam w ręku swoją książkę. Choćby dlatego, że każdą literę napisałem w niej sam" - wyznaje Maciej Stuhr. Na rynku wydawniczym pojawiło się właśnie jego "W krzywym zwierciadle".

"W krzywym zwierciadle" to zbiór felietonów, które od kilku lat publikuje pan na łamach miesięcznika "Zwierciadło". Pisze pan, że lubi czytać swoje teksty. Dlaczego?

Maciej Stuhr: - Ponieważ oznacza to, że są już napisane i męka twórcza została zakończona. Cenię sobie pisanie felietonów. Jest to jedna z moich ulubionych form działalności, choć znam swoje miejsce w szeregu. Nie uważam się za literata, wiem, że jestem amatorem. Jednak dużą estymą darzę ludzi pióra. Lubię język polski m.in. dlatego, że można się nim bawić. Staram się używać go w sposób niestandardowy, nieoczywisty.

Reklama

- Czasem nad jednym słowem potrafię siedzieć pół godziny, ponieważ szukam najlepszej możliwości, aby wymyślone przeze mnie zdanie dobrze zabrzmiało. Nie tylko, jeśli chodzi o treść, ale także o formę. Strasznie się zżymam później, gdy ktoś krytykuje moje teksty. O wiele łatwiej znoszę krytykę aktorskiej działalności. Wynika to zapewne z tego, że nie jestem zawodowym pisarzem, nie mam takiego warsztatu jak Jerzy Pilch czy Dorota Masłowska.

Współpracę ze "Zwierciadłem" rozpoczął pan w 2008 roku. Pamięta pan swój pierwszy felieton?

- Pisałem już wcześniej do innych magazynów, jednak propozycja ze 'Zwierciadła' była szalenie nobilitująca. Napisałem jeden felieton na próbę. Po subtelnych retuszach stwierdziliśmy, że ma to ręce i nogi. Ta przygoda trwa do dziś. Jest mi niezmiernie miło, gdy trzymam w ręku swoją książkę. Jednak nie chciałbym być wpisany w nurt znanych ludzi, którzy piszą. Po pierwsze dlatego, że każdą literę w tej książce napisałem sam. A w przypadku niektórych osób, nie jest to takie oczywiste. Wiele książek nie jest pisanych przez ich autorów. Po drugie wzbraniałem się przed propozycjami typu wywiad rzeka, ponieważ nie wiem, czy miałbym coś czytelnikowi do zaoferowania.

- Poza tym uważam, że takie książki są jednak czymś w rodzaju chałtury na rynku wydawniczym. Oczywiście moja książka także nie jest rasową publikacją. Jest to zbiór tekstów, które powstawały w ciągu ostatnich kilku lat. Jednak wszystko napisałem sam.

Ma pan swój ulubiony felieton?

- Jest jeden stary tekst, na który nie miałem kompletnie pomysłu, a telefony z redakcji się urywały. Mówiono mi, że jeżeli natychmiast nie oddam felietonu, to będzie porażka. Więc zasiadłem przed komputerem i opisałem pustkę w głowie. Nagle okazało się, że wyszedł z tego całkiem niezły tekst.

Jak wymyśla pan tematy?

- Nie ma jednej zasady. Czasem 'chodzę z felietonem' przez kilka dni. Bardzo lubię ten stan, ponieważ wiem, o czym napisać i najważniejszy problem mam z głowy. Jednak paradoksalnie niekiedy te felietony, które wymyślam naprędce, są lepsze od tych 'wychodzonych'.

Drugą część "W krzywym zwierciadle" stanowi opowieść "Utytłani miłością". Podobno miał być to scenariusz filmowy?

- Takie było hasło wywoławcze. Nie było pewnych planów, co do tego, ale postanowiliśmy pobawić się w opowieść filmową. W 2010 roku przez 12 miesięcy powstawała więc wstrząsająca historia 'Utytłani miłością'. Nie hamowałem się tam z poczuciem humoru, które jednak nie jest zrozumiałe dla każdego odbiorcy. Moi rodzice na przykład w ogóle tego nie rozumieją, nie wiedzą, na czym polega żart. Jednak napisałem coś, co śmieszy mnie samego. Miałem przy tym ogromny ubaw.

Czym jest dla pana działalność dziennikarska? Uprawia ją pan przecież nie tylko na łamach "Zwierciadła", ale także na antenie Radia Eska Rock.

- To są kolejne odsłony kontaktu z publicznością. Lubię kombinować, jakiego środka użyć, żeby dotrzeć do ludzi. W zależności od tego, jakim medium się posługuję, te środki się zmieniają. Są tematy na felietony, a są też krótkie żarciki, które nadają się na wpis na Facebooku. Nie można tego pomylić. Jeszcze w tym roku mamy nagrywać audiobook z tymi felietonami i przyznam szczerze, że jestem trochę zaniepokojony tym pomysłem. Jeżeli będę czytał to, co sam napisałem, to wyjdzie tak, jakby to mówił, a nie pisał. Natomiast gdybym miał sam powiedzieć to, co jest napisane, to zrobiłbym to zupełnie inaczej. Jednak może wyjdzie z tego coś fajnego? Zobaczymy.

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL/PAP
Dowiedz się więcej na temat: Maciej Stuhr
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy