Reklama

"Listy miłosne" dla wrażliwych

Podczas piątego dnia XXVI Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni, w piątek 14 września, odbyło się sześć pokazów konkursowych. Wśród zaprezentowanych filmów znalazł się najnowszy obraz Sławomira Kryńskiego "Listy miłosne" z Magdaleną Cielecką w roli głównej.

"Mój film jest dla ludzi wrażliwych i dorosłych" - stwierdził podczas konferencji reżyser.

W spotkaniu z dziennikarzami wzięli udział także: aktorzy Ewa Wiśniewska i Mariusz Frankowski oraz Małgorzata Braska, autorka kostiumów i Zdzisław Kuczyński, kierownik produkcji.

Bohaterką filmu "Listy miłosne" jest trzydziestoletnia pielęgniarka (w tej roli znakomita Magdalena Cielecka), która wydaje się, nie oczekuje od życia zbyt wiele. Na co dzień przebywa z chorymi w szpitalu, mieszka z despotycznymi rodzicami, ma romans z dużo starszym mężczyzną. Kiedy w jej życiu pojawia się prawdziwa miłość, nie umie sobie z nią poradzić.

Reklama

Reżyser zadedykował swój film wielkiego polskiemu twórcy Wojciechowi Jerzemu Hasowi. "Jest to dług spłacony memu mistrzowi. Nie chcę jednak kontynuować tego, co on robił w kinie. Wykorzystuję jedynie to, czego mnie nauczył" - powiedział Kryński.

"Z reguły robię filmy według własnych scenariuszy i moje zainteresowania dotyczą tematów ostatecznych, czyli takich, które zawsze będą i w literaturze i w kinie. Są to miłość, zdrada, próba znalezienia sobie miejsca w świecie, w rodzinie, w życiu. Chciałem nakręcić film melodramatyczny w treści, ale nie w formie. Dlatego niektórym może się wydawać, że ma on dziwną konstrukcję i skomplikowaną strukturę czasową. Utrzymałem historię w konwencji wspomnień głównej bohaterki i choć mogą się one wydać wyidealizowne i sentymentalne, to uważam, że myślenie o przeszłości takie właśnie jest" - dodał twórca.

Niektórzy zarzucili reżyserowi, że odwoływanie się do twórczości i stylistyki Hasa, może wydać się wtórne. Odpowiadając na te uwagi Kryński mówił: "Wychowałem się na filmach Hasa, Kawalerowicza i Wajdy. Świadomie do tego nawiązuję w formie i treści. Myślę, że estetyka ich filmów nigdy się nie zestarzeje. Z tych też powodów można w nieskończoność oglądać filmy z lat 50., ale te z przełomu lat 70. i 80. są już nie do zniesienia".

Do Gdyni nie przybyła niestety Magdalena Cielecka, więc na pytania dziennikarzy odpowiadali: Ewa Wiśniewska, grająca świetnie rolę despotycznej matki oraz Mariusz Frankowski - filmowy Janusz, młody mężczyzna, który zmienia życie głównej bohaterki.

"Życzyłabym sobie więcej takich aktorskich propozycji. Choć gram znowu silną, okrutną kobietę, to była to rola tak świetnie napisana, że zgodziłam się zagrać w Listach miłosnych od razu" - powiedziała Ewa Wiśniewska.

Mariusz Frankowski, który wystąpił także w innym filmie prezentowanym w konkursie w Gdyni, w "Sześciu dniach Strusia" Jarosłwa Żamojdy, w obrazie Kryńskiego stworzył zupełnie inną postać, o wiele ciekawszą, głębszą i prawdziwszą. "To niezwykła przyjemność dla aktora wystąpienie w filmie psychologicznym i to w towarzystwie tak wybitnych aktorów" - mówił aktor.

Widzom "Listy miłosne" podobały się i nagrodzili obraz długimi owacjami. Jedna z osób podczas konferencji stwierdziła nawet: "Ten film przywraca mi wiarę w polskie kino".

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: obraz | Gdynia | film | W roli głównej | miłosne
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy