Reklama

Lili Taylor walczy z demonami

- Uwielbiam filmy z dreszczykiem - deklaruje Lili Taylor. - A już zwłaszcza, kiedy są zrealizowane naprawdę dobrze. Bardzo podobało mi się to, co James Wan zrobił w "Naznaczonym". Nigdy nie miałam wątpliwości, że jest inteligentnym reżyserem, dlatego od początku wiedziałam, że "Obecność" będzie dobrym filmem. I nie myliłam się.

Nauka opętania? Z YouTube'a!

Rzeczywiście, wygląda na to, że "Obecność" spełni oczekiwania tych, którzy lubią bać się w kinie. Ten oparty na prawdziwych wydarzeniach horror przybliża widzom pewną mroczną historię z 1971 r. Znana para badaczy zjawisk paranormalnych, Ed i Lorraine Warren (Patrick Wilson i Vera Farmiga), odpowiada na rozpaczliwą prośbę Rogera i Carolyn Perronów (Ron Livingston i Lili Taylor), szukających wybawienia od złej siły, która opanowała ich dom i zatruwa życie całej rodzinie.

Jeśli macie wrażenie, że już nie po raz pierwszy słyszycie nazwisko Warren w kontekście zjawisk nadprzyrodzonych, to macie rację: słynne małżeństwo w drugiej połowie lat 70. próbowało także rozwikłać jeden z najgłośniejszych przypadków "nawiedzenia", w miasteczku Amityville. Nie trzeba chyba dodawać, że również i ta historia posłużyła za kanwę filmu.

Reklama

Poetyka filmu grozy nie jest Lili Taylor obca. Pamiętamy ją przecież z takich produkcji kinowych i telewizyjnych jak "Uzależnienie" (1995), "Nawiedzony" (1999) czy serial "Hemlock Grove" dostępny na platformie Netflix. W "Obecności" aktorka przekonująco wciela się zarówno w ciepłą, zwyczajną żonę i matkę, jak i w ofiarę demona: opętańczo wrzeszczącą, wybuchającą upiornym śmiechem, nie panującą nad własnym ciałem...

- Jak często nadarza ci się okazja, by w dwugodzinnym filmie zagrać osobę całkowicie normalną i osobę opanowaną przez złe moce? - pyta retorycznie Taylor. - Moja bohaterka zostaje wchłonięta przez inny świat, świat demonów i niewytłumaczalnych rzeczy. Właśnie to tak mnie w niej zafascynowało. Szczerze mówiąc, by dobrze przygotować się do tej roli, wystarczyło zapoznać się z tematyką opętania i egzorcyzmów na... YouTubie. To prawdziwa kopalnia wiedzy, jeśli chodzi o tego rodzaju informacje.

Diaboliczne odgłosy w piwnicy

Scena, w której przywiązaną do krzesła Carolyn Perron targają diabelskie siły, wywoła dreszcze chyba u każdego widza. Każde ujęcie wymagało od Lili Taylor nie lada wytrzymałości: upiorne wrzaski, jakie musiała z siebie wydawać, połączone z niekontrolowanymi ruchami ciała, były nie tylko fizycznie wyczerpujące, ale też trudne do zschynchronizowania z grą innych aktorów obecnych na planie.

- By zagrać tę scenę, musiałam być w formie. Nie żartuję - opowiada aktorka. - W tym celu ćwiczyłam ze specjalną żeliwną hantlą. Lubię to: taki trening rozwija mięśnie i poprawia wydolność, a co najważniejsze, dobre efekty można osiągnąć w stosunkowo krótkim czasie. Mi na ogół wystarczało 15 minut jednorazowo. Robiłam też dużo ćwiczeń rozciągających i ćwiczyłam struny głosowe...

Musiałam nauczyć się wydawania diabolicznych odgłosów. Tutaj też nieocenioną pomocą był dla mnie YouTube. Uczyłam się growlu, podpatrując wykonawców muzyki metalowej i oglądając filmiki instruktażowe. Chodziło o przyswojenie sobie specjalnej techniki, po to, by nie zniszczyć sobie gardła. Takie wokalne rozgrzewki świetnie przygotowały mnie do tej sceny.

Rzeczona scena, która rozgrywa się w piwnicy domu Perronów, obfituje też w atrakcje innego rodzaju. Widzowie zobaczą w niej rannego ptaka miotającego się po podłodze i szafkę, która nagle przewraca się z hukiem. W kolejnych ujęciach pojawia się odrażająca istota, która dręczy Perronów i starających się im pomóc Warrenów.

Mechanizmy lęku

Lili Taylor opowiada o pracy na planie, nie ukrywając swojego entuzjazmu dla sprytu ekipy. I tak dowiadujemy się, że ranny ptak nie był dziełem komputera, ale rekwizytem na sznurku (komputer został użyty jedynie w celu "wymazania" sznurka). Także zły duch nie został wygenerowany komputerowo - był to po prostu odpowiednio ucharakteryzowany aktor.

- Stara szkoła rządzi! - mówi aktorka. - Mój problem z "Nawiedzonym" polegał na tym, że tak naprawdę nie wiedziałam do końca, co się dzieje. Za sobą miałam tylko zielone tło... Klasyczne techniki realizacji są o tyle lepsze od efektów komputerowych, że dają ci poczucie autentyczności. Jeśli masz przed sobą coś namacalnego, możesz zareagować; możesz spojrzeć na tę rzecz lub osobę. Widz na pewno to zauważy - i też poczuje ten autentyzm.

Taylor widziała już efekty swojej pracy na jednym z przedpremierowych pokazów "Obecności" . Jak mówi, gotowy film spełnia jej oczekiwania, a może nawet je przewyższa.

- Uważam, że James Wan naprawdę potrafi wczuć się w ludzką psychikę i rozumie mechanizmy lęku i jego powstawania - mówi. - Potrafi również przekazać to publiczności. Według mnie to właśnie stanowi o wyjątkowej wartości tego filmu. A poza tym sama historia bardzo mnie poruszyła. Czegoś podobnego doświadczyłam, oglądając słynnego "Egzorcystę".

Być poruszonym i bać się jednocześnie - o to przecież w tym wszystkim chodzi. Niewiele filmów oddziałuje na człowieka w ten sposób. Bać się to jedno, ale bać się i martwić o to, co stanie się z bohaterami - to już coś!

Pozostaje jeszcze jedno pytanie, które w tych okolicznościach musi zostać zadane. Czy po tym wszystkim Lili Taylor zaczęła wierzyć w siły nadprzyrodzone i złe duchy? W końcu przez wiele tygodni wczuwała się w psychikę kobiety opętanej przez demona...

- Nie odpowiem ani twierdząco, ani przecząco - mówi aktorka. - Kiedy ktoś opowiada mi o swoich doświadczeniach w tym zakresie, podchodzę do tego z szacunkiem i nie oceniam tej osoby ani jej przeżyć. Ale sama nie chcę opowiadać się ani po stronie niedowiarków, ani wierzących.


© 2013 Ian Spelling

Tłum. Katarzyna Kasińska

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

The New York Times
Dowiedz się więcej na temat: Obecność | James Wan
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy